Wspomnienia o mnichach z Algierii

Państwo Stanisław i Krystyna Kubiakowie oglądali film „Ludzie Boga” ze łzami w oczach. Trapistów z Tibirine zamordowanych w 1996 r. znali osobiście.

Wspomnienia o mnichach z Algierii   Misjonarze Afryki W Algierii i Tunezji, relacje z muzułmanami układają się normalnie, natomiast dramatyczna jest sytuacja w Libii Mnichów z Tibhirine poznał też  o. Darek Zieliński, ze zgromadzenia Ojców Białych. Pracował w Algierii kilka lat. Już jako kleryk zgromadzenia odbył tam staż od 1991 r.  do 1993 r. Mieszkał wtedy w Tizi Ouzuo, stolicy regionu Kabylia, zamieszkanego przez Berberów, najstarszą ludność tego kraju.

- Wspólnota Ojców Białych przybyła do Tizi Ouzou w 1946 roku, a  w samej  Algierii Misjonarze Afryki są  od ponad 120 lat. W czasach kolonialnych rząd francuski zajmował się wyłącznie ludnością francuską, więc i Kościół w Algierii był dla Francuzów. Pierwszym człowiekiem który pomyślał o tubylcach był francuski abp Algieru, Karol Lavigerie  – mówi Darek. - Misja rozpoczęła się od działalności społecznej. Oświata, opieka nad dziećmi, sierotami. To był czas biedy i głodu. Z czasem zaczęły napływać i inne zgromadzenia z myślą by pracować dla i pośród Algierczyków. Jednym z nich byli mnisi trapiści.

Wspomnienia o mnichach z Algierii   Misjonarze Afryki O. Darek Zieliński (po prawej) z zaprzyjaźnionym imamem z Oranu (zachodnia Algieria) Darek mnichów z Tibhirine poznał po raz pierwszy po w 1992 r. Pojechał w towarzystwie kilku Polaków których poznał w Tizi Ouzou i Algierze.

-  Tibhirine położne w górach Atlasu, było oazą spokoju. Przy bramie klasztornej, po prawej stronie mieścił się budynek gościnny. Miejsce otwarte dla  wszystkich.  Zostawaliśmy w klasztorze na kilka godzin. Wspólne spacery z mnichami po ogrodzie... Przy klasztorze było wielkie gospodarstwo rolne. W ogrodzie uprawiano głównie drzewa owocowe. U mnichów pracowało wielu muzułmanów z sąsiadującej z nimi wioski.

W niedziele wcześnie rano, uczestniczyli z mnichami we mszy świętej.  - W pamięci mam obraz jak odprawiali mszę. Ich ubiór, wygląd... Wszyscy boso - przeor Chistian i bracia. Po mszy świętej dzieliliśmy wspólnie  piknik. To były chwile  do porozmawiania, dzielenia się życiem – opowiada Darek.

- Poprzez  ich sposób ubrania, zachowania, każdy kto do nich przychodził, zawsze mógł się czuć bardzo dobrze wśród nich.  Wszyscy bracia znali doskonale język arabski. Czas na modlitwy łączyli z muzułmanami którzy modlili się piec razy za dnia. Tak podkreślali jedność z ludźmi.

Darek chciał, aby przeor Christian został jego ojcem duchowym, pomimo że dzieliło ich prawie 200 km. - Ale sytuacja w kraju robiła się była coraz bardziej napięta, i przyjazdy z Tizi Ouzou do Tibhirine okazały się trudne.

W tragicznym dla nich roku 1996, mnisi zdawali sobie sprawę  że sytuacja jest bardzo niebezpieczna. - Władze lokalne, biskup nalegali aby wyjechali, jeśli czują się zagrożeni. Ale oni pozostali. Przecież ludność okoliczna ich znała... No i żyli w tym kraju od wielu lat. Czuli, że gdyby wyjechali to byłaby zdrada kraju, ludzi. Nie starali się nawracać.  Byli tam z miłości do muzułmanów. I jestem przekonany, że tamtejsi muzułmanie inaczej patrzyli na chrześcijaństwo gdy poznawali mnichów. Oby więcej było takich  miejsc spotkań… - mówi o. Darek.

Mnisi z Tiibhirine zostali uprowadzeni w nocy z 26 na 27 marca 1996 r. przez terrorystów Zbrojnej Grupy Islamskiej. Dwa miesiące później na drodze do Medei odnaleziono ich głowy. Okoliczności ich śmierci do dziś pozostają nieznane.

"Gdyby pewnego dnia zdarzyło się (…) że padnę ofiarą terroryzmu, który zdaje się obecnie zagrażać wszystkim cudzoziemcom zamieszkującym w Algierii, pragnąłbym, aby moja wspólnota, mój Kościół, moja rodzina pamiętali, że moje życie było oddane Bogu i temu krajowi (…)” pisał w pierwszych słowach swego testamentu o. Christian de Cherge.

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg