Islamista kontra premier Mubaraka

PAP |

publikacja 15.06.2012 09:29

W weekendowych wyborach prezydenckich w Egipcie decydujące starcie stoczą kandydat islamistów i premier z czasów reżimu Mubaraka. 60 lat po dojściu wojskowych do władzy pierwsze wolne wybory szefa państwa będą kolejnym krokiem na drodze do rządów cywilów.

Islamista kontra premier Mubaraka KHALED ELFIQ/PAP/EPA Mohamed Mursi (z lewej) i Ahmed Szafik to pretendenci to prezydenckiego fotela w Egipcie

Jak pisze agencja AP, podczas drugiej tury wyborów państwo policyjne będzie rywalizować z islamistami, którzy byli przez nie zwalczani.

O fotel prezydencki ubiegają się kandydat Bractwa Muzułmańskiego Mohamed Mursi, który w pierwszej turze uzyskał poparcie ponad 24 proc. głosujących, oraz ostatni premier mianowany przez ówczesnego prezydenta Hosniego Mubaraka, Ahmed Szafik. 23 i 24 maja zdobył on ponad 23 proc. głosów. W czwartek Trybunał Konstytucyjny ostatecznie potwierdził jego prawo do kandydowania. (Jednocześnie nieoczekiwanie uznał za nieważne niedawne wybory parlamentarne, kwestionując prawomocność jednej trzeciej mandatów).

Sobotnio-niedzielne głosowanie może zakończyć 16-miesięczny okres burzliwych rządów Najwyższej Rady Wojskowej, która objęła władzę po obaleniu w wyniku rewolucji prezydenta Mubaraka. Jednak wobec czwartkowego orzeczenia Trybunału, kwestia dalszych rządów Rady pozostaje otwarta. Ponadto w Egipcie nie ma obecnie konstytucji, która określałaby kompetencje przyszłego szefa państwa, co daje wojskowym ogromną przewagę. Prace nad nową ustawą zasadniczą jeszcze się nie zaczęły.

Do głosowania w weekend uprawnionych jest 50 mln obywateli.

Euforia, która w lutym zeszłego roku towarzyszyła ustąpieniu autorytarnego przywódcy, zamieniła się w niepewność, a okres przejściowy charakteryzował chaos i krwawe zamieszki - pisze Reuters.

Wybory w 83-milionowym Egipcie mają być ostatnim krokiem przed przekazaniem władzy cywilom. Jednak wiele osób, które w 2011 r. wyszły na ulice, by domagać się ustąpienia Mubaraka, obecnie krytykuje nadal silną pozycję armii i policji, twierdząc, że te filary dawnego reżimu nie zostały poddane reformom i przetrwały rewolucję w nietkniętym stanie.

Obaj kandydaci prowadzili kampanię w bezpardonowy sposób. 70-letni Szafik, chcąc zdyskredytować Bractwo, oskarżał je o zabicie demonstrantów podczas zeszłorocznych protestów. Głosił, że zwycięstwo prezydenta-islamisty będzie równoznaczne z cofnięciem się Egiptu do czasów średniowiecza i wykluczeniem kobiet i chrześcijan z życia publicznego. Zdaniem byłego szefa rządu Bractwo przejmie zdobycze rewolucji, którą zapoczątkowali głównie młodzi, świeccy Egipcjanie i do której islamiści przyłączyli się dopiero po pewnym czasie.

Bractwo, najstarszy egipski ruch islamistyczny, który obecnie próbuje łączyć konserwatywne wartości społeczne i religijne z hasłami tolerancji i nowoczesności, ostrzegało, że Szafik pozbędzie się demokratycznych zdobyczy rewolucji. Przypominało też, że był on związany z reżimem Mubaraka.

W tej napiętej atmosferze grupy, które doprowadziły do obalenia Mubaraka, apelują o bojkot wyborów lub o oddanie pustych głosów. Ich zdaniem głosowanie ożywi stary reżim i nie przysłuży się poprawie sytuacji w kraju.

Najmocniejszą kartą Szafika, dawnego dowódcy sił powietrznych, jest obietnica przywrócenia porządku w kraju.

Tego dawnego ministra lotnictwa cywilnego i byłego premiera(od stycznia do marca 2011 r.) popiera państwowy aparat bezpieczeństwa, wywiad i wojsko, biznesmeni, ludzie z nostalgią wspominający czasy Mubaraka, a także miliony innych Egipcjan, którzy obawiają się rządów islamistów.

Za Szafikiem najpewniej opowiedzą się też chrześcijanie-Koptowie, którzy stanowią ok. 10 proc. ludności Egiptu i nie chcą widzieć islamisty sprawującego najwyższą funkcję w państwie.

Dla wielu biznesmenów i inwestorów giełdowych decydującą zaletą Szafika jest jego doświadczenie rządowe. Ponadto przedsiębiorcy nie wykazują entuzjazmu wobec programu ożywienie egipskiej gospodarki, przedstawionego przez Bractwo, ponieważ zbyt mało wagi przykłada się w nim do stymulowania prywatnych inwestycji.

Jednak zwycięstwo Szafika może wywołać protesty tych, dla których oznacza ono powrót dawnego reżimu. Pojawiają się obawy, że Szafik utrzymałby pewne elementy skorumpowanego państwa policyjnego, któremu służył.

W niedawnym wywiadzie telewizyjnym Szafik powiedział, że to Bractwo odpowiada za śmierć demonstrantów podczas jednego z najbardziej symbolicznych momentów rewolucji. Były szef rządu twierdzi, że "brodaci mężczyźni" z dachów strzelali do protestujących podczas dwudniowych starć na początku lutego 2011 r., gdy zwolennicy reżimu uzbrojeni w bicze i miecze wjechali na wielbłądach na kairski plac Tahrir i zaatakowali demonstrantów.

Ta krwawa bitwa była punktem zwrotnym rewolucji, a w jej wyniku wielu Egipcjan przyłączyło się do protestów.

Według Szafika informacje o zaangażowaniu Bractwa w zamieszki pochodzą od armii i policji oraz ze zdjęć z wojskowych helikopterów. Wywiad zdystansował się od wypowiedzi kandydata na prezydenta. Krytykowali je też uczestnicy zeszłorocznych protestów, dla których bitwa była symbolem niezłomności protestujących, także Bractwa.

Podczas kampanii Bractwo w meczetach głosiło, że Szafik jest przeciwny islamowi, za wszelką cenę zabiega o poparcie Koptów i nie będzie walczył z korupcją. W internecie krąży wywiad, w którym Szafik popiera włączenie fragmentów Biblii do programów nauczania w szkołach, by zrównoważyć obecność Koranu. Na innym nagraniu krytycznym wobec tego kandydata pokazano zdjęcia osób torturowanych przez siły bezpieczeństwa za czasów Mubaraka.

W egipskim parlamencie, którego skład jest obecnie kwestionowany przez Trybunał Konstytucyjny, polityczne skrzydło Bractwa, Partia Wolności i Sprawiedliwości, ma większość mandatów. Bractwo za czasów Mubaraka było zdelegalizowane, a jego członkowie poddawani represjom. W przypadku zwycięstwa 60-letniego Mohameda Mursiego Bractwo może doprowadzić do islamizacji kraju. Jednak możliwy jest też drugi scenariusz, według którego Bractwo działałoby w bardziej pragmatyczny sposób, by nie rozdrażniać liberałów, wojska i sił bezpieczeństwa - pisze AP.

Mursi jest profesorem inżynierii, studiował m.in. w Kalifornii. Za czasów Mubaraka był kilkakrotnie deputowanym. Jest politykiem pozbawionym charyzmy, wysuniętym przez Bractwo niemal w ostatniej chwili.

Lewicowy polityk Hamdin Sabahi, który w pierwszej turze wyborów prezydenckich uplasował się na trzecim miejscu, oraz uważany za umiarkowanego islamistę Abdel Moneim Abul Fotuh, który uzyskał czwarty wynik, krytykowali zarówno Szafika jak i Mursiego. Jednak ostatecznie Fotuh zalecił, choć niechętnie, swoim zwolennikom, by głosowali na islamistę. Mursiego poparł też jeden z organizatorów zeszłorocznych protestów, Ruch 6 kwietnia.

Nowy prezydent będzie musiał stawić czoło spornym kwestiom, które nie były poruszane od odejścia Mubaraka: chodzi o gospodarkę, rolę islamu, stosunki ze Stanami Zjednoczonymi, które od lat wspierają ten kraj, a także o przyszłość historycznego traktatu pokojowego z Izraelem z 1979 r.

Zwolenniczka bojkotu wyborów Sally Toma nie przywiązuje dużej wagi do głosowania, które jej zdaniem nie rozwiąże problemów Egiptu. Mursi i Szafik "są tylko sekretarzami, wykonującymi polecenia: jeden brodaty, a drugi w mundurze wojskowym" - powiedziała działaczka.