Sprzedane na aukcji maski wrócą do Indian Hopi

Amerykańska organizacja charytatywna Fundacja Annenberga ogłosiła w środę, że to ona wylicytowała we wtorek na aukcji w Paryżu 24 maski i inne artefakty plemion Hopi i Apaczów za ok. 0,5 mln USD. Fundacja zapowiedziała, że zwróci je pierwotnym właścicielom.

"To nie są trofea, które można zawiesić nad kominkiem (...). One nie należą do domów aukcyjnych ani prywatnych kolekcji" - powiedział dyrektor fundacji, która ma siedzibę w Los Angeles Gregory Annenberg Weingarten.

Całą sprawę skomentował amerykański ambasador przy oenzetowskiej agencji ds. kultury David Killon, który wyraził zadowolenie z decyzji fundacji, nazywając jej działanie "aktem hojności". Jego zdaniem należy zweryfikować dotychczasowy porządek prawny dotyczący handlu przedmiotami, które mogą być określone jako dziedzictwo kulturowe.

"Ten tydzień pokazał, że potrzeba dialogu poprzedzającego takie publiczne aukcje wraz z zapewnieniem im większej ochrony prawnej" - napisano w oficjalnym oświadczeniu wydanym przez Amerykanów.

"Mamy nadzieję, że tego typu działania staną się przykładem dla innych i pokażą, że przedmioty o wyjątkowym znaczeniu kulturowym i religijnym będą odpowiednio ostrożnie traktowane przez osoby z szeroką wiedzą i odpowiedzialnością. One zwyczajnie nie mogą być wystawiane na sprzedaż" - podkreślił jeden z przywódców Indian Hopi Sam Tenakhongva.

Paryski dom aukcyjny sprzedał w poniedziałek 24 maski i inne artefakty plemion Hopi i Apaczów za łączną kwotę ponad 520 tys. dolarów, mimo że przedstawiciele Indian, wspierani przez ambasadę amerykańską, domagali się wstrzymania sprzedaży świętych dla nich przedmiotów.

Aukcja przyniosła więcej pieniędzy, niż się spodziewano. Najdrożej sprzedano "kask wotywny" ze skrzydłami kruka, który osiągnął cenę 125 tys. euro. Oprócz masek sprzedano ponad 20 figurek Kaczynów z legend Indian Hopi i Zuni (nowy Meksyk) oraz artefakty plemienia Apaczów Chiricahua z San Carlos w Arizonie.

W USA od 1990 roku obowiązuje zakaz sprzedaży świętych artefaktów Indian. We Francji na sprzedaż masek w zeszłym tygodniu wyraził zgodę sąd francuski; sędzia uznał - jak pisze agencja AP - że we Francji nie ma praw chroniących rdzenne ludy.

Przeciwko sprzedaży protestowała w sobotę amerykańska ambasada w Paryżu, twierdząc, że przedstawiciele Hopi i Apaczów Chiricahua z San Carlos nie mieli dość czasu, aby dochodzić swych praw we francuskim sądzie i powołać się na konwencję UNESCO o środkach zapobiegania i zakazie nielegalnego importu, eksportu i transferu dóbr kulturalnych z 1970 roku. Zarówno Francja, jak i USA są jej sygnatariuszami.

Prawnik reprezentujący plemię Hopi, Pierre Servan-Schreiber, który kupił jedną z masek, by zwrócić ją plemieniu, mówił, że sprzedane na aukcji przedmioty mają dla istniejącego nadal ludu szczególne znaczenie. "Kiedy ktoś wreszcie zda sobie sprawę, że nie wszystko można sprzedać i kupić?" - dodał.

W sprawie masek występowała również międzynarodowa organizacja pozarządowa Survival International, broniąca praw rdzennych ludów amerykańskich. Poprzednim razem organizacja ta próbowała nie dopuścić do aukcji w kwietniu 70 masek i figurek Kaczynów, które sprzedano za ponad milion euro.

Plemię Hopi, dla którego maski i figurki w jaskrawych kolorach, wykonane z drewna, skóry, końskiego włosia i piór, przedstawiają duchy ich przodków, sił przyrody, roślin i nadprzyrodzone istoty mitologiczne, liczy od 8 do 18 tys. członków na terenie obecnego stanu Arizona. Indianie utrzymują, że maski, używane do obrzędowych tańców, zostały nielegalnie zabrane z ich rezerwatu na początku XX wieku.

W kwietniu na aukcji w Paryżu za 931 tys. euro sprzedano kilkanaście masek Hopi z końca XIX i początku XX wieku, pomimo głośnego protestu amerykańskiego aktora Roberta Redforda. Zgodę na licytację wydał paryski sąd, odrzucając wniosek plemienia i amerykańskiego rządu o zakaz sprzedaży. Maski te według domu akcyjnego zostały w przeszłości sprzedane i odkupione legalnie.

«« | « | 1 | » | »»
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg