Pochwała religijnej wolności

Andrzej Macura

To wydarzenie przechodzi trochę niezauważone. A szkoda.

Pochwała religijnej wolności

W Mediolanie z okazji 1700 rocznicy podpisania Edyktu Mediolańskiego gościli patriarcha Koptów Tawadros II oraz duchowy zwierzchnik prawosławia, patriarcha Konstantynopola Bartłomiej I. Czy będzie to impuls do dalszych wysiłków ekumenicznych? A może przynajmniej do uświadomienia sobie, że w dzisiejszym świecie chrześcijanie różnych wyznań jadą na jednym wózku? Trudno powiedzieć. Na pewno jednak to dobra okazja do zamanifestowania jedności w obliczu nasilających się prześladowań chrześcijan.

Szkoda, że tej szansy lepiej nie wykorzystano. Wydarzeniem niespecjalnie zainteresowały się media. Przynajmniej w Polsce. Zabrakło też skoordynowania spotkań metropolity Mediolanu, kardynała Scoli z patriarchami prawosławnym i koptyjskim. Wspólne wystąpienie trzech przedstawicieli Kościołów wyglądałoby znacznie lepiej. Zwłaszcza że obaj pochodzą ze wspólnot od lat prześladowanych i szykanowanych przez muzułmańska większość. Mimo wszystko to wydarzenie ważne.

Podpisany przed wiekami Edykt Mediolański kładł kres prześladowaniom chrześcijan w Cesarstwie Rzymskim. Gwarantował im pełną wolność religijną, zezwalał na swobodne przyjmowania chrześcijaństwa i zwracał wszystkie skonfiskowane posiadłości. Głosił że „zarówno chrześcijanie, jak i wszyscy ludzie mają prawo, żeby w sposób wolny wybierać sobie religię”. Tysiąc siedemset lat po tamtym wydarzeniu zasada ta ciągle nie jest powszechnie uznawana. „Wyznawcy Chrystusa wciąż padają ofiarą przemocy, nienawiści i braku tolerancji. Szczególnie na Bliskim Wschodzie są codziennie porywani i mordowani” – przypomniał w swoim wystąpieniu Bartłomiej I dodając, że istniejące dziś konflikty mają swoje źródło w aspiracjach różnych państw i geopolityce, ale „nie odnoszą się one w żadnej mierze do prawdziwej natury wolności”.

W kontekście polskim warto zauważyć, że edykt ten nie czynił różnicy między szarymi obywatelami, a tymi na stanowiskach. Nikt nie nakazywał urzędnikowi czy posłowi zostawiać swojej wiary za progiem urzędu, jak chcieliby dziś wyznawcy antyreligijności nazywanej  dla kamuflażu „neutralnością światopoglądową”. Jasne, musi kierować się prawem, ale nie powinien być zmuszony do udawania, że jest niewierzący.

Parę dni temu głośna było o dyskusji dwóch czarnoskórych posłów PO Killiona Munyamy Johna  Godsona, Na stwierdzenie pierwszego, że Polska w związkach partnerskich jest sto lat za Murzynami ten drugi powiedział, że jak wprowadzimy poligamię, to Murzynów dogonimy. W kwestii tolerancji religijnej jesteśmy 1700 lat za Rzymianami. I , niestety, chyba nie próbujemy ich gonić.