Nowoczesność traci wiarę?

Jarosław Dudała

publikacja 15.08.2017 06:00

– Bóg nie umarł, jak oczekiwali jedni i czego obawiali się drudzy – stwierdził wybitny socjolog religii Peter Berger. 27 czerwca zyskał on niezbity dowód na potwierdzenie tej tezy. I pewnie napisałby o tym w swej nowej książce, gdyby nie to, że tego właśnie dnia zmarł w swym domu na przedmieściach Bostonu.

Zdaniem Petera Bergera nowoczesność nie wymusza zeświecczenia, ale pluralizm. quecazzo.blogspot.com/2016/02/peter-berger-esboco-de-uma-biografia.html Zdaniem Petera Bergera nowoczesność nie wymusza zeświecczenia, ale pluralizm.

Berger był jednym z wielkich przedstawicieli światowej socjologii. Jego napisane z Thomasem Luckmannem „Społeczne tworzenie rzeczywistości” zostało uznane przez Międzynarodowe Stowarzyszenie Socjologiczne (ISA) za jedną z pięciu najbardziej wpływowych książek socjologicznych XX wieku.

Ja jednak chciałbym napisać o czymś innym: o tym, jak Berger zmienił zdanie co do tego, czy nowoczesność nieuchronnie oznacza odrzucenie Boga. – Peter Berger miał niezwykły dar intelektualnej ciekawości i godną podziwu gotowość do przyznawania, że się mylił – napisał zaprzyjaźniony z nim biograf Jana Pawła II ­George Weigel.

Bóg daje nam znaki

W książce wydanej pod koniec lat 60. Berger pisał o tytułowym „szepcie aniołów” („Rumor of Angels”), czyli wspólnych dla wszystkich ludzi doświadczeniach dnia codziennego, będących „sygnałami transcendencji”. Można je chyba nazwać znakami obecności Boga. Jak zauważył, matka, zapewniająca wystraszone dziecko, że wszystko jest w porządku, sugeruje zaufanie do trwałości wszechświata. Uparta nadzieja śmiertelnika w obliczu zbliżającego się zgonu zakłada, że śmierć nie może być końcem. Zdolność do potępienia potwornego zła sugeruje wiarę w moralny porządek wszechświata. A śmiech i zabawa to triumf gestów twórczego piękna nad gestami zniszczenia. Te „sygnały transcendencji” – ten „szept aniołów” – są słyszalne przez każdego człowieka.

A jednak – jak twierdził wówczas Berger – nadprzyrodzoność jako istotna rzeczywistość stała się nieobecna czy daleka dla bardzo wielu ludzi. W dodatku wydają się oni całkiem dobrze dawać sobie radę bez niej. Inaczej mówiąc, Berger przyznawał, że Bóg umarł. Że nowoczesność nieuchronnie wiąże się z radykalną i głęboką sekularyzacją. Że po Auschwitz i w erze konsumpcji ludzkość traci poczucie sacrum.

– Kiedy zająłem się socjologią religii – czyli jakieś 200 lat temu – wszyscy tak myśleli – żartował w 2013 r. profesor Boston University. – Nie było to całkowicie głupie założenie. Było wiele powodów, by tak uważać. Zajęło mi około 20 lat, aby dojść do wniosku, że nie ma danych na poparcie tego poglądu, a inni ludzie doszli do tego samego wniosku – przyznał Berger.

Szwedzi rządzą Indianami

Berger stwierdził, że teoria sekularyzacji jest prawdziwa jedynie w zachodniej Europie i w środowisku uniwersyteckim, wśród intelektualistów. Poza nimi świat jest tak samo religijny, jak to było wcześniej. Takie wnioski płynęły z obserwacji społeczeństw poza Europą, a także z dostrzeżenia rozwijającego się w USA ruchu zielonoświątkowego i ewangelikalnego. Amerykańska religijna większość różniła się zdecydowanie od tzw. elit z Waszyngtonu, Hollywood czy z uniwersyteckich katedr. Pół żartem, pół serio mówił, że Stany Zjednoczone są narodem Indian (uchodzących za lud najbardziej religijny na świecie) rządzonych przez Szwedów (naród najbardziej zeświecczony).

Zdaniem Bergera nowoczesność nie wymusza zeświecczenia, ale pluralizm. – Problemem nie jest to, że Bóg umarł, jak oczekiwali jedni i czego obawiali się drudzy. Istnieje zbyt wielu bogów, co też jest wyzwaniem dla wszystkich religii tradycyjnych – zauważył.

Jak religie tradycyjne radzą sobie z tym wyzwaniem? Berger sam o sobie mówił, że jest „nieuleczalnym luteraninem”. Studiował nawet przez rok protestancką teologię, chcąc zostać pastorem. Później z niepokojem obserwował tendencję do traktowania Jezusa jako ludzkiego wzoru do naśladowania przy jednoczesnym pomijaniu Jego boskości. Był krytyczny wobec zaniedbywania głoszenia przesłania Biblii na rzecz aktywności społecznej. Nie podobała mu się pogoń za tym, by chrześcijaństwo było użyteczne. Krytykował sytuację, w której duszpasterze więcej energii trawią na zajęciach z psychologii, socjologii i zarządzania Kościołem niż na studiowaniu teologii. Bo – jak twierdził – kształcenie teologiczne jest niezbędne, jeśli chrześcijaństwo ma przeniknąć „świadomość tej epoki”.

Poglądy Bergera co do tego, jakie powinno być życie chrześcijanina, ilustruje anegdota, którą opowiedział Richard Mouw, emerytowany rektor ewangelikalnego seminarium teologicznego Fuller w Kalifornii. Wspominał on, jak w latach 70. podczas nieformalnej dyskusji wygłosił opinię, że każdy chrześcijanin jest powołany do pracy na rzecz sprawiedliwości i pokoju na świecie. „Richardzie, naprawdę tak myślisz?” – upewnił się Berger. A gdy Mouw potwierdził, znany już wtedy socjolog opowiedział mu o… swej ciotce, która mieszka w domu spokojnej starości. Ma ona problemy z trzymaniem moczu i każdego dnia z trudem znajduje odwagę, by zejść do stołówki na obiad. Każdego dnia modli się do Boga, by dał jej tę odwagę. Dla niej – mówił Berger – najbardziej radykalnym, codziennym aktem wiary jest zdobycie się na odwagę, by iść na obiad. „Tak więc, Richardzie, co chciałbyś powiedzieć mojej ciotce na temat obowiązku aktywnego działania na rzecz sprawiedliwości i pokoju na świecie?” – spytał na koniec Berger. – To była dla mnie niezapomniana lekcja – przyznał Mouw.

Jak żartował Gregory Thornbury, rektor nowojorskiego ­King’s College, książki Bergera były tak dobre, że wszyscy teologowie, którzy je czytali, obiecywali sobie, że jak będą duzi, to zostaną socjologami.

W pałacu inkwizycji

Kim był Peter Berger prywatnie? Był imigrantem. Krótko po II wojnie światowej w wieku 17 lat przybył do USA z Wiednia. Z Niemiec pochodziła jego żona Brigitte Kellner – ocalała więźniarka hitlerowskiego obozu koncentracyjnego, córka antyfaszysty, która również była znanym socjologiem. Zmarła w 2015 roku. – Kiedy w ostatnich latach dzwoniłem do niego i pytałem, co słychać, zawsze mówił o tym, jak bardzo tęskni za żoną – wspomina George Weigel. Peter i Brigitte mieli dwóch synów.

Peter Berger był luteraninem. Przyznawał jednak, że ze względów teologicznych dobrze czuje się wśród chrześcijan ewangelikalnych. Jedni uważali go za teologa liberalnego, inni – za umiarkowanego konserwatystę.

Na koniec jeszcze jedna anegdotka z pośmiertnego wspomnienia o Peterze Bergerze – zupełnie bez związku z jego dokonaniami naukowymi. George Weigel opowiadał, jak podczas studyjnego wyjazdu do Rzymu siedzieli z Bergerem „w kiepsko urządzonej i źle oświetlonej poczekalni” przed gabinetem ówczesnego prefekta Kongregacji Nauki Wiary kard. Josepha Ratzingera. Wisiał tam obraz, jakaś historyczna scena. I choć było to w dawnej siedzibie Świętej Inkwizycji – zaznaczył Weigel – nie było to przedstawienie heretyków poddawanych torturom. – Ten pokój jest jak średniowieczny gabinet dentystyczny – zauważył Berger. I dodał, że właściwie na każdym historycznym obrazie przedstawiającym scenę sprzed połowy XIX w. 80 proc. postaci wydaje się... cierpieć na silny ból zęba.•