Tutaj jest Ktoś

Andrzej Kerner

publikacja 29.01.2016 06:00

Sylwetka. Przez dwanaście lat praktykował buddyzm. Trzy lata temu usłyszał wewnętrzny głos. Wiedział, Kto mówi…

 „W medytacji buddyjskiej dochodzisz do pustki.  W medytacji chrześcijańskiej  nie ma pustki. Jest Bóg” Zdjęcia: Andrzej Kerner /Foto Gość „W medytacji buddyjskiej dochodzisz do pustki. W medytacji chrześcijańskiej nie ma pustki. Jest Bóg”

Piotr Nowakowski siada przy redakcyjnym stoliku i spokojnym, ale chwilami lekko drżącym głosem zaczyna opowiadać o swoim życiu. Mam dziwne odczucie: jakbym wysłuchiwał spowiedzi. Kiedy wraca do dzieciństwa, w jego głosie czuję napięcie. Ale chce o tym mówić – ja nie pytałem – bo doświadczenie lat dziecięcych zaważyło na jego życiu. Dziś jest ratownikiem medycznym w opolskim pogotowiu ratunkowym, ma żonę, dwójkę dzieci (3 i 7 lat) i jest liderem opolskiej grupy Światowej Wspólnoty Medytacji Chrześcijańskiej (WCCM). Biega maratony.

Cisza była przerażająca

– Pochodzę z toksycznej rodziny. Rodzice się trzaskali, bili, a ja byłem tak pomiędzy nimi. Ale nie oskarżam. Nie poradzili sobie ze śmiercią mojej siostry, która zmarła zaraz po porodzie. Nie udźwignęli tego, uciekali od siebie, rozdzierali się. To się odbijało na mnie. W 1992 r. się rozwiedli, ja przez sąd zostałem przyznany ojcu – opowiada.

– Kiedy rodzice się kłócili, szukałem pomocy. Modlitwa wydawała mi się ostoją. Ale z drugiej strony było cicho. Jak siedmioletnie dziecko może to zrozumieć? Ja się modliłem do Boga i On mnie nie słuchał. Wszyscy mówili, że On kocha dzieci. A mnie widocznie nie kocha. Ciągle chciałem, a On ciągle był cicho. To mnie stopniowo odrzuciło od Niego, bo oczekiwałem, że On coś zrobi. Ta cisza była przerażająca – mówi.

Piotr przyjął Pierwszą Komunię Świętą, był nawet ministrantem, dobrze wspomina swojego proboszcza, ale systematycznie oddalał się od Kościoła. Zrywał też więź z ojcem – nie chciał wracać do domu, gdzie pijany rodzic użalał się nad sobą. Znalazł dom w rodzinie kolegi, którego nazywa bratem, a jego rodziców – mamą, tatą. Z tym bratem zaczął duchowe poszukiwania w muzyce heavy-metalowej. Mieszały się tam różne rzeczy: mitologie starożytne, Mezopotamia, Egipt, korzenie ludzkości.

Szukając lektur z dziedziny duchowości, trafił na buddyzm tybetański. Nawiązał kontakty z polskimi buddystami. Spotykał się w grupie z nimi w Katowicach. Modlili się. Zaczął praktykować buddyzm, szukać w nim duchowej podpory. Wtedy nastąpiło też ostateczne zerwanie z ojcem, który odmówił finansowego wspierania studiów Piotra. – Pierwszy raz w życiu rzuciłem się na niego z rękami. I to był koniec więzi emocjonalnej – wzdycha.

Człowieczeństwo zaczęło się odradzać

W buddyzm wszedł mocno. – Buddyzm wydawał mi się taki człowieczy. Pociągał mnie jego humanizm. Chciałem wyplenić z siebie gniew, nienawiść, złość i bezsilność wobec rzeczywistości. Dzięki medytacji i rozmowom umiałem siebie wewnątrz poukładać – opowiada. Praktykował buddyzm nawet w czasie służby wojskowej. – To było bardzo śmieszne. Bo wiadomo – była fala, musiałem przez to przejść jak każdy nowy żołnierz, „kot”. Tłumaczyłem „starym”, że nie mogę kląć, bo mi nie pozwala na to buddyzm. Mogę ci zaparzyć herbatę, mogę pompki robić, ale brzydkich piosenek śpiewać nie mogę. I tłumaczyłem im, że to jest niefajne, że to jest zła karma. I nie wiedzieli, co z tym zrobić, bo przecież im – katolikom – też nie wolno… – śmieje się Piotr Nowakowski.

Po wojsku pojechał na rok tzw. odosobnienia w buddyjskiej wspólnocie we Francji. – Sprzedałem, co miałem, i pojechałem, to była okazja jedna na tysiąc. Zupełny brak kontaktu ze światem poza siedmioma takimi facetami jak ja, buddystami. Przeszedłem wiele praktyk medytacyjnych i modlitewnych. Wstawaliśmy o wpół do czwartej rano, szliśmy spać o jedenastej w nocy. Wszystkie te praktyki służyły zrozumieniu: kim jestem? We mnie odbudowały poczucie własnej wartości. Zacząłem się odradzać jako człowiek. Potrafiłem widzieć swój gniew – opowiada.

Po powrocie do Polski miał okazję spotkać się z Dalajlamą. – I on powiedział: fajnie, że jesteście buddystami, uprawiacie medytację, ale pamiętajcie, że urodziliście się w Polsce, tu w określonej tradycji się wychowaliście. I ważne, żeby tę tradycję uprawiać. Byłem przerażony, to był dla mnie wstrząs. Dalajlama, przywódca buddyzmu tybetańskiego, zakwestionował moją drogę! A teraz widzę, że to był jeden z decydujących momentów życia – opowiada.

Poznał dziewczynę, która dzisiaj jest jego żoną i matką ich dzieci. – Ona przeżyła nawrócenie, głęboki powrót do Chrystusa. Rozmawialiśmy o swojej wierze, o wartościach łączących chrześcijaństwo i buddyzm: miłosierdzie, współczucie, ubóstwo. Jednak ja powoli przestawałem praktykować buddyzm. Skończyło się to pustynią duchową. Nie wiedziałem, co robić – mówi Piotr Nowakowski. Zaczął poszukiwania duchowe w świecie chrześcijaństwa. Trafił na postać Dietricha Bonhoeffera, pastora protestanckiego, męczennika nazizmu, twórcę pojęcia „chrześcijaństwa bezreligijnego”. – Intrygował mnie, poruszał, ale w swoim życiu niczego nie zmieniałem – opowiada.

Na dyżurce

Aż nadeszła noc na dyżurce pogotowia, którą Nowakowski nazywa „początkiem czasów nowożytnych” w swoim życiu. – Odpoczywałem i usłyszałem głos. Słuchałem. Wiedziałem, Kto to jest. Bo – choć to dziwnie brzmi – to się wie. I ten głos wewnętrzny – rodzaj odczucia, trudno to określić – mówił: „Jeżeli masz innych mistrzów, to dlaczego Ja nie mogę być twoim mistrzem?”. Odpowiedziałem: „Kto Ty jesteś?”. Więc się przedstawił: „Jestem Jezusem. Chcę, żebyś został moim apostołem”.

Wróciłem do domu i byłem przerażony. Myślałem: no to ładnie. Opowiedziałem żonie. Ona się popłakała, bo bardzo chciała, żebym uwierzył w Chrystusa. To był moment przełomowy mojego życia, tak nietypowy dla mnie i trudny do akceptacji.

Czytałem Dzieje Apostolskie, żeby zrozumieć, co znaczy to, że mam być apostołem – opowiada Piotr Nowakowski. Zaczął studiować teologię, Pismo Święte. Mantrował, czyli modlitewnie powtarzał, wezwanie „Jezu Chryste”. Dowiedział się, że w historii Kościoła byli tzw. ojcowie i matki pustyni, mnisi praktykujący modlitwę medytacyjną, powtarzający krótkie wezwania modlitewne; że zwłaszcza w tradycji Kościołów Wschodu ta praktyka nadal trwa. W końcu trafił na WCCM.

– Jestem ogromnie wdzięczny. Mam poczucie łaski, że On mi to dał – podkreśla Piotr Nowakowski.

Tutaj nie ma takiego „nic”

Spotkania WCCM w Opolu rozpoczęły się ponad rok temu. Ks. Jarosław Staniszewski, za zgodą księdza biskupa, udostępnił pomieszczenia centrum ŚDM (przy kościele Świętych Apostołów Piotra i Pawła) na spotkania chrześcijan, którzy chcą modlić się w ciszy, medytując.

Na czym polega zasadnicza różnica między medytacją buddyjską a chrześcijańską? – W medytacji buddyjskiej dochodzisz do pustki. Ta pustka jest „czymś”. W medytacji chrześcijańskiej nie ma pustki. Jest Bóg. To ogromna różnica. Medytacja chrześcijańska nie jest po coś, tylko jest ku Komuś. Technika siedzenia i medytowania jest w wielu tradycjach religijnych. W buddyzmie częścią modlitwy jest stan ciszy, spoczywasz w sobie samym. W poczuciu, że nie ma żadnego „teraz” ani „tu”. Jest stan niebytu, zwyczajnie tylko sobie siedzisz. Natomiast w chrześcijaństwie ten obszar jest wypełniony Chrystusem. Tutaj nie ma takiego „nic”. Tutaj jest Ktoś – mówi Piotr Nowakowski.

– Czasem ludzie w pogotowiu umierają mi na rękach, bo taka moja praca. Niektórzy się przerażająco boją. Nie wiedzą, dokąd pójdą. Myślę, że gdyby wcześniej mogli znaleźć spokój wewnętrzny, wolność Chrystusową – nie baliby się śmierci, szliby z radością. Dlatego istotne jest, żeby dać im szansę szukania Boga – kończy.

WCCM

WCCM to skrót od angielskiej nazwy Światowej Wspólnoty Medytacji Chrześcijańskiej. Założył ją 40 lat temu w Londynie benedyktyn o. John Main. Od tego czasu w ponad 100 krajach powstało około 1800 grup i 27 centrów medytacyjnych, inspirujących się jego nauką oraz wczesną tradycją monastyczną, zwłaszcza benedyktyńską. Obecnie wspólnocie przewodzi o. Laurence Freeman, także benedyktyn. Grupa medytacyjna różni się charakterem od większości grup modlitewnych. Medytacja nie wyklucza innych form modlitwy, ale w czasie cotygodniowych spotkań nie ma modlitw słownych, tylko bycie z sobą i przed Bogiem w milczeniu i ciszy.

W Opolu grupa WCCM spotyka się w każdy poniedziałek o godz. 19 w centrum ŚDM przy kościele Świętych Apostołów Piotra i Pawła (pl. Mickiewicza 1). Spotkania trwają około godziny: około kwadransa zajmuje przywitanie i wprowadzenie, potem następuje czytanie słowa Bożego i komentarza o. Maina lub o. Freemana, po czym przez ok. 20 minut członkowie grupy trwają w ciszy i bezruchu, powtarzając w duszy, w rytm oddechu, jedno słowo: Maranatha („Przyjdź, Panie Jezu”). Na koniec uczestnicy rozmawiają ze sobą przy kawie i herbacie.

Kontakt – e-mail: nowakowski.wccm@gmail.com; kom. 501 250 927.

TAGI: