Wojna cywilizacji?: Tolerancyjny islam

publikacja 02.12.2002 15:29

Fanatyczni terroryści, religijni maniacy, którzy wypowiadają "świętą wojnę" całemu światu – taki obraz muzułmanów dominuje w mediach państw europejskich i Ameryki Północnej. A przecież historia wzajemnych kontaktów islamu i chrześcijaństwa to nie tylko rzezie i wyprawy krzyżowe. To przede wszystkim setki lat pokojowego współistnienia.

Dramatyczne wydarzenia ostatniego trzydziestolecia w kilku krajach muzułmańskich sprawiły, że większość z nas regularnie uczona jest strachu przed brakiem tolerancji i wrogością wobec chrześcijaństwa, jaka rzekomo od wieków panuje w krajach islamu.

Zaczęło się od konfliktu na Bliskim Wschodzie. Palestyński terroryzm przerażał, ale jeszcze wtedy nie mówiono o islamskim zagrożeniu i "konflikcie cywilizacji". Opinia publiczna dziś już zapomina, że wtedy terroryści zabijali w wielu krajach w imię różnych ideologii. W Irlandii IRA, w Hiszpanii ETA i Grapo, w Niemczech Bader-Meinhoff, we Włoszech Czerwone Brygady, w Peru Świetlisty Szlak, w Turcji Szare Wilki... Nazwy można mnożyć. Terroryzm palestyński miał zresztą bardziej podłoże narodowe niż religijne.

Świat przeraziła następnie wojna domowa w Libanie, w której naprzeciw siebie stanęli muzułmanie i chrześcijańscy maronici. Nikt wtedy nie chciał zadać sobie pytania, jak to się stało, że w muzułmańskim kraju silna społeczność chrześcijańska przetrwała ponad tysiąc lat pokojowo współżyjąc z muzułmanami.

Potem była rewolucja w Iranie, ze wszystkimi skrajnościami jakie zwykle towarzyszą rewolucjom i świat zaczął się bać fanatyzmu islamskiego. Ale to był dopiero początek. Po upadku Związku Radzieckiego okazało się, że islam zaczyna być postrzegany jako największe zagrożenie pokoju światowego. Z islamem kojarzono nawet imperialną politykę Iraku, który próbował podbić sąsiednie państwo muzułmańskie – Kuwejt, co zapoczątkowało wojnę w Zatoce Perskiej. Zagrożeniem islamskim Rosja tłumaczy swą imperialną politykę na Kaukazie, zwłaszcza wojnę w Czeczenii. Argumentów zwolennikom teorii o "konfrontacji cywilizacji" dostarczyli talibowie – fanatycy, którzy rządzili niedawno w Afganistanie. A od czasu zamachu terrorystycznego w Nowym Jorku z 11 września 2001 roku muzułmanom przypisuje się czasem cechy wręcz diabelskie.

Problemem nie jest religia
Postarajmy się widzieć wszystkie te zjawiska we właściwych proporcjach. Przecież nie tak dawno w Rwandzie i Burundi doszło do strasznych rzezi pomiędzy ludami Hutu i Tutsi. Wśród morderców było bardzo wielu katolików. Ale to przecież nie oznacza "katolickiego zagrożenia". W latach dziewięćdziesiątych doszło do serii krwawych wojen domowych na Półwyspie Bałkańskim. Bośniaccy muzułmanie bynajmniej nie byli w tych konfliktach agresorami. Wśród zbrodniarzy wojennych poszukiwanych i sądzonych przez trybunał w Hadze przeważają Serbowie, jest też wielu Chorwatów. Nikt nie wypomina, że w tych krajach większość ludzi wyznaje prawosławie (Serbia) i katolicyzm (Chorwacja). Ciągłych utarczek religijnych po niedawno zakończonym krwawym konflikcie w Irlandii Północnej nikt nie uważa za "starcie cywilizacji". Pewnie dlatego, że w konflikcie nie uczestniczą muzułmanie, tylko protestanci i katolicy.

Łatwo szerzyć efektowną tezę o nieuchronnej konfrontacji pomiędzy chrześcijaństwem a islamem. W historii zawsze znajdziemy wiele przykładów braku tolerancji, wzajemnej wrogości, wojen religijnych. Ale pamiętajmy, że te starcia były tylko krótkimi, burzliwymi epizodami. Prawdziwa historia działa się "pomiędzy" konfliktami. Całe pokolenia muzułmanów i chrześcijan żyły obok siebie zgodnie. I to przykładów tolerancji możemy w historii krajów muzułmańskich znaleźć więcej niż w dziejach chrześcijańskiej Europy!

Również teraz dochodzi do paradoksalnych sytuacji. Turysta wracający z udanych wczasów w muzułmańskiej Tunezji jednocześnie panicznie boi się złowrogiego świata islamu. Przecież terroryści to margines tego islamu, podobnie jak baskijska ETA jest marginesem kultury europejskiej. Zagrożeniem dla współczesnego świata jest terroryzm i różnice zamożności poszczególnych rejonów świata, a nie ta czy inna religia!

Zawsze mogą znaleźć się fanatycy zabijający w imię Koranu czy Biblii, ale przyczyna ich fanatyzmu tkwi gdzie indziej – w zapóźnieniu cywilizacyjnym i gospodarczym niektórych krajów, w poczuciu znalezienia się na marginesie rozwoju świata, w biedzie i niesprawiedliwości.