Przyszła demografia religii

fragment z: Philip Jenkins "Chrześcijaństwo przyszłości" (tłum. Stanisław Grodź SVD) Verbinum 2009

publikacja 19.06.2009 11:02

Mapy religijne mogą się zmieniać, granice mogą być przesuwane, ale chrześcijaństwo Południa będzie rosło. (...) Nie tylko będzie dużo więcej chrześcijan na globalnym Południu niż na Północy, lecz także ludzie z Południa będą prawdopodobnie dużo bardziej oddani sprawie w sferze wiary i praktyk religijnych.

Przyszła demografia religii

Przyszła demografia religii
Chociaż możemy odczuwać pokusę rozpaczy wobec podjęcia jakiejkolwiek próby przewidywań, to mimo wszystko dostrzegamy główne trendy w rozwoju chrześcijaństwa Południa i w każdym przypadku wskazują one na gwałtowny wzrost, zwłaszcza w Afryce. Doświadczenie ostatniego półwiecza wskazuje, że chrześcijańska część ludności znacznie się powiększy na większości obszaru kontynentu, czyniąc znaczne postępy w centrum i na wschodzie. Ten trend jest tak znaczący, że wszelkie przedstawione tutaj przewidywania mogą się okazać zbyt konserwatywne. Mapy religijne mogą się zmieniać, granice mogą być przesuwane, ale chrześcijaństwo Południa będzie rosło.

Żeby to zilustrować, wyobraźmy sobie kształt chrześcijańskiego świata w najbliższych dwudziestu lub czterdziestu latach: gdzie będzie żyła większość chrześcijan? Które wspólnoty chrześcijańskie będą największe w roku 2025 lub 2050? Dla bieżących potrzeb przyjmiemy ostrożne założenia, że wspólnoty chrześcijańskie pozostaną względnie stabilne w swoich proporcjach w ramach narodowych populacji (zob. tabela).

Największe wspólnoty chrześcijańskie, 2025 i 2050


PaństwoSzacowana chrześcijańska populacja (w mln)













2000 r.2025 r.2050 r.
USA225270330
Brazylia164190195
Meksyk95127145
Filipiny77116145
Nigeria5083123
Dem.Rep.Konga3470121
Etiopia366579
Rosja90 ?8580
Chiny50 ?6060
Niemcy586157


Jedną z niepewności dotyczącą tej tabeli jest polityczna spójność wymienionych w niej państw. Całkiem możliwe, że takie kraje, jak Demokratyczna Republika Konga, nie będą istniały w obecnej formie i mogą się rozpaść na dwie lub trzy mniejsze jednostki. Mimo to wskazane regiony będą głównymi terytoriami chrześcijańskimi i ten fakt potwierdza silne przesunięcie na Południe.

W 2050 r. sześć państw może mieć po 100 milionów chrześcijan lub więcej, a spośród nich tylko jedno reprezentuje świat przemysłowo rozwinięty, chodzi tu o Stany Zjednoczone. Być może, równie uderzające jest to, których państw nie ma na tej liście, a są to tak tradycyjne ostoje chrześcijańskiej lojalności, jak Wielka Brytania, Francja i Włochy.

Ujmując to inaczej, możemy wziąć pod uwagę wcześniej wspomniane najludniejsze państwa subsaharyjskiej Afryki. Na początku tej dekady te osiem państw miało około 200 milionów chrześcijan, co z grubsza reprezentowało połowę ludności kontynentu. Jeśli przyjmiemy, że religijne rozmieszczenie tych populacji pozostanie stabilne, to w 2025 r. ta liczba wzrośnie do 330 milionów. Najnowsza historia jednak sugeruje, że Kościoły te będą się rozrastały przez ewangelizację, więc moglibyśmy mówić o liczbie bliższej 400 milionom wierzących tylko w tych przodujących państwach. Nawet w kategoriach formalnej przynależności do chrześcijaństwa Afryka subsaharyjska przejęłaby rolę Europy jako głównego chrześcijańskiego centrum w przeciągu zaledwie ćwierćwiecza.

Przykład jednego kraju pomaga nam wyraźniej dostrzec te kontynentalne trendy. Uganda reprezentuje szybko rozwijające się kraje tropikalne10. Ludność kraju w 1950 r. liczyła zaledwie 5,5 miliona na powierzchni równej obszarowi stanu Oregon, ale liczba ludzi mniej więcej się podwajała z upływem każdego ćwierćwiecza. Żeby to umieścić w kontekście, trzeba stwierdzić, że było to to samo zdumiewające tempo wzrostu, którego Ameryka Północna doświadczyła w okresie kolonialnym i wczesnej państwowości. W 1975 r. było 11 milionów Ugandyjczyków, a 23 miliony w 2000 r. Według statystyk ONZ liczba ludności powinna wzrosnąć do około 33 milionów w 2025 r. i do 65 milionów w 2050 r.

Amerykański Urząd Statystyczny przedstawia nawet bardziej zdumiewającą prognozę: możliwość zaistnienia 84 milionów Ugandyjczyków w połowie XXI w. Kraj ten odnotowuje obecnie roczne tempo wzrostu w wysokości 2,7 procent, co brzmi dość imponująco do momentu, gdy przypomnimy sobie, że nie jest to przyrost naturalny, ale faktyczne tempo rocznego wzrostu. Wskaźnik urodzeń jest cztery razy wyższy od obecnego w większości narodów europejskich. Tempo całkowitego wzrostu byłoby jeszcze wyższe, gdyby nie skutki AIDS i wojny domowej.

W kategoriach religijnych Uganda reprezentuje jeden z triumfów ruchu misjonarskiego, kraj, w którym chrześcijaństwo zostało nowo zasiane w połowie XIX w. Obecnie około 40 procent ludności to protestanci, 35 procent stanowią katolicy i 10 procent muzułmanie, a reszta wyznaje rodzime religie afrykańskie. Jeśli założymy, że nie będzie dalszego rozwoju przez nawrócenia, to chrześcijańska ludność Ugandy powinna wzrosnąć z obecnych około 20 milionów do 24 milionów w 2025 r. i do 43 milionów w połowie wieku (55 milionów, jeśli wyższe prognozy są właściwe).

Być może jednak nawet te szacunki religijnej przynależności są zbyt konserwatywne, skoro różne Kościoły będą umacniały swą obecność wśród wyznawców rodzimych religii. Możliwa jest całkowita liczba ugandyjskich chrześcijan wynosząca 50 milionów w połowie XXI w. Wtedy zaś będzie więcej samookreślających się chrześcijan w Ugandzie niż w takich państwach, jak Niemcy czy Wielka Brytania. Według niektórych szacunków, Uganda mogłaby mieć wówczas więcej aktywnych członków Kościoła niż cztery lub pięć największych państw europejskich razem wziętych.

Jako azjatycki przykład możemy wziąć Filipiny, które w 2050 r. powinny być domem dla trzeciej lub czwartej co do wielkości wspólnoty chrześcijan na świecie. Obecna populacja, licząca około 88 milionów, powiększy się szybko z powodu wysokiego tempa wzrostu liczby ludności, szacowanego obecnie na 2,1 procent każdego roku. Jest to także, podobnie jak Uganda, bardzo młody kraj, w którym 37 procent ludności to obecnie ludzie poniżej 15 roku życia. W 2050 r. może być ponad 150 milionów Filipińczyków. Miasto Manila podaje liczbę mieszkańców w wysokości około 1,8 miliona, ale region metropolitalny zamieszkuje, być może, 9 milionów. W 2050 r. metropolitalny region Manili może z łatwością liczyć 18 lub 20 milionów mieszkańców.

W kategoriach religijnych chrześcijaństwo ma głębokie korzenie na Filipinach, które były częścią hiszpańskiego kolonialnego imperium w XVI w. Około 85 procent narodu obecnie w jakimś stopniu identyfikuje się z Kościołem rzymskokatolickim, podczas gdy następne 8 procent jest związane z różnymi grupami protestanckimi (dalsze 4-5 procent to muzułmanie). Jeśli założymy, że te proporcje pozostaną niezmienne, to w 2050 r. będziemy mówili o mniej więcej 143 milionach filipińskich chrześcijan. Ten przyrost będzie miał znaczące implikacje dla kształtu światowego katolicyzmu.

Współcześnie Kościół katolicki na Filipinach liczy 69 milionów członków, co stanowi większą katolicką populację niż w jakimkolwiek europejskim państwie, a liczba katolików rośnie szybko. Obecnie Filipiny odnotowują 1,7 miliona katolickich chrztów rocznie, co stanowi liczbę większą niż połączone sumy z czterech przodujących katolickich państw Europy, tzn. Francji, Hiszpanii, Włoch i Polski12. W 2025 r. liczba filipińskich katolików może wzrosnąć do 90 milionów, a do 130 milionów w 2050 r.

To, że Filipiny będą nadal stanowiły jedno z większych i ważniejszych katolickich państw, stanowi względnie bezpieczny zakład, ale możemy być znacznie mniej pewni tego w przypadku innego pojawiającego się superpaństwa, tzn. Brazylii. Tutaj także kraj rozwinął się ogromnie i ten wzorzec będzie trwał. W 1950 r. było 53 miliony Brazylijczyków, dziś jest ich około 170 milionów, a w 2050 r. ich liczba powinna sięgnąć około 207 milionów. Wzrost zgonów związanych z AIDS oznacza, że tempo wzrostu jest niższe od tego, które mogłoby być w innym przypadku, ale nawet mimo to nadal mamy do czynienia z klasycznym populacyjnym profilem kraju Trzeciego Świata. Prawie 30 procent Brazylijczyków ma 14 lub mniej lat. Satystyka religijna jednak jest dużo bardziej niepewna niż świecka demografia. Dzisiaj około 74 procent ludności Brazylii uważa się za katolików, podczas gdy dalsze 15 procent to protestanci lub chrześcijanie pentekostalni. Jeśli ekstrapolujemy te liczby w połowę XXI w., to ujrzymy społeczeństwo z ponad 150 milionami katolików i 30 lub 40 milionami protestantów. Czy jednak możemy dokonać takiego przewidywania z jakąkolwiek pewnością?

Liczba ludności niekatolickiej wzrosła tak szybko w ostatnich latach, że czyni to wszystkie tego typu przewidywania dyskusyjnymi i nie będzie niczym zdumiewającym, jeśli do tego czasu Brazylia będzie w połowie protestancka. To, że Brazylia będzie kluczowym ośrodkiem światowego chrześcijaństwa, jest niewątpliwe, nieznane są wszakże dokładne kontury jej życia religijnego.

Nie-świeckie miasto
Żaden z czynników, dzięki którym Kościoły na globalnym Południu rosną w tak zdumiewającym tempie, najprawdopodobniej nie ulegnie zmianie w bliskiej przyszłości. Pojawiające się Kościoły działają tak dobrze, ponieważ przemawiają do bardzo zróżnicowanych demograficznie wspólnot, a najlepiej im idzie wśród ludzi młodych i migrantów w rosnących jak grzyby po deszczu megamiastach.

Nowe denominacje, osiągające największe sukcesy, kierują swoje przesłanie bezpośrednio do ludzi biednych albo raczej do skrajnie ubogich. Demograficzne przewidywania ponownie sugerują, że środowisko, w którym one kwitną, będzie trwało przez długi czas w nowym wieku. W 2050 r. będzie istniał ciągle powiększający się kontrast między profilami wiekowymi globalnego Południa i Północy, pomiędzy światem ludzi młodych i bardzo mobilnych a światem ludzi starych i statycznych.

Większość światowego przyrostu ludności w nadchodzących dekadach będzie miała miejsce w miastach. Dzisiaj około 45 procent ludności świata żyje w regionach miejskich, ale ta proporcja powinna wzrosnąć do 60 procent w 2025 r. i do ponad 66 procent w 2050 r. Efektem tego będzie stopniowo wzrastająca liczba ogromnych kompleksów metropolitalnych, które mniej więcej w 2050 r. będą mogły liczyć swoich mieszkańców w dziesiątkach milionów. Myślimy tu o takich miastach, jak Kair, Mumbaj (Bombaj), Dhaka, Karaczi, Dżakarta, Lagos i Meksyk, każde z liczbą, być może, 30 lub 40 milionów ludzi i prawie pozbawione funkcjonujących usług rządowych. Dziesiątki milionów nowych mieszkańców miast będą w efekcie żyły i mieszkały zupełnie poza legalną gospodarką i jakimikolwiek skutecznymi relacjami z urzędami13. Pojawią się zaś następne kolosy, gigantyczne miasta o nazwach dotąd nieznanych ludziom Zachodu, centra takie, jak Kampala, Kinszasa, Dar es-Salam i Sana'a.

W następnej epokowej zmianie te miejskie centra będą zdecydowanie południowe. W 1900 r. wszystkie największe miasta świata znajdowały się albo w Europie, albo w Ameryce Północnej. Dzisiaj, jedynie trzy z dziesięciu największych miast świata znajdują się w tradycyjnie rozwiniętych krajach, chodzi o Tokio, Nowy Jork i Los Angeles, a do 2015 r. Tokio będzie jedyną z tych nazw, która pozostanie na tej liście.

Obecnie 80 procent największych miejskich aglomeracji na świecie jest zlokalizowanych albo w Azji, albo w Ameryce Łacińskiej, ale miasta Afryki będą dużo bardziej znaczące w połowie stulecia. Proporcja Afrykanów mieszkających w regionach miejskich wzrośnie z około 40 procent obecnie do prawie 66 procent w 2050 r. Obfite zbiory czekają na wszystkie religijne grupy, które będą mogły odpowiedzieć na potrzeby tych nowych miejskich regionów, na każdego, kto będzie mógł za jednym zamachem nakarmić ciało i duszę. Czy plony przypadną chrześcijanom, czy muzułmanom? A jeśli chrześcijanom, to czy zwycięzcami będą katolicy, czy chrześcijanie pentekostalni?
Europa
Sama demografia nie jest w stanie przedstawić całej historii poszerzającej się przepaści między liczbową siłą chrześcijan w Pierwszym i Trzecim Świecie, ponieważ ważną rolę będą odgrywały również przesunięcia kulturowe. Nie tylko będzie dużo więcej chrześcijan na globalnym Południu niż na Północy, lecz także ludzie z Południa będą prawdopodobnie dużo bardziej oddani sprawie w sferze wiary i praktyk religijnych.

Zmiana kulturowa jest ewidentna w Europie, w której hipotetycznie żyje współczesna chrześcijańska populacja przekraczająca 500 milionów. Liczba ta wygląda co najmniej optymistycznie. W ciągu mniej więcej ostatniego wieku ogromna sekularyzacja poważnie zredukowała populację europejskich chrześcijan, bez względu na to, czy oceniamy „chrześcijaństwo" według ogólnego samookreślenia, czy też domagamy się dowodów praktykowania i oddania sprawie. Członkostwo w Kościele i uczestnictwo w praktykach religijnych ostro spada w długoterminowym trendzie, który nie okazuje znaków spowolnienia.

Wielka Brytania jest modelowym przykładem instytucjonalnej zapaści. Z populacji liczącej około 60 milionów, liczba tych, którzy wyznają religie niechrześcijańskie nadal nie jest wielka. Żydzi, muzułmanie, sikhowie i hinduiści stanowią razem nie więcej niż 5 procent ludności Wielkiej Brytanii, mniej więcej taki sam procent niechrześcijan jak w Stanach Zjednoczonych.

Nie możemy jednak bezpiecznie stwierdzić, że pozostałe 95 procent Brytyjczyków powinno się określać jako chrześcijan. Według spisu ludności z 2000 r. 44 procent Brytyjczyków nie deklarowało żadnej przynależności religijnej (liczba ta wzrosła z 31 procent w 1983 r.). Jeszcze bardziej niepokojące dla Kościołów jest to, że dwie trzecie ludzi w wieku 18-24 lat określa siebie jako niereligijnych - prawie połowa młodych dorosłych nawet nie wierzy w to, że Jezus istniał jako postać historyczna, co jest dosyć radykalnym stanowiskiem14.

W zależności od badań, 55-75 procent Brytyjczyków określa się jako chrześcijanie, ale stopień tej identyfikacji jest często nikły. Opierając na rejestrach z ksiąg chrztów, Wielka Brytania ma 25 milionów członków Kościoła anglikańskiego, który od dawna ma ustalony status. Jak jednak widzieliśmy, mniej niż milion tych przypuszczalnych anglikanów można kiedykolwiek w ogóle spotkać w Kościele, nawet na Wielkanoc i Boże Narodzenie.

Tylko między rokiem 1989 a 1998 uczestnictwo w niedzielnym nabożeństwie we wszystkich chrześcijańskich denominacjach łącznie spadła z 4,7 do 3,7 miliona, spadek o 22 procent w ciągu zaledwie dziesięciolecia. Ekstrapolacja tych liczb opustoszyłaby angielskie Kościoły zupełnie w ciągu jednego lub dwóch pokoleń.

W debacie nad wykorzystaniem prowadzonych przez Kościoły instytucji charytatywnych do zapewnienia opieki społecznej, labourzystowski polityk Roy Hattersley protestował: „To jest naród agnostyków. Ludzie nie traktują [religii] poważnie". Sam fakt, że mógł wypowiedzieć taką opinię nie budząc kontrowersji, wyraźnie ilustruje przepaść między podejściem do praktyk religijnych w Stanach Zjednoczonych i w Europie.

Z podobnymi sytuacjami można się zetknąć w większości innych krajów zachodnioeuropejskich i w byłych komunistycznych krajach Europy Wschodniej. W Niemczech sytuacja Kościoła ewangelickiego jest porównywalna do sytuacji brytyjskich anglikanów. Teoretycznie Kościół ten utrzymuje, że cieszy się lojalnością większości niemieckich protestantów, około jednej trzeciej populacji, ale spośród 27 milionów hipotetycznych członków jedynie jakiś milion wykazuje jakiekolwiek regularne uczestnictwo. Aktywność jest większa wśród niemieckich katolików, ale też reprezentuje jedynie mniejszą część podawanej liczby członków Kościoła. Mniej więcej jedna czwarta ludności twierdzi, że nie ma żadnej religijnej afiliacji, nawet do resztek chrześcijaństwa.

Malejąca identyfikacja religijna jest równie oczywista w krajach historycznie katolickich. We Francji, podobnie jak w Wielkiej Brytanii, znacząca większość ludzi wykazuje jakiś hipotetyczny stopień identyfikacji z chrześcijaństwem, ale tylko 8 procent -jakieś 5 milionów -jawi się jako praktykujący katolicy. Włochy przedstawiają podobny obraz. Z powodu długotrwałej hegemonii Kościoła, zwyczajem większości Włochów jest przyznawanie się do pewnej szczątkowej katolickiej tożsamości i faktycznie większość Włochów jest ochrzczona w Kościele katolickim. Według kościelnych statystyk około 97 procent Włochów liczy się jako katolików (jakieś 55 milionów członków).

Według tych danych Włochy są obecnie jedynym europejskim krajem wymienianym na liście pięciu najliczniejszych katolickich narodów świata. Jednakże praktyki religijne we Włoszech ostro podupadły w ostatnich latach i bardziej rozsądny szacunek wiary i lojalności sugerowałby aktywną katolicką populację na dużo niższym poziomie liczbowym.
Ten obraz upadku chrześcijaństwa powinien jednak zostać nieco skorygowany.

Jak przypominają nam tacy uczeni, jak Grace Davie, spadku praktyk religijnych nie można zrównywać z czystym sekularyzmem. Nawet w krajach relatywnie zsekularyzowanych wyniki badań nadal ukazują zdumiewająco wysoki poziom wiary, sugerując, że ludzie „wierzą bez przynależności", a większość nadal określa się, choć niezbyt zdecydowanie, jako chrześcijanie. Stwierdziwszy to jednak, argumenty te na dłuższą metę niekoniecznie są ukojeniem dla chrześcijan, ponieważ nie jest jasne, jak długo religia może przetrwać jako zgeneralizowana pamięć społeczna. Relikty chrześcijaństwa mogą przetrwać pokolenie albo trochę dłużej po tym, jak instytucjonalne struktury kościelne weszły w stan bezwładnego spadania, ale sytuacja za trzydzieści lub czterdzieści lat może być dużo bardziej ponura. Współczesne Kościoły żyją dzięki nagromadzonym zapasom, które topnieją w alarmującym tempie.

Zarówno anglikanizm, jak i katolicyzm są światowymi wspólnotami, zatem zmniejszająca się przynależność w Europie powinna być więcej niż zrekompensowana przez zyski w innych regionach świata, ale ten wzór nie będzie prawdziwy dla wszystkich denominacji.

Kościoły prawosławne ucierpią dotkliwie z powodu zmian demograficznych, zważywszy na to, że liczba ich członków jest tak silnie skoncentrowana w kurczącej się Europie. Obecnie Kościół prawosławny utrzymuje, że ma około 220 milionów członków, prawie wszystkich w krajach wschodniej i południowo-wschodniej Europy, w których przez następne pięćdziesiąt lat liczba ludności będzie się zmniejszać. Chociaż pokomunistyczna Rosja doświadcza znaczącego ożywienia prawosławnego, to jednak trendy demograficzne ukazują, że długoterminowa przyszłość Kościoła stoi pod znakiem zapytania.

Spadająca liczba urodzin będzie ostatecznie bardziej niszcząca dla losów prawosławia niż kiedykolwiek muzułmańskie czy komunistyczne prześladowania. Jeśli przyjąć optymistyczną prognozę, to liczba prawosławnych do 2050 r. skurczy się do mniej niż 3 procent światowej populacji, dramatycznie mniej niż na początku XX w. W najgorszym wariancie całkowita liczba prawosławnych na świecie w 2050 r. może być faktycznie mniejsza niż liczba chrześcijańskiej ludności w pojedynczym kraju, takim jak Meksyk czy Brazylia.

***
Philip Jenkins
CHRZEŚCIJAŃSTWO PRZYSZŁOŚCI
stron: 385
Verbinum 2009