Neopogaństwo, rodzimowierstwo i pseudorodzimowierstwo

Ratomir Wilkowski

publikacja 24.09.2009 14:10

Od redakcji: poniższy tekst przesłał nam p. Ratomir Wilkowski, członek Rodzimego Kościoła Polskiego. Jest to skrócona wersja tekstu przygotowanego, jak zaznacza autor, "specjalnie do publikacji na portalu pro katolickim - zaadresowanego do odbiorcy dotąd nie mającego zasadniczo większej styczności z rodzimowierstwem i związanych z nim zagadnieniami".

Jako rodzimowierca stosunkowo często spotykam się ze stanowiskiem, wykazującym niezrozumienie podstawowych pojęć związanych z reprezentowanym przeze mnie systemem wyznaniowym.

Potoczne, a przy tym niezbyt precyzyjne określenie "neopogaństwo" mylone jest (lub wręcz błędnie traktowane jako synonim) z "rodzimowierstwem". To drugie z kolei dość powszechnie, częściej łączone jest z polityką (zazwyczaj z poglądami skrajnie prawicowymi lub wręcz skrajnie nacjonalistycznymi), niż kojarzone z rzeczywistą wiarą... Czym tak naprawdę jednak jest neopogaństwo, tudzież rodzimowierstwo, a czym nie jest? W czym te dwa pojęcia wykazują podobieństwa, a w czym różnice?

Podstawowe pojęcia
Rodzimowierstwo najprościej rzecz ujmując, to system wierzeń etnicznych (zarówno minionych jak i współczesnych, zawsze jednak nawiązujących do konkretnego systemu wierzeń etnicznych - opartych na mitologii i wierzeniach lokalnej społeczności, występujących w obrębie danej grupy kulturowej), odwołujących się zazwyczaj do tradycji przedchrześcijańskich. Samo pojęcie powstało ze złączenia dwóch słów: "wiara" w znaczeniu zespołu zasad, na których opiera się pogląd na świat oraz "rodzima" czyli właściwa danej społeczności, regionowi - pochodząca z danego narodu, plemienia, ojczyzny, macierzy, domu, miejsca, itd.

W przypadku rodzimowierstwa słowiańskiego (słowianowierstwa) chodzi tu głównie o odwołanie się do tradycji wspólnot słowiańskich (czasem jednak z elementami opartymi na rodowodzie celtyckim, germańskim, pruskim - czyli dawnych plemion zamieszkujących obecne tereny Polski, a których kultury - dla których wspólnym mianownikiem była świętość Natury - wzajemnie się przenikały).

Opiera się ono głownie na religii funkcjonującej wśród Słowian przed chrystianizacją (choć pewne odłamy rodzimowierstwa czerpią także inspiracje zarówno z późniejszych elementów wierzeń, trwających w folklorze ludowym w opozycji do chrześcijaństwa), jak również z wcześniejszego dorobku pozostałych, dawnych kultur etnicznych (tworzących korzenie tradycji słowiańskiej na długo przed pojawieniem się chrześcijaństwa).

Neopogaństwo (czasem błędnie neopoganizm) to powszechne, acz niezbyt precyzyjne zbiorowe określenie współczesnych systemów wierzeń, odwołujących się zarówno do etnicznych (zazwyczaj przedchrześcijańskich) religii danego regionu lub kraju, jak i powstałe współcześnie, nie koniecznie sięgające konkretnego systemu wierzeń etnicznych/pierwotnych, lecz wykazujące ogólne cechy pogańskie - np. klasyfikowane jako politeizm.

Jak sama nazwa wskazuje neopogaństwo to swoiste nowe pogaństwo, a więc w przeciwieństwie do rodzimowierstwa nie musi ono np. wykazywać najmniejszej nawet ciągłości historycznej z wierzeniami, do których się odwołuje, jak też w równej mierze czerpać może z kilku różnych systemów wierzeń etnicznych (albo żadnego) tworząc całkiem nowy, odrębny system.

Reasumując - choć w pewnych aspektach oba te pojęcia wzajemnie się przenikają, to zarówno neopogaństwo jak i rodzimowierstwo (a tym bardziej rodzimowierstwo słowiańskie), zasadniczo trudno traktować jako tożsame.

Rodzimowierstwo rzeczywiste i pseudorodzimowierstwo
Powszechny całościowy obraz neopogaństwa, a tym bardziej rodzimowierstwa (zwłaszcza słowiańskiego), szczególnie wypacza np. utożsamianie go z satanizmem lub nacjonalizmem.

O ile jednak w pewnym wąskim zakresie, pewne ruchy neopogańskie mogą odwoływać się w niektórych aspektach do satanizmu, to w żadnym razie nie znajduje on potwierdzenia w rodzimowierstwie.

Nawiązując do przekazów źródłowych, już Aleksander Brückner - znany polski filolog i slawista, historyk literatury i kultury polskiej, pisał: "Słowianie nic o piekle ani żadnym diable nie wiedzieli, naw ani siedziba welów nie są piekłem ani Weles diabłem - to są nabytki chrześcijańskie". Tym samym więc całkowicie odżegnują się oni od wszelkich mitów (i związków z nimi) związanych z szatanem.

Co więcej - pewne oficjalne grupy reprezentujące nurt słowiańskiego rodzimowierstwa wychodzą wręcz z wyraźnego założenia, że wszyscy na swój sposób czczą tego samego Boga Najwyższego, choć sławiąc go pod różnymi imionami.

W drugim przypadku, utożsamiającym omawiane systemy ze skrajnym nacjonalizmem, faszyzmem lub wręcz nazizmem, aspekt jest nieco bardziej złożony. Wymienione wyżej postawy społeczno-polityczne dla podbudowania swej ideologii odwołują się bowiem zazwyczaj do różnych sfer dziedzictwa narodowego - w tym także wyznaniowego. Z tego względu różne grupy, organizacje i stowarzyszenia o tego rodzaju charakterze, dla uwiarygodnienia swej działalności, sięgają zarówno (zależnie od charakteru) do katolickiego jak i pogańskiego, rodzimowierczego dziedzictwa w historii kraju.

Szczególną winę w kształtowaniu tego rodzaju fałszywego obrazu odgrywają niestety goniące za sensacją media. Inna sprawa, że informując np. o tego rodzaju grupach, których ideologia w jakimś stopniu bazuje na katolicyzmie, piszą zazwyczaj po prostu o grupach nacjonalistów...

Pisząc o analogicznych grupach uwiarygodniających swe polityczne cele odwołaniami np. do rodzimowierstwa, piszą już zazwyczaj o "pogańskich nacjonalistach", licząc na dodatkowy wymiar sensacji. A przecież polityka i wiara to w gruncie rzeczy dwie różne (choć w pewnych aspektach zapewne mogące wzajemnie się przenikać) sfery życia społecznego.

Należy jasno zaznaczyć, iż rzeczywiste neopogaństwo, a tym bardziej rodzimowierstwo, to systemy wyznaniowe w zdecydowanej większości skupiające się przede wszystkim na wierze (pomimo tego nawet, że pewne grupy - czy jednostki - starają się wykorzystywać ją do maskowania swoich rzeczywistych, czysto politycznych, celów).

Czym innym są bowiem grupy polityczne i ich cele (dla których np. bogowie to jedynie symbole sił natury, a wierzenia ich słowiańskich przodków to wyłącznie element rodzimej kultury), a czymś zupełnie innym związki wyznaniowe (dla których sfera sacrum ma faktyczny wymiar i znaczenie duchowe) - inne bowiem będą priorytety i założenia związku wyznaniowego, a inne partii czy klubu politycznego... Nieścisłości i przekłamania

Jednym z najcięższych, powtarzających się co jakiś czas zarzutów jest to, jakoby pogaństwo legło u podstaw hitleryzmu. Niewątpliwie Hitler w swej polityce dopuszczał pewne elementy okultyzmu, ale chodziło tu głownie o te jego aspekty (nie koniecznie nawet związane choćby z mitologią nordycką czy nawet pogaństwem jako takim) mające zapewnić mu utrzymanie lub pogłębienie już posiadanej władzy. Kwestie religijne bowiem (niezależnie od rodzaju) Hitler traktował głównie w sposób instrumentalny, użyteczny dla swej polityki. Rząd III Rzeszy po prostu zwyczajnie wykorzystywał wszystko to, co we własnym mniemaniu mogło wspomóc ich dążenia do dominacji (jak np. podpisanie konkordatu z Kościołem Katolickim).

Kolejną stosunkowo często spotykaną krytyką pogaństwa są oskarżenia o bałwochwalstwo, w potocznym rozumieniu tego słowa znaczeniu - czyli o oddawanie bezpośredniej czci przedmiotom (posągom, elementom lub zjawiskom sił natury)... W tym jednak znaczeniu - żywcem przeniesionym ze średniowiecznego postrzegania etnicznych wierzeń przez chrześcijaństwo - analogicznie moglibyśmy obecnie paradoksalnie postrzegać też katolicyzm (z całym tym jego szeregiem świętych figur, obrazów czy magicznych przedmiotów zwanych relikwiami)...

A przecież podobnie tak jak w katolicyzmie tak również w rodzimowierstwie czy nawet neopogaństwie nikt tak naprawdę nie uważa, że drewniana figura czy posąg, będące jedynie wyobrażeniem pewnego bytu, są mu rzeczywiście tożsame... Tak bowiem jak nie rozmawiamy z telefonem, a przez telefon, tak nie modlimy się do posągu, lecz do pewnego bytu wyższego (który w sporym uproszczeniu, dany posąg może symbolizować).

Innym, nie do końca prawdziwym zarzutem, z jakim z kolei często spotyka się samo rodzimowierstwo słowiańskie, jest posądzenie go antychrześcijańskość (przy czym nie powinno się tego mylić z antyklerykalizmem, w stosunku co do którego stanowisko większości tzw. innowierców, a zapewne także wielu chrześcijan, jest zapewne dość podobne).

O ile jednak rodzimowierstwo jest "antychrześcijańskie", to zapewne nie bardziej niż większość innych niechrześcijańskich systemów wyznaniowych, ani też nie bardziej niż chrześcijaństwo jest antyrodzimowiercze, czy antyjakiekolwiekinnewyznaniowo... To, że rodzimowiercy starają się zachować pamięć dawnych wydarzeń, z którymi nierozerwalnie związana jest rodzima kultura i religia, nie czyni z nich jeszcze w jakiś szczególny sposób antychrześcijańskimi...

W rodzimowierstwie słowiańskim, które raczej trudno zaliczyć do systemów dogmatycznych, dość powszechny jest pogląd, że tak jak ludzie są różni (choćby przez uwarunkowania społeczno-kulturowe) tak dany, możliwy dostępny dla każdej z tych osób, sposób zbliżenia się do Boga Najwyższego może być różny.

Co więcej - rodzimowierstwo słowiańskie zasadniczo nie wykazuje jakiejś specjalnej potrzeby "nawracania" czy werbowania nowych członków (a w konsekwencji nie podejmuje też żadnych specjalnych działań w tym kierunku). Generalnie wychodzi bowiem z założenia, że jeżeli ktoś odczuwa dostatecznie silny związek z pogańskim dziedzictwem swoich przodków, to prędzej czy później na to rodzimowierstwo i tak sam trafi... że rodzimowiercą się albo jest albo nie (bo rodzimowierstwo słowiańskie to nie tylko system wyznaniowy, ale również swego rodzaju filozofia życiowa) i kwestią pozostaje jedynie, kiedy dana osoba ostatecznie ten fakt (bycia lub nie rodzimowiercą) sobie uświadomi.

Rodzimowierstwu słowiańskiemu, z braku jego niedostatecznej znajomości, równie często zarzuca się prymitywizm. Wystarczy jednak zapoznać się choćby z zawartymi w nim koncepcjami zaświatów czy duszy by przekonać się, że jest zgoła inaczej.

Koncepcje te swobodnie równać się mogą lub wręcz przewyższają analogiczne, spotykane obecnie w wielu innych, powszechnie znanych, globalnych systemach wyznaniowych. Niektórzy próbują natomiast dodatkowo umniejszyć znaczenie lub wręcz wartość rodzimowierstwa słowiańskiego, opierając się na założeniu wyparcia jednego systemu wyznaniowego (względem posiadanej liczby wyznawców) przez inny, obecnie dominujący. Nie biorą oni jednak wówczas zupełnie pod uwagę, iż powszechność danego czynnika (czego odbicie znaleźć można choćby w prawie Kopernika-Greshama) wcale bynajmniej nie musi świadczyć o jego wyższości czy nawet przewadze, przedkładać się na jego rzeczywistą wartość...

Z drugiej strony w pewnych kręgach cały czas powszechnie pokutuje obraz polskiego rodzimowiercy, jako tego poganina biegającego po lesie w łapciach z łyka, w prosto skrojonej, ręcznie szytej, lnianej koszulinie (pomimo, że rodzimowiercą równie dobrze może być przysłowiowy sąsiad z za ściany, którego codziennie idącego do pracy mijamy w windzie). Wynika to najczęściej z kolejnego braku rozróżnienia pewnych zasadniczo dwóch różnych środowisk - tym razem wyznaniowego i grup odtwórstwa historycznego (zwanych potocznie bractwami rycerskimi).

O ile i tym razem w pewnym zakresie członkowie jednego ze środowiska przenikać się mogą z drugim, to same środowiska raczej trudno uznać za tożsame (nawet pomimo tego, że o ile każdy rodzimowierca może być członkiem jakiegoś bractwa - i vice versa - o tyle wcale nie musi).

W tym świetle całkowicie fałszywe byłoby więc stwierdzenie, że każdy odtwórca jest poganinem, a każdy poganin odtwórcą (choćby dla tego, że nawet radykalni katolicy bywają członkami bractw).

Podobnie rzecz ma się odnośnie tzw. strojów historycznych. O ile osoby w takowych widuje się przy okazji różnego rodzaju obrzędów rodzimowierczych (co często ułatwia np. zbudowanie pewnego swoistego klimatu), to zasadniczo nigdy nie jest to wymogiem. Z drugiej strony o ile samo odtwórstwo traktować można jako rodzaj zabawy, hobby (formę pokazu przy okazji różnego rodzaju festynach), o tyle kwestia wiary (przynależności do systemu wyznaniowego) - powiedzmy sobie jasno i wyraźnie - zasadniczo już tym nie jest.

Kolejnym częstym zarzutem jest brak źródeł, choć zapewne nie brak przedmiotu badań... O ile bowiem od czasów A. Brücknera nie przybyło specjalnie tekstów źródłowych, to jednak zwłaszcza w ciągu ostatnich dwóch dekad odnotowano znaczny postęp wiedzy o Słowianach, wiążący się z przyrostem ilości źródeł archeologicznych, postępem metodologicznym, a także nową interpretacją źródeł pisanych, stanowiących wciąż główne oparcie w badaniu dziejów Słowian (w tym na płaszczyźnie religijnej).

Powszechnie też przyjęło się sądzić, że niewiele pozostało z dawnych wierzeń prasłowian... I rzeczywiście może się tak wydawać, biorąc pod uwagę bogactwo kulturowe naszych przodków, którego to znaczna część na przestrzeni wieków uległa zatraceniu. Z samych wierzeń zachowało się jednak wystarczająco wiele, by nadal pozostały one żywe (czego współcześni rodzimowiercy są najlepszym dowodem).

Przyczyniają się do tego nie tylko zapiski ówczesnych kronikarzy czy pozostałości dawnych przekazów i tradycji, znajdujące swe odbicie choćby w folklorze całej (a nie tylko z terenów obecnej Polski) słowiańszczyzny, ale także przychodzące im w sukurs liczne dziedziny naukowe, takie jak np. archeologia czy językoznawstwo.

Inna sprawa, że rodzimowierstwo to nie wyłącznie sucha mitologia... Żywa wiara to coś więcej niż tylko metodologiczne, naukowe badania nad nią. Żywa wiara rozwija się, ewoluuje pozwalając co raz lepiej zbliżyć się do Boga Najwyższego... A będąc etniczną swe źródło jak i ciągłą Jego obecność posiada w terenach, na których się wykształciła, w ziemi i ludziach ją zamieszkujących, w ich kulturze...

Kolejne nieporozumienia wynikać może z innego podejścia do kwestii grzechu, który w rodzimowierstwie słowiańskim nie istnieje (szczególnie dziedziczony po kimś) w powszechnie przyjętym (zdefiniowanym przez chrześcijaństwo), potocznym tego słowa znaczeniu (a co za tym idzie - w tym sensie - jego potencjalne odpuszczenie nie jest możliwe, ani też nawet do czegokolwiek koniecznie potrzebne), a co najwyżej jako czyn moralnie naganny, szkodzący innym (przy czym podstawowa zasada rodzimowierstwa słowiańskiego "czyń co chcesz, bylebyś przy tym nie krzywdził innych" całkowicie wyklucza grzech jako możliwość szkodzenia samemu sobie).

Z tego m.in. względu w rodzimowierstwe szczególnie istotny jest stosunek czynów prawych do niegodnych, co z kolei ma wpływ na dalsze nasze losy. Nie oznacza to więc, że rodzimowiercy - nawet jeśli niejako pozbawieni bezpośrednio wiszącego nad sobą swego rodzaju bata - równocześnie pozbawieni są wszelkich podstaw zasad współżycia społecznego. Wręcz przeciwnie... Przez to, że każdy czyn niegodny zasadniczo nie może zostać odpuszczony (całkowicie wymazany, a jedynie zniwelowany), tym większego znaczenie nabiera jego zrównoważenie lub przeważenie czynem prawym.

Tym samym najczęściej uznają oni uniwersalny system wartości moralnych, wspólny dla wielu kultur i systemów wyznaniowych, zasadniczo znajdujący swe odbicie również w drugiej połowie przykazań wchodzących w skład dekalogu (takich jak: nie zabijaj, nie kradnij, nie kłam, szanuj przodków...).

Niezbyt właściwe (także z metodologicznego punktu widzenia) jest też ocenianie całego ruchu rodzimowierczego na podstawie osobistych, często będących wynikiem młodzieńczego buntu (i związaną z tym huśtawką nastrojów), kontaktów z różnego rodzaju dziwnymi, zazwyczaj nieformalnymi tworami, samookreślającymi się (niestety często niezgodnie z rzeczywistością) jako organizacje rodzimowiercze.

Błędem jest też ocenianie całego środowiska rodzimowierczego, na podstawie marginalnych, mniejszościowych, często ekstremalnych jego przedstawicieli, przy jednoczesnym całkowitym pominięciu większościowych, formalnie zarejestrowanych i działających zgodnie z prawem, organizacji tego typu (których priorytetem jest rzeczywiście wiara, a nie np. polityka).

Przy minimum wysiłku można bez większego problemu - nawet w sieci internet - natrafić na witryny rzeczywiście działających, formalnie zarejestrowanych w MSWiA związków, których powszechny jawny charakter pozwala uzyskać wgląd w rzeczywisty obraz tematu (pomimo nawet znacznego rozproszenia samych rodzimowierców w polskim społeczeństwie).

Większość fałszywych stereotypów obalić też można wyszukując (choćby na jednej z popularniejszych internatowych platform wymiany plików wideo) relacje filmowe z rzeczywistych świąt rodzimowierczych takich jak np. Noc Kupały organizowana przez wspomniane wyżej jawnie działające związki.

Przekonać się można, że nikt tam nie pali Biblii, nie bezcześci krzyży czy pozostałych symboli innych wyznań, nie składa kotów czy innych zwierząt w ofierze, nie wznosi faszystowskich gestów ni haseł... a komu takiej relacji filmowej mało, może się o tym przekonać osobiście jako, że tego rodzaju obchody są jawne i publiczne.

Rodzimowierstwo (a nawet zdecydowana większość neopogaństwa) odwołuje się do kultu Natury. Nie znaczy to jednak, że postrzeganie rodzimych bogów ogranicza się (jak zdają się sądzić niektórzy) wyłącznie do jej symboliki...

Na przykładzie rodzimowierstwa słowiańskiego w grę wchodzić bowiem może swego rodzaju wielopłaszczyznowe postrzeganie danego aspektu. W przypadku utożsamiającym Naturę - cały otaczający nas świat - z Bogiem Najwyższym, będącym absolutem jest on zazwyczaj Bogiem bezosobowym lub nie podlegającym w pełni ludzkiemu poznaniu.

Jest On z kolei reprezentowany przez szereg bóstw stanowiących poszczególne aspekty natury lub poprzez te aspekty natury przejawiający swe istnienie (np.: Swaróg - bóstwo ognia, słońca, Perun - bóstwo burzy, wojny, Rod - bóstwo losu, Weles - bóstwo magii, a także zaświatów, Mokosz - bóstwo wilgotnej ziemi, płodności i urodzaju itd.)... Jedno bowiem wcale nie musi wykluczać drugiego.

Jeśli rozpatrujemy istnienie Boga Najwyższego (niech to będzie Świętowit), który jako byt najwyższy (jako, że w sobie zawiera wszystko pozostałe) zajmuje najwyższą z możliwych istniejących płaszczyzn (tudzież jest nimi wszystkimi), to jego poszczególne aspekty będące pozostałymi bogami przejawiają się na niższych płaszczyznach (z których kolejne zajmują demony, duchy przodków, ludzie, itd, itp - przy czym każda płaszczyzna, w pewnych aspektach oraz w różnym stopniu i zakresie (w zależności od stopnia ich zbliżenia) przenika się z pozostałymi).

W sporym uproszczeniu wyobraźmy je sobie jako koła (lub raczej owale), z których każdemu przypisać można inną dziedzinę. Każde z tych kół (owali) posiadając wspólną oś, ma jednocześnie względem niej rożny kąt nachylenia, w wyniku czego dana płaszczyzna przecina się z innymi (czyli miejsca, w których wzajemnie - w różnym stopniu i w różnych aspektach - owe płaszczyzny się przenikają)... A wszystkie one zawierają się w płaszczyźnie najwyższej, będącej absolutem, metawszechświatem...

W niniejszym felietonie starałem się opisać różnego rodzaju kontrowersje mogące pojawiać się przy okazji omawiania tematów związanych z pogaństwem, neopogaństwem i rodzimowierstwem. Zapewne nie udało mi się wyszczególnić wszystkich związanych z tym aspektów, ale mam szczerą nadzieję, że opisałem przynajmniej większość z tego, czym neopogaństwo (a tym bardziej rodzimowierstwo) na pewno nie jest...

Co jakiś czas, wciąż natrafić można na liczne przykłady powielanych na ten temat fałszywych poglądów i stereotypów... Przygotowując niniejszy materiał nie miałem złudzeń i nie liczyłem na to, że za jego pomocą wyeliminuję je wszystkie... Zakładam jednak, że przynajmniej częściowo zminimalizuję skutki części z nich.


Opracowanie pierwotnie przygotowane specjalnie do publikacji na portalu pro katolickim - zaadresowane do odbiorcy dotąd nie mającego zasadniczo większej styczności z rodzimowierstwem i związanych z nim zagadnieniami (wrzesień 2009 r.)

Ratomir Wilkowski