Marjam al-Azra

Jacek Dziedzina

publikacja 25.03.2011 11:50

Muzułmanie z Libanu zażyczyli sobie, by w ich kraju święto Zwiastowania NMP było świętem państwowym. I tak 25 marca 2010 r. pierwszy raz w historii chrześcijanie i muzułmanie obchodzili wspólnie święto na cześć Matki Jezusa.

Marjam al-Azra PAP/EPA/NABIL MOUNZER Figura Maryi w centrum miasta w kraju muzułmańskim? Witamy w Libanie

Muzułmański tytuł w katolickim piśmie? Po pierwsze niekoniecznie muzułmański, tylko arabski.

A tym językiem posługuje się spora część chrześcijan na Bliskim Wschodzie (gdzie narodziło się chrześcijaństwo), wierzących, że „Allah sevgidir” (Bóg jest miłością). Po drugie – muzułmański, bo w Koranie Marjam al-Azra (Maryja Dziewica) występuje z imienia jako jedyna kobieta i to aż 34 razy.

Po trzecie – jak najbardziej muzułmański, bo muzułmanie z Libanu zażyczyli sobie, by w ich kraju święto Zwiastowania NMP było świętem państwowym. I tak 25 marca 2010 r. pierwszy raz w historii chrześcijanie i muzułmanie obchodzili wspólnie święto na cześć Matki Jezusa.

Dla pierwszych to święto Matki Boga, która swoim „tak” dała początek najważniejszemu rozdziałowi historii zbawienia. Dla drugich – święto Matki jednego z proroków. Liban jest wyjątkowym krajem na mapie islamu. Tutaj chrześcijanie stanowią dużą i znaczącą w społeczeństwie mniejszość religijną (30 proc.).

Ale dla pokojowego współistnienia wystarczyłaby tolerancja ze strony muzułmanów i pozwolenie, by mogli pójść do kościoła w tym dniu, tak jak muzułmanie mogą swobodnie rozkładać dywaniki w dowolnym miejscu Europy Zachodniej.

A tutaj muzułmanie właściwie pokłócili się o Maryję. Zabiegający o państwowy charakter 25 marca jeden z szejków zrezygnował nawet z funkcji dyrektora najważniejszej sunnickiej instytucji religijnej, gdy wielki mufti zgłosił sprzeciw wobec tego projektu.

W końcu jednak dopiął swego. Kiedyś w Syrii spotkałem muzułmańskie rodziny pielgrzymujące do sanktuarium maryjnego w Seidneya. Nie chodzi o to, by zjednoczyć islam i chrześcijaństwo w jakąś sztuczną religię. Ale może bombki i karykatury przestaną być kiedyś narzędziem dialogu islamsko-zachodniego?

Gość Niedzielny 51-52/2010