Zawrócony?

Agata Puścikowska

publikacja 20.01.2011 09:40

Andrzej broni Radia Maryja, wartości konserwatywnych, podpisuje list w obronie min. Radziszewskiej. Katolicki „oszołom”? Nie. Sufi – czyli islamski nauczyciel.

Zawrócony? Jakub Szymczuk Andrzej, Monika i ich najstarszy syn Kamil

Kamil ma prawie 10 lat. Sympatyczny dzieciak, blondynek. Widać, że otwarty, ale kindersztubę ma. Grzecznie wita, opowiada, że jego młodszy brat Michał miał dziś pasowanie na ucznia. Poważna sprawa. Kamil prezentuje Pusię: wielką rudą kotkę, która choć za swoją rodziną przepada, za trzymaniem na rękach – niekoniecznie. Raczej obserwuje wszystkich, leżąc na fotelu, spod zmrużonych zielonych ślepi. I mruczy. Dobrze jej tu.

Andrzej, siwawy, w średnim wieku, krząta się w kuchni. Kroi ciasto, w srebrnym tygielku przygotowuje kawę. Aromat unosi się po całym mieszkaniu. Dodatek kardamonu nadaje napojowi egzotyczną nutę.

– A mleko spieniam dość nietypowo – blenderem – śmieje się, wkładając urządzenie do gorącego białego napoju.

Andrzej częstując sernikiem i makowcem, prosi synów, żeby dali pogadać spokojnie:

– Kawę Inkę to niech ci, Michałku, starszy brat zrobi. Widzisz, że jestem zajęty – spokojnie tłumaczy i przytula sześciolatka. –  A gdzie najmłodsze dziecko? A, nasza Majeczka. Jest z mamą na zajęciach muzycznych. Zaraz wrócą.

Australia – ziemia obiecana

Zanim panie do domu wróciły, Andrzej opowiada o sobie.

– Tak, jestem sufim. Czyli, jakby tu powiedzieć, nauczycielem i… zakonnikiem. Muzułmańskim. Jak to się stało, że ja – Polak – uczę sufizmu, mistycznego wymiaru islamu? Długa historia.

Historia pewnie zaczęła się w jego domu rodzinnym, na zachodzie Polski. Ojciec – konserwatysta, dwie wojny światowe przeżył, wiele widział. A synów chciał wychować na porządnych katolików. Czy ta twardość ojcowska spowodowała u Andrzeja bunt?

– Miał 14 lat, i z jednej strony czytał Tatarkiewicza i powoli poznawał podstawy filozofii, z drugiej buntował się. Ojciec, prawie pod przymusem, kazał chodzić do kościoła.

– Z niewolnika nie ma robotnika. Może i jakiś uraz został z tamtego czasu, jednak moja decyzja o przejściu na islam nie była podyktowana urazem do Kościoła katolickiego – mówi Andrzej. – To bardziej skomplikowane i wynika raczej z doświadczeń życia i świadomego wyboru, którego dokonałem po wielu, wielu latach od odejścia od katolicyzmu. Co więcej – szanuję Kościół katolicki. I (podobnie jak ojciec niegdyś!) twierdzę, że obecnie trwa nagonka na Kościół i szeroko rozumiane wartości konserwatywne.

Zaraz po wyjściu z wojska (jak mówi – wcielono go tam na siłę, więc i przysięga na wierność ZSRR się nie liczy) uciekł do Londynu. A po roku – wyjechał do Australii.

– Nie mogłem mieszkać w kraju uzależnionym od obcego mocarstwa, po prostu nie mogłem – opowiada.

Był początek lat 80. Mimo że daleko od kościoła – instytucji, Andrzej szukał.

– Zafascynowany mistycyzmem, różnymi jego formami, chciałem pogłębiać wiedzę. Czułem głód Boga. I pewnie dlatego wplątywałem się w niebezpieczne, pseudoreligijne działania, jak np. New Age. Jak wiadomo, to nie jest religia, tylko jej niebezpieczna  imitacja… Na szczęście wrodzony krytycyzm pozwolił mi w odpowiednim momencie przejrzeć na oczy. Teraz, po latach, jestem bardzo antysekciarski i ostrzegam przed tego typu poszukiwaniami.

W Australii Andrzej zetknął się z sufizmem – tzw. mistyczno-ascetycznym wymiarem islamu. Jak mówią jego nauczyciele, czyli sufi – jest ścieżką do poznania Boga. Sufizm wydał mu się bliski być może i dlatego, że nieco przypomina mistycyzm chrześcijański, którym zawsze był zafascynowany.

– Jednak, żeby zgłębiać sufizm, należy mieć nauczyciela. Długo nie trafiałem na nikogo odpowiedniego. Aż poznałem nauczyciela z Indii, który został moim mentorem i wiele mu zawdzięczam.

– Tak naprawdę dopiero wtedy przeszedłem pierwsze doświadczenia duchowe. Chciałem dążyć do jedności z Bogiem, chciałem Go odnaleźć. A stare powiedzenie sufickie mówi, że gdy człowiek zrobi do Boga krok, On do człowieka biegnie. Jednak, żeby kroczyć obraną ścieżką, musiałem poddać swe życie pewnym regułom.

Jak mówi Andrzej, reguły islamu są chyba ostrzejsze niż w katolicyzmie. Zero alkoholu (choć z tym akurat nie miał problemu), pięć razy dziennie modlitwa, medytacja, wzywanie Boga wielokrotną modlitwą na muzułmańskim „różańcu”. I oczywiście zachowanie ramadanu – czyli postu, który zaczyna się o 5 rano, a kończy o 20.30. I tak przez miesiąc: jeść i pić wolno dopiero wieczorem.

– Czy to straszne? Nie! Wystarczy spróbować i przekonać się, ile wartości duchowych przynosi kontrolowanie własnego ciała i jego potrzeb. Przecież wartość postu jest też podkreślana w katolicyzmie, prawda? A ramadanu przestrzegają ci, którzy są w stanie. Bo Bóg nie obciąża człowieka powyżej jego możliwości. Dzieci, osoby chore i starsze, czy kobiety w ciąży nie muszą się do niego stosować.

– Ja to bym chciał w tym roku zachować ramadan – wtrąca Kamil.

– Jeśli bardzo chcesz ćwiczyć silną wolę, to już ja ci, synu, znajdę inne sposoby – śmieje się Andrzej.

Chrześcijańsko-muzułmańskie klimaty

W 1995 r. Andrzej formalnie został uczniem tradycyjnej tariki, czyli sufickiej ścieżki do Boga.

– Nie, nie nazywam tego nawróceniem. Mówię raczej, że w moim życiu nastąpiło „zawrócenie”. Chociaż ochrzczony, nie byłem wierzący, nie dążyłem ku Bogu, a raczej do potępienia. Zawróciłem. Zresztą zawrócenie może dotyczyć każdej religii (nie sekty!), bo Bóg w różny sposób znajduje drogę do człowieka. A każdy człowiek, gdy szuka, może znaleźć Boga w swoim sercu.

Rok później Andrzej wraca do Polski. Żeni się z Moniką. Na świat przychodzą dzieci. Polski sufi żyje wśród Polaków – katolików i…

– I czasem jest zabawnie. Bo chociaż ja NIGDY nikogo nie próbowałem nawracać, czy – jak kto woli – indoktrynować, często się zdarza, że katolicy próbują „przemówić mi do rozsądku” i mają misję do spełnienia: żebym wrócił na łono Kościoła katolickiego.

Andrzej prowadzi szkołę języka angielskiego. Występuje też w Religii.tv, w programie „Piąta strona nieba”, w którym przedstawiciele różnych religii mówią o Bogu, problemach i świecie współczesnym. Andrzej mówi o islamie, ale niedawno np. bronił… Radia Maryja przed chrześcijanami. Z całkowitym przeświadczeniem poparł też min. Radziszewską, na którą za słowa, że „zdeklarowana lesbijka” może nie być zatrudniona w szkole katolickiej, posypały się gromy. Z drugiej jednak strony czasem „wypali” coś o podobieństwie kultu świętych do… kultu woodoo, lub też (ku oburzeniu kobiet biorących udział w programie) zachwala islam jako religię promującą… niewiasty.

– Faktycznie, czasem coś dosadnie powiem, bo jakoś nie potrafię skrywać emocji i poglądów.

Andrzej opowiada anegdotę, jak jego najstarszy syn, zapytany przez kolegów, czy ojciec jest muzułmaninem, no bo przecież widzieli i słyszeli go w telewizji, powiedział: „Ależ nie. On się po prostu zna na islamie”!

– No i wyparł się religii ojca – uśmiecha się Andrzej. – Gwoli wyjaśnienia: nasze dzieci chodzą na religię katolicką, w domu poznają zasady islamu. Chodzą do meczetu, czasem do kościoła. Najstarszy syn przystąpił do Pierwszej Komunii. Wszystkie dzieci chodzą do szkoły Montessori, która jest osadzona na wartościach chrześcijańskich. Są wychowywane „międzyreligijnie”.

Czy jest to uczciwe? Naprawdę będą umiały dokonać wyboru? Jest różnica między Jezusem – Bogiem, a (jak twierdzi islam) Jezusem – prorokiem.

– Wierzymy, że tak – wchodzi Andrzejowi w słowo żona Monika, która wróciła z córką z lekcji muzyki. – My dajemy im podstawy, a Pan Bóg sam dalej je poprowadzi, gdzie będzie ich miejsce.

Oby.