Znam znaczenie krzyża

Beata Zajączkowska

publikacja 07.04.2016 06:00

Mordercy zostawili przy jego ciele kartkę z napisem: „Bhatti musiał umrzeć za swą wiarę w Jezusa”. Właśnie rozpoczyna się proces beatyfikacyjny pierwszego katolickiego ministra w historii Islamskiej Republiki Pakistanu.

W Pakistanie co roku w rocznicę śmierci Bhattiego odbywają się demonstracje chrześcijan NADEEM KHAWER /epa/pap W Pakistanie co roku w rocznicę śmierci Bhattiego odbywają się demonstracje chrześcijan

Dzień zawsze zaczynał od lektury Biblii. Było to dla niego tak naturalne jak oddychanie. Właśnie z tej modlitwy czerpał siłę i inspirację do swej działalności społeczno-politycznej – mówi abp Joseph Coutts. Rozmawiamy w Rzymie nieopodal kościoła, w którym Biblia należąca do tego pakistańskiego polityka przechowywana jest wśród relikwii męczenników XXI wieku. – Bhatti wiedział, że grozi mu śmierć, wielokrotnie mógł opuścić Pakistan i za granicą spokojnie ułożyć sobie życie. Nie skorzystał z tej możliwości. Powtarzał, że do ostatniego tchnienia chce służyć Jezusowi w najuboższych, odrzuconych i dyskryminowanych.

Pomagał wszystkim. Mawiał, że bieda nie ma religii – opowiada przewodniczący Episkopatu Pakistanu, który właśnie zaczął zbierać dowody męczeństwa katolickiego ministra. – Bhatti był wyjątkowym politykiem. Nigdy nie szukał przywilejów ani korzyści wypływających z zajmowanego stanowiska, wręcz przeciwnie, świadomie stał się głosem tych, których prawa były powszechnie łamane, i przez to naraził się na ataki islamskich fundamentalistów. Ogłoszenie go błogosławionym stanowiłoby wspaniały przykład dla młodych, którzy wierzą w pokojowe współistnienie w Pakistanie ludzi różnych religii – podkreśla abp Coutts. Przypomina swą ostatnią rozmowę z Bhattim.

– Otrzymywał wówczas nieustannie pogróżki. Pytał mnie, dlaczego miałby uciekać. „Przecież ja tylko mówię prawdę, ktoś to musi w końcu zrobić” – powtarzał. Gdy kończyliśmy, poprosił: „Módl się za mnie”. Kilka dni później stałem nad jego trumną – mówi poruszony abp Coutts, wyznając, że już teraz modli się za wstawiennictwem swego przyjaciela męczennika.

To była egzekucja

„Pamiętam pewien Wielki Piątek, gdy miałem zaledwie 13 lat. Słuchałem kazania o ofierze Jezusa dla naszego odkupienia i dla zbawienia świata. I pomyślałem, że powinienem odpowiedzieć na tę miłość, służąc chrześcijanom, zwłaszcza ubogim i prześladowanym, którzy mieszkają w tym islamskim kraju – pisał Bhatti w duchowym testamencie. – Chcę, aby moje życie, mój charakter, moje czyny przemawiały za mnie i mówiły, że idę w ślad za Jezusem Chrystusem. To pragnienie jest we mnie tak silne, że uważałbym się za uprzywilejowanego, gdyby Jezus zechciał przyjąć ofiarę z mego życia”.

Zginął 2 marca 2011 roku. To była egzekucja. Na samochód, którym jechał na spotkanie rady ministrów, zaczaili się islamiści. Podróżował bez ochrony, która została mu odebrana pod naciskiem fundamentalistów za angażowanie się na rzecz reformy ustawy o bluźnierstwie; bronił niesprawiedliwie skazanej z tego paragrafu Asii Bibi. – Gdy przejeżdżał koło targowiska, dwóch mężczyzn otworzyło drzwi samochodu i starało się wyciągnąć go na zewnątrz, a trzeci strzelał do środka – opowiadał świadek zdarzenia.

Mordercy rozrzucili przy jego ciele ulotki, w których napisali, że „Bhatti musiał umrzeć za swą wiarę w Jezusa oraz dlatego, że chciał zmienić prawo o bluźnierstwie przeciwko islamowi”. Ostrzegli, że „wszystkich niewiernych, którzy myślą tak jak on, wyślą do piekła”. Dwa miesiące wcześniej w podobny sposób zginął muzułmański gubernator Pendżabu Salman Taseer. Został zabity przez swego ochroniarza, ponieważ „stał się bluźniercą”, ośmielając się bronić Asii Bibi. Zabójca gubernatora Mumtaz Qadri został stracony w 5. rocznicę śmierci Shahbaza Bhattiego. W tym dniu islamscy fundamentaliści wyszli na ulice wielu pakistańskich miast, protestując przeciwko wyrokowi na „bohaterze narodowym, który zabił bluźniercę” i domagając się wystawienia mu pomnika.

W tym dniu przy kościołach w Pakistanie wzmocniono policyjną ochronę w obawie przed zamachami. Dodatkową ochronę w więzieniu dostała też Asia Bibi, a jej rodzina ukryła się w pilnie strzeżonym miejscu. – To, że Sąd Najwyższy utrzymał karę śmierci dla zabójcy gubernatora, a prezydent nie ugiął się pod naciskiem fundamentalistów i nie ułaskawił go, świadczy o pewnej transformacji w Pakistanie. Może kara spotka też morderców Bhattiego, wciąż przebywających na wolności – mówi Mobeen Shahid, który na Uniwersytecie Laterańskim w Rzymie wykłada islam. Przyjaźnił się i współpracował z Bhattim. – Odczuwalna na całym świecie radykalizacja islamu negatywnie odbija się również na życiu mniejszości w Pakistanie. Sytuacja chrześcijan, których w tym 180-milionowym morzu islamu jest zaledwie 2 proc., w ciągu ostatnich 5 lat bardzo się pogorszyła. Prześladowane są inne religie, a także szyiccy muzułmanie, uważani przez rządzących sunnitów za zdrajców Koranu – podkreśla Shahid. Dlatego tak bardzo potrzeba przywrócenia w Pakistanie ministerstwa ds. mniejszości religijnych. Zostało ono zlikwidowane po śmierci Bhattiego. Z czasem przywrócono je jako departament, który praktycznie nie ma żadnej władzy. Na jego czele stoi muzułmanin, co utrudnia dialog z dyskryminowanymi w tym kraju mniejszościami.

Katolik ministrem

Shahbaz Bhatti urodził się w 1968 roku. Miał pięcioro rodzeństwa. Jego ojciec przez lata służył w pakistańskim wojsku, a następnie został nauczycielem. Matka zajmowała się domem. Już jako nastolatek Bhatti był wrażliwy na los dyskryminowanych mniejszości. Jego zaangażowanie umocniło się w czasie studiów uniwersyteckich, gdy na własnej skórze doświadczył, na jakie upokorzenia skazani są niemuzułmańscy studenci. Najpierw założył Pakistańską Organizację Mniejszości Religijnych, a później związał się z reformatorską Pakistańską Partią Ludową (PPL).

Został zauważony przez Benazir Bhutto, z którą współpracował aż do chwili, kiedy charyzmatyczna premier została zabita przez islamskich fundamentalistów. Bhatti odniósł wówczas lekkie obrażenia. Kiedy PPL wygrała wybory, został ministrem ds. mniejszości, a zarazem pierwszym w historii tego islamskiego kraju katolikiem na tak wysokim stanowisku. „Inspirację do mej służby czerpię z Biblii i życia Jezusa. Z nich wypływają moja siła i determinacja. Kiedy widzę ludzi biednych i w potrzebie, mówię sobie, że to Jezus wychodzi mi naprzeciw. Mam nadzieję, że kiedyś bez wstydu będę mógł spojrzeć Mu w oczy” – pisał w swych notatkach.

Brat Bernard Czarnucha rozpoczął albertyńską misję w Pakistanie niespełna miesiąc po śmierci Bhattiego. – Przy wejściu do kurii w Karaczi stało jego zdjęcie. Rozmawiając z ludźmi, zobaczyliśmy, że trochę zatracili wrażliwość na akty terroru. Jest ich tam za dużo, prawie codziennie ktoś ginie: duchowni, politycy, naukowcy, niewinne dzieci. Ludzie pytani o ustawę o bluźnierstwie często po prostu spuszczają głowę, zwyczajnie się boją. Stąd beatyfikacja Bhattiego będzie ogromnie ważna. Wyraźnie mówił, że pragnie dla Chrystusa walczyć w Pakistanie o sprawiedliwość dla wyznawców wszystkich religii – wspomina zakonnik.

– On nie wybrał polityki. To polityka wybrała jego. A kiedy zrozumiał, że w ten sposób może pomóc potrzebującym, bez wahania szedł tą drogą – mówi Paul Bhatti, brat ministra. – Prawdziwe jego oblicze było widać, gdy był wśród ludzi, którzy go potrzebowali – dodaje. Wielu polityków podkreśla, że Bhatti dobrze zdiagnozował chorobę zżerającą pakistańskie społeczeństwo. Jest nią ignorancja i wypływający z niewiedzy strach przed „innym”. Dlatego minister katolik domagał się radykalnej zmiany systemu oświaty i wyeliminowania z podręczników szkolnych wszelkich treści wpajających islamski fundamentalizm.

A że jego intuicja była słuszna, świadczy fakt, że w ciągu minionego roku w ramach walki z islamskim terroryzmem zamknięto w tym kraju ponad 180 szkół koranicznych. Ten minister męczennik w swoim testamencie zapisał: „Proponowano mi wysokie stanowiska w rządzie tylko po to, bym zrezygnował z walki. Odrzuciłem je wszystkie, narażając tym samym życie. Odpowiadałem zawsze: pragnę służyć Chrystusowi jako zwykły człowiek”. Przy okazji rozpoczęcia procesu beatyfikacyjnego Bhattiego okazało się, że dwa lata przed śmiercią oddał się on Bogu, stając się świecką osobą konsekrowaną.

Biskup, który był świadkiem jego konsekracji, wyznał, że świadomie zrezygnował z rodziny, by móc w całkowitej wolności służyć sprawie, w którą wierzył. Jego przyjaciele podkreślają, że nie był politykiem dla władzy i pieniędzy, ale po to, by służyć bliźniemu, szczególnie mniejszościom religijnym. Wiele osób wspomina go jako człowieka dialogu, otwartego nie tylko na wartości obecne w nauczaniu Kościoła, ale i ogólnoludzkie. Dlatego również ludzie niewierzący czy przedstawiciele innych religii szanują jego pracę. W wywiadzie dla arabskiej telewizji Al-Jazeera mówił: „Znam znaczenie krzyża i podążam za krzyżem”, a w testamencie zapisał: „Chcę jedynie miejsca u stóp Jezusa”