Listy z Indonezji

Ks. Jozef Glinka SVD

publikacja 04.09.2006 17:16

Inaczej można to wyrazić jako dialog, rozmowę z wyznawcami innych religii. Nie znaczy to przekonywanie o prawdziwości naszej religii. Są to po prostu osobiste kontakty, przyjaźnie, ewentualnie współdziałanie dla dobra społecznego.

Dialog międzyreligijny


Lat temu 60 uczono mnie na nauce katechizmu czegoś dokładnie przeciwnego: Nie przebywaj z ludźmi innych wyznań. Była to obawa ludzi Kościoła, że takie przebywanie może prowadzić do obojętności religijnej, bo przecież tamci też są dobrzy, a więc tamta religia też jest dobra. Takie niebezpieczeństwo mogłoby zaistnieć u ludzi, którzy są słabo ugruntowani w własnej rełigii, bo ją między innymi słabo znają.

Z drugiej strony słaba znajomość własnej religii, a także religii partnera dialogu brak poszanowania przekonań innego człowieka, często prowadzi do fanatyzmu.

Sobór Watykański II postawił sprawę zupełnie odmiennie, niż to było przedtem. Jan Paweł II też bezustannie zachęca do dialogu z innymi wyznaniami, a w konsekwencji do dialogu pomiędzy odmiennymi kulturami. Między innymi tylko w ten sposób można skuteczniej zabiegać o pokój. Cała nauka Jana Pawła II opiera się, oprócz na nauce soboru, w zasadzie na jego filozofii człowieka – peronalizmu chrześcijańskiego.

W naszym zgromadzeniu taki dialog należy do jednego z priorytetów.

Wszelka praca misyjna powinna rozpocząć się właśnie od takiego dialogu. Ja muszę najpierw wiedzieć, dlaczego drugi człowiek zachowuje się właśnie odmiennie ode mnie. Zachowanie jest najczęściej wypadkową tego, w co on wierzy. Jeśli chcę, by inni szanowali moje przekonanie, muszę szanować jego przekonania, mimo że ich sam nie uznaję jako przekonujące. Dalej muszę starać się zrozumieć, jaka jest nauka jego religii. A to mogę najszybciej i najskuteczniej osiągnąć właśnie przez dialog i przez częste przebywanie razem, a dalej przez przyjaźń. Wzajemne zrozumienie może prowadzić do przyjaźni, a przyjaźń do wzajemnego zaufania. Misjolodzy dawniej nazywali to preewangelizacją.

Więcej na następnej stronie

Misjonarze stosowali dialog od samego początku chrześcijaństwa. Wystarczy zajrzeć do Dziejów Apostolskich i do listów, głównie św. Pawła. Prawdziwa i skuteczna praca misyjna ma tutaj swoje korzenie. Ludzie podziwiają sukcesy wielkich misjonarzy. Wszyscy oni zaczynali od dialogu miłości do drugiego, do każdego człowieka.

Kiedyś zapytano o. Żelazka, jaką on stosuje metodę, że ma tyle sukcesów. Jego odpowiedź była bardzo prosta i jasne: „Trzeba po prostu być dobrym dla każdego człowieka. Zacząć od myśli.” Jeśli jestem przekonany, że każdy człowiek jest dzieckiem Bożym, że za każdego Chrystus umarł, to szybko nauczę się myśleć dobrze od innych; a z czasem te myśli muszą się odzwierciedlić w moim zachowaniu.

Byłem kiedyś na kogoś mocno zły i poniosło mnie, że powiedziałem o tzm starszemu współbratu, doświadczonemu misjonarzowi, a on na to: „Pomyśl, że Pan Bóg go też kocha.” To była mocna nauka, która mi wiele pomogła.

Tutaj żyję w środowisku, które w dziewięćdziesięciu procentach składa się z niekatolików, a nawet niechrześcijan. Przystosowanie do tegoż środowiska po dwudziestoletnim pobycie w seminarium na katolickim Flores nie było łatwe. Starałem się jednak w praktyce zastosować radę o. Żelazka i owego starszego współbrata. Po pewnym czasie moglem przejść do prawdziwego dialogu. Im lepiej poznaję ich wierzenia, tym bardziej cenię sobie swoją własną religię. Wzajemna życzliwość zaś prowadzi z czasem nawet do przyjaźni. Aby bliżej poznać islam, kupiłem sobie encyklopedię islamu. Ponieważ dość często do niej zaglądam, jest na widocznym i łatwo dostępnym miejscu. Jakież było kiedyś zdziwnienie moich magistrantów, którzy przyszli poszperać w mojej bibliotece, gdy ja zobaczyli. „Profesor ma encyklopedię islamu? Na co?.” „Abym lepiej poznał, w co wy wierzycie.” „Patrz – powiedział jeden do drugiego – a my islamici takiej nie mamy.”

„Gdyby wszyscy byli tacy jak profesor Glinka, nigdy nie było sporów religijnych” – napisała o mnie jedna z moich byłych studentek. Nie mam tu dzieci, ale mam mnóstwo „wnucząt”, dzieci moich byłych studentów czy studentek, moich asystentek. Większość z nich to mali muzułmanie względnie muzułmanki, ale to nie przeszkadza, że one mnie kochają i ja je kocham. Codziennie się za mnie modlą (!), a ja za nie także, o to, by byli dobrymi ludźmi, i o to, by kiedyś poznali swego Zbawiciela. Boże drogi są niezbadane!

Ostatnio egzaminowałem paru doktorantów, teologów islamickich. Pomogłem im, wyjaśniając np. pojęcie inkulturacji i tzw. Afroislamu czy Euroislamu, który zaproponował islamolog, socjolog religii, wykładający na którymś uniwersytecie w Niemczech. Dla nich to były nowości, ale już niektórzy przy obronie swoich prac powoływali się właśnie na „zdanie profesora Glinki”. Teologom islamickim kiedyś zapronowałem wprowadzenie pojęcia Indonezjoislamu, bo przecież, mimo wyznawania islamu, zachowali mnóstwo elementów rodzimej kultury. Może te idee przekażą swoim studentom i pojęcie Indonezjoislamu wejdzie do ich teologii.

Więcej na następnej stronie

Ramadhan 2004


15. października muzułmanie rozpoczęli swój post. Przez cały dzień nie wolno im jeść. Wstają więc o 3 rano, żeby się wykąpać (rytualnie), najeść się na caly dzień i pomodlić się. Wszystko to muszą załatwić przed wschodem slońca. Krótko przed zachodem slońca kąpią się znowu, by tuż po zachodzie napić się, pomodlić się i potem dopiero zaczyna się ucztowanie. Ucztowanie trwa nieraz do północy. W sumie śpią więc 3-4 godziny. A w ciągu dnia trzeba pracować. Jak ta praca w dzień wygląda, widzę po swoich studentach. Na pierwszy wykład o godz. 7 notorycznie się spóźniają, a na następnych kiwają im się głowy przez cały czas zajęć. Można sobie wyobrazić, jak wygląda praca w urzędach. Jak tylko można, usiłują się zdrzemnąć. Potem poruszają się jak muchy w smole. Tak więc większości listów na poczcie się chyba nie sortuje. Odkłada się je na wielka stertę. Posortuje się je po poście. Ale że post się kończy wielkim świętem, w którym koniecznie trzeba pojechać do rodziny, już tydzień przed Idulfitri zaczyna się wędrówka ludów. Zdaje się, że cała Indonezja jest wtedy na kółkach, w powietrzu albo na wodzie. Po święcie nie wypada zaraz wracać. Po czasopismach było widać, że zaczają brać od góry, bo najpierw przyszedł nr. 1., potem kolejno ostatni z ubiegłego roku i tak dalej w tył. Tutaj rzadko kto umiera na zawał, chyba tylko Chińczycy i my Europejczycy.

Niedawno temu miałem dla grupy studentów z innej uczelni wykład nt. globalizacji. W dyskusji padło m. In. pytanie, dlaczego Indonezja nie może się wykaraskać z gospodarczego dołka, kiedy Filipiny, Tajlandia i Malajzja dawno się z niego wydostały. Odpowiedziałem pytaniem, komu zależy, by Indonezja miała nieustanne wewnętrzne kłopoty. Ale odpwiedzi nie znaleźli, bo widocznie nie skojarzyli pewnych faktów. Zostawiłem ich w niepewności. Niech się nauczą myśleć. Malajzja to też kraj o większości islamickiej, ale tam rozruchów na tle religijnym nie ma. Bo tam widocznie wywiad i policja działają sprawnie. Od razu po 11. września zaaresztowali sporą grupę wywrotowców. Pomiędzy nimi paru Indonezyjczyków. Czy więc wywiad indonezyjski jest taki marny. Chyba nie. Tylko że przez 32 lata Suharto oduczył Indonezyjczków pojęcia praworządności. Setki spraw o grubą korupcję, podkładanie bomb w kościołach itp. oficjalnie nigdy nie zostały załatwione.

W tym kontekscie chyba zrozumiecie, dlaczego my tu jeszcze mamy wiele do zrobienia.

Porozmawiaj o tym na FORUM