Przeznaczone z nieba

fragment książki: Marian Fuks "Żydzi w Warszawie"

publikacja 11.05.2010 10:02

Rabin Szeftel Horowic, nakazał w testamencie by jego potomkowie żyli w zgodzie, ponieważ „małżeństwo jest przeznaczone z nieba"

Przeznaczone z nieba Marian Fuks "Żydzi w Warszawie" wyd. Sorus, Poznań 2010

Kojarzenie małżeństw u Żydów określone było ustalonym rytuałem. W średniowieczu dziewczęta wydawane były za mąż w okresie dojrzewania, przed ukończeniem 16 roku życia. Nieco, ale niewiele starsi bywali chłopcy.

Z czasem granica wieku nowożeńców podniosła się o kilka lat, pozostało jednak nadal zasadą łączenie par bardzo młodych, co w konsekwencji miało ujemny wpływ na zdrowotność potomstwa. O doborze decydowali rodzice. Najbardziej kłopotliwe było wydawanie za mąż, ponieważ staropanieństwo, według przepisów Talmudu, było sprzeczne z naturą ludzką, a więc było jakby grzechem. Toteż istniał tryb kojarzenia małżeństw za pośrednictwem zawodowych swatów (szadchenów), których działalność nie ograniczała się li tylko do kręgu znajomych czy mieszkań­ców jednego miasta. Zjawiali się oni ze swoimi propozycjami m.in. na jarmarkach, w uczelniach talmudycznych (jeszybotach). Czasami w roli swatów występowali rabini-rektorzy jeszybotów, pragnący ożenić swoich podopiecznych talmudystów. Tak jak staropanieństwo, również celibat u mężczyzn był w pogardzie. Do jeszybotów przychodzili często ludzie bogaci, mający na wydaniu córki. Wyszukując kandydatów na mężów, zapewniali im stałe utrzymanie i możliwość kontynuo­wania studiów talmudycznych w nieskończoność. Co się tyczy szadchenów, ich rola także była obwarowana przepisami ustalonymi przez kahały lub niekiedy nawet przez sejmy żydowskie. Ustalone były taksy dla swatów, których wynag­rodzenie stanowiło określony procent od posagu.

Kojarzenie małżeństw poprzedzone było spisaniem umowy (po hebrajsku tzw. tnaim achronim), która stawała się obowiązującą pod groźbą klątwy lub grzywny, najczęściej równej połowie obiecanego posagu. Posag wypłacano przed samym ślubem. Na tym tle dochodziło czasami do gorszących sporów i targów. Dla zabezpieczenia bytu wydawanej za mąż córki, często spisywano umowę (po hebr. ktubę), która na wypadek rozwodu miała zapewnić kobiecie zwrot części posagu. Sprawy te zresztą regulowane były szczegółowymi prze­pisami. Posag dawał ojciec narzeczonej. Bogaci Żydzi byli zobowiązani do wyposażania służących i to w wysokości uzależnionej od wysługi lat, licząc od 12 roku życia zatrudnionej. Sprawa posagu była problemem tak poważnym, że biedne dziewczęta, otrzymywały posag od gmin i to na podstawie uchwał sejmu żydowskiego. Na przykład sejm litewski w 1623 roku ustalił, że posag ubogiej dziewczyny nie powinien przekraczać 20 kóp groszy. Kwoty te zresztą były różnej wysokości, zależnie od regionu i zamoż­ności kahału. Specjalne reguły ustalały wyposażenie sierot, dziewczęta bo­wiem nie dziedziczyły pozostawionego przez rodziców majątku. W XVI wieku rabin Mojżesz Isserles uregulował ten problem, ustalając tryb wyposażania sierot pod nadzorem ich opiekunów, a także z respektowaniem pozostawione­go przez zmarłych — co raczej należało do rzadkości — testamentu. Działalność opiekunów odbywała się pod kontrolą trzyosobowej komisji, wyłanianej co roku przez seniorów kahału.

Młodych dziewcząt, poniżej 13 roku życia, nie pytano o zgodę na zamążpójście, zapytywanie starszych było raczej formalnością nie traktowaną na serio. W razie zerwania zaręczyn, ojciec narzeczonej ponosił za to konsekwencje materialne.

Do dnia ślubu narzeczony nie miał prawa przychodzić do domu swojej przyszłej żony. W dawnych czasach, do dnia ślubu istniał także zakaz spoty­kania się narzeczonych. Wesela, nawet w niezbyt zamożnych rodzinach, odpra­wiano z wielkim przepychem. Skrytykował to nawet w 1743 roku biskup przemyski Sierakowski, nazywając takie wesela, połączone z pochodem z za­palonymi świecami, śpiewem, muzyką i tańcami, strzelaniną z petard — zuch­wałością i presumpcją, natomiast biskup chełmski, Szembek, w 1752 roku zabronił w adwent urządzania wesel żydowskich. Liczbę gości weselnych orientacyjnie określały statuty kahalne, zarówno na Litwie, jak i w Koronie, uzależniając ją od wysokości podatku, jaki na rzecz kahału płacili rodzice nowożeńców. Zresztą nie we wszystkich regionach obowiązywały jednakowe zasady. Ustalone też były stawki dla uczestniczących w zaślubinach — rabina, kantora, szamesa (posługacza bóżniczego). Specyficzną rolę na żydowskich weselach odgrywał tzw. marszelik lub badchen. Byli to wesołkowie-wodzireje, często utalentowani, ludowi samorodni poeci, doskonale znający tradycję, a także środowisko nowożeńców, ich rodzin i gości, układający na miejscu pieśni, powiedzonka, satyry, stanowiące perełki ludowej mądrości — niestety bardzo mało znanej dziś z powodu znikomej liczby przekazów na piśmie.

Ślub odbywał się zazwyczaj pod gołym niebem, często na dziedzińcu synagogi. Sprowadzonym pojedynczo młodym rabin dawał ślub pod baldachi­mem. Następnie w pochodzie, z muzyką, udawano się do domu lub wynajętej sali. Tam marszelik wygłaszał moralitet o pożyciu małżeńskim, wierności i pobożności; tam też składano nowożeńcom dary (drasza). Po uczcie odbywały się tańce — tańczyli osobno mężczyźni, osobno kobiety — co w początku XX wieku u bardziej postępowych rodzin zaczęło zanikać. Chasydzi na przykład, aż do ostatnich czasów, ustawiali osobno stoły do ucztowania dla mężczyzn.

Pod zaborami, przede wszystkim austriackim i pruskim, wprowadzono z nakazu władz pewne zmiany w rytuale zaślubin, m.in. utalono wiek narze­czonego na lat 24, a narzeczonej na 18 lat. Bardziej zachowawcze rodziny trzymały się nadal tradycji, obchodząc przepisy meldowaniem młodego mał­żonka w domu teściów jako nauczyciela lub buchaltera... Dzieci z takich, religijnie prawych, ale ustawowo nieprawych małżeństw, zapisywali na swoje nazwisko dziadkowie lub jacyś krewni... Stąd też zdarzało się, że dzieci z tego samego małżeństwa miały u Żydów niekiedy różne nazwiska... Takie śluby, zakazywane przez wielu rabinów, stawały się często powodem konfliktów rodzinnych i prawnych.

Kapele

Wesela odbywały się z muzyką. Przygrywały żydowskie kapele, których mistrzostwo podziwiali znani, zawodowi muzycy i polscy kompozytorzy. Ich repertuar był bardzo bogaty, śpiewali i grali pieśni i tańce oparte na motywach żydowskich, ale także tańce polskie, ukraińskie, białoruskie. Józef Elsner, nauczyciel Chopina, rektor Konserwatorium Warszawskiego i dyrektor Opery Warszawskiej, pisał w 1805 roku w swojej korespondencji do Musikalische Zeitung w Lipsku, m.in.: „Muzykanci żydowscy grają poloneza w tak doskona­łym duchu polskim, że w tym nikt im nie dorówna". Także wybitny skrzypek- wirtuoz czeski Franciszek Benda, żyjący w XVIII wieku, przebywający przez wiele lat w Polsce jako nadworny muzyk Augusta II Mocnego i kapelmistrz na dworze starosty Szaniawskiego w Sochaczewskiem, początkowo praktyku­jący dla wprawy w wędrownej kapeli żydowskiej, wspomina, że ślepy Żyd Loebel, skrzypek w kapeli, w której i on, Benda, w młodości dla zarobku i wprawy grywał — „grał swoje dzikie tańce z niebywałym polotem i olśniewa­jącą brawurową techniką."

Nie były to opinie odosobnione, znakomite żydow­skie kapele ludowe grywały także na polskich weselach, a bywały również nadwornymi zespołami w niektórych majątkach magnackich. Skład zespołów klezmerskich był rozmaity, najczęściej znajdowały się w nich skrzypce, kont­rabas, trąbka, bęben, cymbały, lutnia i inne instrumenty. Jednego ze znanych klezmerów-cymbalistów, Jankiela Liebermana, podziwiał w Petersburgu Adam Mickiewicz i uwiecznił go w „Panu Tadeuszu".

Małżeństwo

Pożycie małżeńskie u Żydów tradycyjnie było dobre. Do rzadkości należały rozwody, rozkład rodziny, wiarołomstwo, rozpusta. Sławny rabin Szeftel Horowic, nakazał w swoim testamencie by jego potomkowie żyli w zgodzie, ponieważ „małżeństwo jest przeznaczone z nieba". Głową rodziny był mąż, a kobieta oto­czona była czcią i poważaniem. Jej nakazywano zapobieganie kłótniom rodzin­nym, wyrozumiałość, dobroć wobec męża i prowadzenie gospodarstwa domowego. Jednakże z czasem, pod wpływem renesansu, w wieku XVI i XVII, zaczyna się coś psuć także w pożyciu licznych małżeństw żydowskich. Znajdujemy na ten temat ślady w licznych responsach rabinów polskich, które do wybuchu II wojny światowej zachowały się w archiwach gmin żydowskich. Stanowiły one dość osobliwą, czasami i pikantną lekturę. Rabin był najwyższym autorytetem i u nie­go skupiały się często zatargi, nieporozumienia i świętokradcze naruszenia sakra­mentu małżeńskiego, które tylko on miał możność i prawo osądzać.

Responsy, specyficzny przejaw religijnej kultury żydowskiej, to zbiory pytań i odpowiedzi rabinów, przede wszystkim sławnych, o niepodważalnym, ogromnym autorytecie. Dotyczyły one różnorodnych zagadnień religijnych, sporów cywilnych, spraw obyczajowych, moralnych i rodzinnych. Responsy te byty pisane w języku hebrajskim, a jeżeli chodzi o dosłowne przekazy tekstów i zeznań składanych przed obliczeni rabina, nie stroniono także i od języka żydowskiego (jidisz). Część responsów przed wojną wydano drukiem i stano­wią one bezcenne źródło dla historii Żydów w Polsce, szczególnie zaś dla dziejów ich obyczajowości. O wadze responsów i autorytecie rabinów, do któ­rych były one adresowane świadczy fakt, że do sławnego krakowskiego rabina Mojżesza Isserlesa (1520-1572-?), lubelskiego rabina Szlomo Luriego (1510-1573), Joela Syrkesa (1560-1640) także z Lublina i jego ucznia Mendla Kroch­malą (1600- ?) i wielu innych - zapytania napływały z całej niemal Europy

Dla przykładu przytoczymy niektóre sprawy zawarte w responsach, doty­czące życia rodzinnego, przede wszystkim małżeństw i związanego z tym obyczaju.

W responsach wspomnianego rabina Luriego zapisany jest m.in. przypadek złego traktowania żony przez męża pijaka i karciarza. Takie przestępstwa karali rabini surowo, włącznie do wyeliminowania ze społeczności wiernych, wypędzenia z synagogi itp. Tragiczną kartą w dziejach małżeństw żydowskich byty najazdy tatarskie. Tatarzy często zabierali ludność do niewoli, mężczyzn do roboty, a kobiety porywano w jasyr, jako nałożnice. Te sprawy rozpatrywały sejmy i rabini. Drażliwy był problem, czy kobieta, wracając z niewoli lub zgwałcona przez najeźdźców, może nadal żyć ze swoim mężem. Znany rabin Józef Kac (1511—1591) orzekł, że jasyr nie stanowi przeszkody w dalszym pożyciu małżeńskim.

Rabini w swych responsach odnotowują skargi o zdradę, spędzenie płodu, cudzołóstwo. Starali się te sprawy łagodzić, wyznaczali odpowiednią pokutę, czasami też zezwalali na rozwód. W średniowieczu orzekano często, że winien był „diabeł", a więc siła wyższa, co wpływało na rabinacki wyrok. Do bardziej skomplikowanych spraw należało odkrycie grzechów przedmałżeńskich, na przykład niemoralne prowadzenie się narzeczonej, ujawnione już po ślubie. Czasami były to oskarżenia fałszywe, sfingowane przez mężów, pragnących pozbyć się niekochanej lub niedobrej żony. Orzeczenia rabinów w tej materii były ostrożne, wyważone, ale surowe. Jeżeli stwierdzili zwykłe oszczerstwo, karali winnych chłostą. Oszczercę stawiano w bóżnicy z dwiema czarnymi świecami w rękach i przed wyjęciem z ołtarza rodałów, zmuszano do przepro­sin osoby pokrzywdzonej. Chłostę wymierzano zazwyczaj w bóżnicy, między wieczornymi modlitwami. Chłosta mogła być zamieniona na okup z odpowied­nim przyznaniem się do winy, czasami w rodzaju głośnego stwierdzenia „Skomponowana przeze mnie pieśń równa się szczekaniu psa", co przypomina staropolską karę odszczekiwania pod ławą oszczerstwa lub obmowy.

Jeżeli chodzi o pożycie małżeńskie warto jeszcze wspomnieć o osobliwej roli żony talmudysty, zajętego od świtu do nocy studiowaniem świętych i uczonych ksiąg, dysputami religijnymi, oczywiście poza domem — w jeszybocie lub bet-hamidraszu. Na kobietę spadał cały obowiązek utrzymywania domu, co było szczególnie trudne w rodzinach niezamożnych. Talmudyści dla wymiany poglądów i poznawania innych uczonych w piśmie świętym, wędrowali czasa­mi przez całe miesiące po różnych miastach, do sławnych rabinów jeszybotów itp., opuszczając na ten czas beztrosko swoje rodziny, co najczęściej nie spotykało się z oporami, ponieważ kobieta wychodząc za mąż za talmudystę, była świadoma losu, jaki ją czeka. Jedyną rekompensatą dla niej była duma z posiadania uczonego męża. W bogatych rodzinach talmudyście już w umo­wie ślubnej gwarantowano możliwość kontynuowania studiów i opiekę nad jego rodziną. Podobny bywał los żon wędrownych kupców i handlarzy, na których głowę spadał ciężar utrzymywania domu.Na ogół jednak pożycie małżeńskie u Żydów toczyło się spokojnie, mężowie bywali łagodni i, jak zapisał rabin Lurie — „nie jest zwyczajem Żydów bić swoje żony...".

Narodziny i „Brit mila"

Kobietę, oczekującą dziecka otaczano szczególną opieką. Położnicę kładzio­no, oczywiście zależnie od stanu zamożności, do łoża o luksusowej, najpięk­niejszej pościeli, czasami z poszwami obramowanymi złotem. W zwyczaju było, że znajome odwiedzały położnicę i na tę okazję przygotowywano słodki poczęstunek — napój z konfiturami, ciasteczka, pierniki.

Szczegółowy ceremoniał przy urodzeniu chłopca był ściśle ustalony. Nawet uczta, wydawana z tej okazji i liczba zaproszonych gości była określona przez kahał w zależności od tego, w jakiej wysokości ojciec chłopca płacił podatek kahalny. Liczba gości, nie licząc tzw. sarwerów (kelnerów), kantora, kazno­dziei, mohela (obrzezacza), syndyka, rodziny i ewentualnie sąsiadów, mieściła się w granicach od 15 do 50 osób. Tylko rodziny bardzo bogate i płacące najwyższe podatki kahalne, mogły zapraszać nieograniczoną liczbę gości. Zezwalano także przybyć kilku ubogim biesiadnikom, musieli oni stać z dala od stołu, a otrzymawszy swoją porcję powinni byli się oddalić. Niewskazane było wydawanie z tej okazji innych przyjęć.

Długo, także jeszcze w XX wieku, utrzymywał się zwyczaj, że w przeddzień uroczystego obrzezania (Brit mila), w mieszkaniu położnicy, dla jej pielęgno­wania, całą noc czuwały kobiety. Zwyczaj ten miał też podłoże mistyczne — uchronienie noworodka przed zakusami czarownicy Lilit „która ma w swej mocy noworodki, zanim przyjęto je na łono Abrahama..." Również mohel w tym celu kładł w przeddzień obrzezania pod poduszkę położnicy swój nóż, a tu i ówdzie rozwieszano kartki z kabalistycznymi napisami, co już miało zdecy­dowanie ustrzec matkę i noworodka przed złymi duchami. Natomiast kobiety czuwające całą noc w domu położnicy — zabawiały się zazwyczaj... grą w karty lub w kości, a także w domino... Zakaz tych gier nie dotyczył w niektórych rejonach kobiet zamieszkałych w tym samym mieszkaniu, krewnych i powi­nowatych, jak np. synowa, teściowa, macocha.

Do połowy XVIII wieku nie prowadzono u Żydów ksiąg metrykalnych. U większości rodzin panował zwyczaj zapisywania daty urodzin na pierwszej stronie modlitewnika, podobnie, jak na ostatniej jego karcie odnotowywano zgon najbliższych. Księgi metrykalne wprowadziły dopiero rządy zaborcze.

Wychowanie i nauka

Już w wieku czterech lat posyłano chłopców do szkółki religijnej, do chederu. Ojcu natomiast nakazywano uczyć syna alfabetu hebrajskiego od trzeciego roku życia. Żydów uważano za naród książki i pisma — toteż do spraw tych przykładano szczególną wagę. W chederze nauczano czytania i tłumaczenia Biblii, pisania, rachunków i zasad moralnych. Malec rozpoczynał naukę od Tory - Pisma Świętego, a jego wychowawcą był tu jedyny belfer — rebe, którego nawet najmniejsza gmina powinna była posiadać. Nauka odbywała się przez cały rok oprócz sobót i świąt. Liczba uczniów, przypadających na jednego nauczyciela (rebego) nie powinna była przekraczać dwudziestu pięciu. Rebe miał prawo posługiwania się karą chłosty za pomocą lekkiego uderzenia rzemykiem lub paskiem. Młodych chłopców, oprócz Biblii (Pięcioksiągu), za­poznawano także z niektórymi zawiłymi komentarzami Talmudu.

Po kilku latach młodzi chłopcy przechodzili zazwyczaj bądź to do Talmud --Tory, szkoły utrzymywanej zazwyczaj z ofiar zamożnych Żydów, gdzie naucza­no na poziomie wyższym niż w chederze albo — częściej do jeszybotu (jesziwy), swojego rodzaju akademii, gdzie odbywały się pogłębione studia talmudyczne.

Nad wychowaniem i edukacją młodzieży czuwały powołane przy kahałach bractwa szkolne tzw. Chewrat Talmud -Tora. Zwyczajem też było, dla osiągnię­cia wyższego poziomu wiedzy, wędrowanie do różnych jeszybotów i pogłębianie w ten sposób swojej znajomości różnych interpretacji.

Ujemną stroną kształcenia było zupełne wyeliminowanie przedmiotów świeckich, w czym z czasem zaczęto dokonywać wyłomu, kształcąc młodzież także poza jeszybotem. Nieodosobnione też były przypadki samokształcenia się w dziedzinie nauk świeckich młodzieńców studiujących w jeszybotach.

Dziewczęta, w zależności od kultury domu rodzinnego, chowano w rodzinie, tu je kształcono i wprowadzano w życie. Wyniki takiej edukacji były już uzależnione od tego, czy była to rodzina, żyjąca w ortodoksyjnej atmosferze religijnej, czy też w atmosferze bardziej postępowej.

Więcej uwagi poświęcano wychowaniu młodzieńca (bachura). Wpajano weń skromność w sposobie bycia i w ubiorze, uczono swojego rodzaju dobrych manier, przyjmowania z pokorą uwag starszych, małomówności, dobrych sto­sunków i solidarnością rówieśnikami, a przede wszystkim umiłowania trady­cji oraz nauki Pisma Świętego i Talmudu. Rodzice pragnęli najczęściej wyksz­tałcić syna na rabina i jak najwcześniej ożenić go

 

Powyższy tekst jest fragmentem trzeciego rozdziału książki "Żydzi w Warszawie": Tradycja, życie religijne, obyczaje, obejmującego zagadnienia: Korzenie; Ulica żydowska; Synagoga; Kahał; Ubiór; Ożenek; Kapele; Małżeństwo; Narodziny i Brit mila; Wychowanie i nauka; Śmierć, pogrzeb, cmentarze

Książka do nabycia na stronie wydawnictwa: www.sorus.com.pl

Tytuł fragmentu od redakcji wiara.pl