Pieniądze i barbarzyństwo

Jerzy Szygiel

publikacja 21.09.2014 06:00

Państwo Islamskie – nowy twór na mapie Bliskiego Wschodu, który budzi tyle obaw, konstruuje wydajny system samofinansowania, który ma zapewnić ostateczny upadek Syrii i Iraku.

29 czerwca Abu Bakr Al-Bagdadi, przywódca Państwa Islamskiego w Iraku i Lewancie (PIIL) – organizacji dżihadystów powiązanej niegdyś z Al-Kaidą – proklamował Państwo Islamskie (PI) w formie kalifatu i ogłosił się kalifem, przyjmując imię Ibrahim FURQAN MEDIA /EPA/pap 29 czerwca Abu Bakr Al-Bagdadi, przywódca Państwa Islamskiego w Iraku i Lewancie (PIIL) – organizacji dżihadystów powiązanej niegdyś z Al-Kaidą – proklamował Państwo Islamskie (PI) w formie kalifatu i ogłosił się kalifem, przyjmując imię Ibrahim

Każde swoje działanie usprawiedliwiają odpowiednią interpretacją cytatów z Koranu. Nawet filmowanie masakr i egzekucji, na użytek publikacji propagandowych w internecie, bo w ósmej surze (rozdziale) świętej księgi islamu jest mowa o „przykładnym karaniu” i „napawaniu strachem” zdrajców. Dlatego nie można się dziwić, że zdjęciom z Rakki – tymczasowej stolicy Państwa, położonej w północnej Syrii – towarzyszą religijne pieśni oparte na surze zatytułowanej „Łupy”. Na zdjęciach figuruje długi metalowy płot, a na nim, niczym na dzidach, powbijane ludzkie głowy. Zostały odcięte szyitom, chrześcijanom i sunnitom, żołnierzom syryjskiej armii rządowej, którzy dostali się do niewoli. Niewola była krótka, bo bojownicy Państwa nie trzymają jeńców, jeśli nie da się ich wymienić na pieniądze lub broń. Zresztą dochody z porwań i zakładników (głównie zachodnich) stanowią margines dochodów dżihadystów. Do tej pory ich podstawowe źródła finansowe znajdowały się za granicą, ale ta sytuacja znacząco się zmienia.

Przypomnijmy, co wydarzyło się niedawno. 29 czerwca, pierwszego dnia ramadanu, Abu Bakr Al-Bagdadi, przywódca Państwa Islamskiego w Iraku i Lewancie (PIIL) – organizacji dżihadystów powiązanej niegdyś z Al-Kaidą – proklamował Państwo Islamskie (PI) w formie kalifatu i ogłosił się kalifem, przyjmując imię Ibrahim. Jednocześnie PIIL zmieniło nazwę, odcinając jej człony geograficzne. W ten sposób Al-Bagdadi z jednej strony nawiązywał do państwa założonego przez proroka Mahometa w roku 622 po Chr., a z drugiej usuwał nazwę „Irak” jako symbol kolonialnej przeszłości tego kraju. PI zostało podzielone na 7 wilajetów (odpowiednik naszych województw) – 4 w Syrii i 3 w Iraku. Choć stolicą pozostaje na razie syryjska Rakka, faktycznym ośrodkiem władzy stał się zdobyty kilka miesięcy temu Mosul – drugie pod względem wielkości miasto Iraku. Finalnym celem pozostaje Bagdad – zgodnie z tradycją i (przybranym) nazwiskiem kalifa.

PI ma już niemal wszystkie atrybuty regularnego państwa – terytorium, rząd, armię, prawa (bardzo rygorystycznie pojmowany szariat) i oczywiście symbole. Właściwie brakuje mu już tylko jednolitej waluty. W rozliczeniach zagranicznych posługuje się dolarami, bo ma ich najwięcej.

Mekka dżihadystów
By zrozumieć obecną siłę zbrojną i finansową PI, trzeba się cofnąć nieco dalej – do roku 2011 – do początku wojny w Syrii. Choć rozpoczęła się ona od proklamowania w Homs Emiratu Islamskiego, Stany Zjednoczone dostrzegły w nim szansę na pozbawienie władzy prezydenta Baszara Al-Asada, stanowiącego potencjalne zagrożenie dla Izraela, ciągle okupującego część Syrii. Zachodnie media przez niemal dwa lata nieco skrywały prawdziwą naturę syryjskiej opozycji, prezentując ją jako demokratyczną, choć liczba jej ugrupowań umiarkowanych była mniej niż marginalna. Od początku zresztą owa opozycja tylko po części była wewnętrzna – dzięki pieniądzom napływającym masowo ze Stanów, Arabii Saudyjskiej i Kataru – Syria stała się mekką wszelkiej maści dżihadystów z krajów arabskich i Europy Zachodniej. Tak jak Al-Kaida pojawiła się w Iraku niedługo po amerykańskiej inwazji na ten kraj, tak w Syrii zbudowała swoje struktury niemal natychmiast po „wyzwoleniu” części jej terytorium. Głównym architektem tej operacji był książę Bandar ben Sultan, szef saudyjskich służb specjalnych, wcześniej długoletni ambasador Arabii Saudyjskiej w Waszyngtonie, nazywany w świecie arabskim „faktycznym szefem Al-Kaidy”. Polityka saudyjska miała na celu przede wszystkim pośrednie osłabienie Iranu (Syria Asada jest jego sojusznikiem), uznawanego za głównego wroga (to może wydać się dziwne, ale Iran – w porównaniu z absolutnymi monarchiami Zatoki – jest krajem demokracji i praw obywatelskich, co według tamtejszych władców stanowi – „poprzez zły przykład” – długofalowe zagrożenie dla ich władzy).

Wkrótce cała syryjska opozycja została zredukowana więc do dwóch wielkich ugrupowań radykalnych związanych z Al-Kaidą: Frontu Al-Nosra i PIIL. Saudyjskie pieniądze docierały do nich głównie za pośrednictwem banków w Kuwejcie (gdyż nie zostawiają one niepożądanych śladów operacji finansowych), a ciężka broń amerykańska oraz nowoczesne środki łączności były przemycane przez granice turecką i jordańską. Dopóki oba te ugrupowania były związane z Al-Kaidą, pozostawały pośrednio pod kontrolą Amerykanów. John McCain – przywódca amerykańskich republikanów – kilkakrotnie spotykał się w Syrii z przywódcami „syryjskiej opozycji”, w tym z dzisiejszym kalifem Al-Bagdadim (ostatni raz w maju ubiegłego roku), by zapewnić ich o poparciu Stanów Zjednoczonych. Sprawy skomplikowały się, kiedy PIIL zerwało z Al-Kaidą. Z jednej strony przywódcy tej organizacji krytykowali PIIL za zbyt daleko idące okrucieństwo, z drugiej Al-Bagdadi postanowił pozbyć się „opieki” Arabii Saudyjskiej. Różnice między radykalizmem Frontu Al-Nosra a PIIL można wyjaśnić choćby na przykładzie stosunku do chrześcijan: o ile syryjska Al-Nosra tylko czasem krzyżuje niepokornych wyznawców Chrystusa, PIIL uczyniło z tego regułę prawną (w ogłoszonym w czerwcu 16-punktowym manifeście PI kara ukrzyżowania jest przewidziana dla chrześcijan, którzy nie podporządkują się zarządzeniom władz).

„Humanitarna” interwencja
Co się później stało? PIIL odłączyło się od Al-Kaidy, gdyż dostało w Syrii tyle pieniędzy i ciężkiego uzbrojenia, że w styczniu tego roku mogło bez problemu przeprowadzić samodzielną ofensywę w Iraku. Amerykanie nie ruszyli wówczas palcem, choć w ręce PIIL wpadły wtedy duże sunnickie miasta, jak Faludża i Ramadi. Traktowali to jako element nacisku politycznego na premiera Iraku Nuriego Al-Maliki – już dawno chcieli go zmienić. Kolejna, wiosenna ofensywa PIIL w Iraku pozwoliła tej organizacji zdobyć Mosul i całą północną część kraju, oprócz Kurdystanu. Dżihadyści zdobyli masę amerykańskiej broni, bijąc armię iracką, co im pozwala dzisiaj poszerzać swe zdobycze terytorialne w Syrii. Dopiero 9 sierpnia Stany Zjednoczone przeprowadziły kilka lotniczych uderzeń na wojska PI w północnym Iraku.

Przekazy medialne sugerują, że chodziło o humanitarny cel – między innymi o ochronę prześladowanych jazydów (wyznawców staroperskiej religii z wpływami manicheizmu, islamu i chrześcijaństwa) lub chrześcijan – jednak trzeba pamiętać, że Amerykanie przeszli do działania, dopiero gdy PI zaczęło zagrażać irackiemu Kurdystanowi, a dokładniej jego stolicy Irbilowi, gdzie znajduje się amerykański konsulat. Autonomiczny iracki Kurdystan stał się po upadku Saddama Husajna jednym z głównych dostawców ropy naftowej do Izraela (za pośrednictwem tureckich rurociągów doprowadzonych do wybrzeża Morza Śródziemnego). Ewentualne przerwanie dostaw w momencie, gdy Izrael prowadzi bombardowania Strefy Gazy, byłoby dlań kłopotliwe, a zmiana dostawcy zajęłaby kilka tygodni. Ta delikatna kwestia wydawała się wcześniej uregulowana, gdyż PI już na początku lipca, więc w kilka dni po proklamowaniu kalifatu, niespodziewanie ogłosiło, że „Koran nie nakazuje atakowania Izraela”, co w regionie zrozumiano, że Kurdystan zostanie zostawiony w spokoju. Być może PI chciało zająć jedynie część kurdyjskich pól naftowych, bo w końcu ma ich już sporo. Niedawne postanowienie Amerykanów i niektórych państw Unii Europejskiej o znaczącym dozbrojeniu irackiego Kurdystanu ma na celu stworzenie regionalnej przeciwwagi dla PI, ale trwoży Turcję, która obawia się, że ta broń zasili kurdyjską partyzantkę na wschodzie kraju… Bliski Wschód nigdy w swej historii nie był taką beczką prochu jak dziś.

Cisi sponsorzy
Dlaczego Państwo Islamskie „wybiło się na niepodległość”? Bo zorganizowało sobie prawdziwą niezależność finansową. Na wszystkich zdobytych terenach zarządza życiem codziennym za pomocą zastanej lokalnej administracji (oczywiście po obcięciu kilku głów), która ściąga nowe podatki, cła (np. pomoc humanitarna jest obłożona 30-procentowym cłem), rachunki za prąd, telefon itd. Pierwszymi ofiarami totalitarnego terroru PI są muzułmanie – dziesiątki tysięcy ofiar śmiertelnych i ponad milion uchodźców, ale jeszcze większą trwogę budzi traktowanie mniejszości, gdyż nowe, okrutne prawa zmierzają w kierunku ich całkowitej eliminacji. Chrześcijanie mają trzy opcje do wyboru: przejście na islam, płacenie dodatkowego podatku (250 dolarów miesięcznie na każdego członka rodziny) lub banicję. W przypadku ich odrzucenia grozi śmierć. Jazydzi mają podobny wybór, z tą różnicą, że nie grozi im ukrzyżowanie, lecz ćwiartowanie. ONZ przyjęło niedawno rezolucję, która ma utrudnić finansowanie Frontu Al-Nosra i PI, jednak trudno uwierzyć w jej skuteczność. Najbardziej popłatna dla PI jest jego antyirańskość, gdyż taka postawa zapewnia mu wielu cichych sponsorów, nie tylko w regionie.

Apel papieża Franciszka do duchownych muzułmańskich, by potępili postępowanie PI, został na ogół usłyszany – imamowie w Europie, krajach północnej Afryki i wielu krajach azjatyckich traktują PI jako odstępców od wiary lub głosicieli fałszywego islamu – i otwarcie to głoszą. Z drugiej strony w islamie nie ma jednolitego przewodnictwa duchowego, jak np. w Kościele katolickim, więc sprawa nie jest prosta. Kościół jest w trudnej sytuacji, gdyż bliskowschodni chrześcijanie padają ofiarą politycznego galimatiasu i wielokierunkowych konfliktów – od sporu republikanów i demokratów w Stanach Zjednoczonych po wielkie starcie szyitów i sunnitów na miejscu. Los Iraku wydaje się przesądzony – to państwo, które już się rozpadło. Syria, wcześniej regionalne schronienie chrześcijan, jest na ten rozpad skazana.