Dybuk w dwudziestym pierwszym wieku?

- Ale tu się nie ma czego bać. Nie wybieramy sobie duszy. My nią jesteśmy!

– Konwersja?

– Nie, dlaczego? – Zaśmiałam się spłoszona. – Wiem, że to coraz bardziej popularne, ale nie ja. Dlaczego ja?

– Bez przesady, zaraz popularne. – Wyglądał na bardzo zadowolonego z życia, a takiemu zawsze łatwiej zaufać. – To po co chciałaś się spotkać, hm? Jesteś zagubiona. – Nie byłam pewna, czy pyta, czy po prostu stwierdza.

– Jestem zagubiona, to prawda. – Z lekkim zażenowaniem gapiłam się na swoje wypolerowane paznokcie. – I wiem, że to widać – dodałam z wymuszoną pewnością siebie. – Ale na pewno nie pomoże mi w tym przejście na judaizm. Żadna religia mi w tym nie pomoże ani ideologia. Tym bardziej że żydostwo to nie religia… – dodałam ciszej, znacznie mniej już pewna tego, co mówię.

– Ale żeby powrócić do narodu, musisz przejść konwersję.

– „Powrócić do narodu”?

– Jeśli masz żydowską duszę, a polskie korzenie, to tylko przez konwersję możesz wrócić. Chyba że masz też żydowskie korzenie. Masz? Szukałaś?

– Zaraz – przybrałam zdecydowany ton. – Ja jeszcze o sobie nic nie powiedziałam, a rabin już układa całą historię. – Byłam lekko zirytowana tym tempem, ale też dziwnym wrażeniem, które we mnie wywoływał: czułam się, jakbym nagle kogoś udawała. – Jestem Polką. Nigdzie nie muszę szukać żadnych korzeni. Zresztą niewiele wiem o swoich przodkach, nie o wszystkich…

– Nie dziwi cię to? – Przewiercił mnie jasnym spojrzeniem, wciąż z wyrazem tej dziwnej wesołości.

– Co mnie nie dziwi? – Od początku trudno mi się było odnaleźć w tej rozmowie.

– Dlaczego niewiele wiesz.

– Dlatego że… – Nabrałam głęboko powietrza, by dodać sobie odwagi przed długim monologiem.

Już miałam zacząć opowieść o tragicznych perypetiach swojego dzieciństwa, potrójnym nieszczęściu spowodowanym podwójną śmiercią kobiet w mojej rodzinie oraz wojenną i obozową traumą dziadka, kiedy uświadomiłam sobie, że przecież nie tylko nic nie wiem o przodkach dziadka i babci, ale i nie wiem nic o swoim rodzonym ojcu i jego rodzinie. Aż mną zatelepało. Nawet w myślach nie chciałam poruszać tego tematu, a wyraz „ojciec” w ogóle w moim słowniku nie istniał. Od razu przywoływał lawinę innych przykrych słów, poczynając od słowa „bękart”.

– Nie, nie – zaczęłam zaprzeczać własnym myślom. – To by było za proste. I też nie ma znaczenia, jakie są moje korzenie. Nie po to tu przyszłam. Ważne, jak się czuję.

– A jak się czujesz? Powiedz.

– Dziwnie. – Zauważyłam, że od dłuższej chwili miarowo stukam łyżeczką w lśniący kamienny blat. Złapałam się za rękę, żeby ją unieruchomić. – Mam wciąż jakieś dziwne sny, przeczucia… Czuję się jakby… – przewróciłam oczami – jakby… Czy to możliwe, że we mnie siedzi dybuk? – wypaliłam na jednym oddechu, nie mogąc znieść dłużej tego napięcia.

– Wszystko jest możliwe – odparł bez cienia zdziwienia. – Trzeba się modlić i dążyć do prawdy. Zawsze. Ale na dybuka najlepszy będzie jednak egzorcyzm, a nie modlitwa. – Spoważniał i kiwnął głową, chcąc złożyć zamówienie.

Odruchowo spojrzałam na zawzięcie migającą ikonkę koperty na wyświetlaczu mojej komórki.

– Naprawdę możliwe? Dziś? Dybuk w dwudziestym pierwszym wieku? – wyjęczałam.

Rabin wybuchnął szczerym i głośnym śmiechem. Kilka osób z pobliskich stolików z ciekawością odwróciło się w naszą stronę. Wcale nie czułam się jego reakcją dotknięta. Spodziewałam się znacznie gorszej.

– Przepraszam – zreflektował się szybko i zamilkł, mozolnie obracając w głowie jakąś myśl.

Ale zanim znów się odezwał, mnie zdążyło dręczyć już co innego. Dlaczego w tym właśnie momencie musiałam dostać esemesa od Rafaela? Właśnie teraz, w chwili prawdy. Po tak długim milczeniu, po takiej długiej przerwie, pierwszy raz od naszego rozstania. Dlaczego? (I jak mam wierzyć w przypadki?). Czyżby Rafael znowu chciał wygrać z dybukiem? Zupełnie tak jak wtedy, na Brooklynie, kiedy zlekceważyłam wyrzekania i rady chasyda i bezmyślnie pobiegłam do niego na noworoczną zupę? A może ten dybuk jest z Rafaelem sprzężony? Może to on pcha mnie w jego stronę? W stronę ich wszystkich? Nie wypadało jednak rzucać się na telefon i odczytywać teraz wiadomości. Dyskretnie wyłączyłam dźwięk i wsunęłam telefon do torby, ale myślami i tak już byłam w opustoszałym, powleczonym zmrokiem Borough Parku, a nie w kawiarni Bliklego przy Nowym Świecie z nowoczesnym, zabawnym rebe.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg