Budda

Historia buddyzmu liczy około dwa i pół tysiąca lat. Zapewne niewiele krótsze są dzieje refleksji nad jego założycielem, a w szczególności nad osiągnięciem, które stało u początku jego publicznej działalności. Przez ostatnie półtora wieku osiągnięcie to i towarzyszący mu kontekst były przedmiotem systematycznych badań. W ostatnim ćwierćwieczu w badaniach buddologicznych dokonał się wprost niewiarygodny postęp. A jednak ...



I Gotama
1. Szlachetne poszukiwanie i najwyższe osiągnięcie


W szeregu kanonicznych wypowiedzi Siddhattha Gotama opowiada o swych poczynaniach „w czasie, kiedy był wciąż nieoświeconym bodhisattą" (M 4. 3, 26. 13,36. 12 i in.). Na ogół dotyczą one starań podejmowanych na drodze do oświecenia i, co warto odnotować, odznaczają się spójnością, a także zawierają stosunkowo niewielką ilość elementów fantastycznych. W szczególności brakuje w nich informacji, które czyniłyby z niego kogoś wyróżniającego się od poczęcia.

Wspominając swe młode lata, odnotowuje, że tak jak inni młodzieńcy był odurzony młodością, zdrowiem i życiem (ALI. 145-6). Zmienił się po konfrontacji z faktami starzenia się, choroby i śmierci. Namysł nad nimi, nad ich nieuchronnością sprawił, że to, co wydawało mu się cenne, okazało się pozbawione wartości. Nie popadł jednak w rozpacz i nie stracił miary, nie udręczał się ani sobie nie pobłażał, ale rozpoczął poszukiwanie czegoś faktycznie wartościowego, czegoś, co nie przemija. Z tego względu nazwał je szlachetnym (arija, s. arja).

Najpierw poszukiwał w swoim otoczeniu. Obserwując je, przeżył jednak rozczarowanie. Zauważył bowiem, że wszyscy wokół, podlegając starzeniu się, chorobie i śmierci, wykazują zainteresowanie wyłącznie tym, co podlega temu samemu. Siddhatthy, świadomego swej skończoności, ten stan rzeczy nie tylko nie satysfakcjonował, ale wręcz go przerażał. Życie domowe, niegdyś atrakcyjne, zaczęło mu doskwierać, stało się dlań nużące. Uznał je za ludne i nudne oraz pozbawiające możliwości skutecznego poszukiwania. Trzeba przyznać, że nie był w swych zapatrywaniach odosobniony. I nie on pierwszy dostrzegł możliwości, jakie daje żywot bezdomnego ascety. W ówczesnych Indiach była to już droga znana i poniekąd szanowana. Dlatego pomyślał: „Niełatwo jest, pozostając w domu, prowadzić święte życie, doskonałe i czyste jak wypolerowana muszla. Może tak zetnę włosy i ogolę brodę, odzieję żółtą szatę i wyjdę z domu w bezdomność" (M 36. 12).

Jak pomyślał, tak zrobił. W pełni sił młodzieńczych, ale świadom, że nadejdzie ich kres, wbrew woli rodziców i nie zważając na ich łzy, wyruszył na poszukiwanie niepowstałej, niezniszczalnej i stałej ochrony przed powszechnymi w świecie ograniczeniami. Najpierw udał się do jogina Alary Kalamy (s. Arada -). Ten, powitawszy go, powiedział, iż jego nauka jest taka, że człowiek pojętny w niedługim czasie osiągnie jej cel i bezpośrednio swe osiągnięcie rozpozna, tak samo jak uczynił to przed nim jego nauczyciel.

Siddhattha pomyślał, że nauka ta nie opiera się wyłącznie na wierze, ale jest wery-fikowalna. Dlatego przystąpił do ćwiczeń według wskazówek Alary. Po jakimś czasie osiągnął to, co było na tej drodze do osiągnięcia, co też Alara potwierdził. Uznając równość ich osiągnięć, konstatując, że zrównali się wiedzą, zaproponował Siddhatcie pozostanie z nim i wspólne nauczanie. Ten wszakże odmówił, stwierdzając, że przebyta przez niego droga nie prowadzi do wygaśnięcia namiętności, do ich ustania, spokoju i bezpośredniej wiedzy, oświecenia, nibbany5. Prowadzi ona jedynie do osiągnięcia stanu umysłu określanego jako podstawa nicości (p. akińczańńa-ajatana, s. akinczanja-). Jest on nieobecnością świadomości nieskończonej przestrzeni, która z kolei warunkuje możliwość występowania widzialnej formy. W tym stanie, jakkolwiek jest on bardzo subtelny, wciąż powstają zjawiska umysłowe czterech rodzaj ów (postrzeżenia, odczucia, elementy wo-licjonalne i świadomości). Nicość nie jest stanem ustania postrzegania ani odczuwania tego, co przyjemne i przykre. Można domniemywać, że dla Alary było to doświadczenie wyłącznie przyjemne, zaś dla Siddhat-thy także przykre. W stanie tym nie znika także relacja wolicjonalna, wyrażająca się w dążeniu do zachowania go (Alara) bądź porzucenia (Siddhattha).

Po rozstaniu z Alarą Siddhattha ćwiczył umysł pod kierunkiem kolejnego jogina, Uddaki Ramaputty (s. Udra-ka Ramaputra). Idąc za jego wskazówkami, osiągnął stan przewyższający podstawę nicości, a mianowicie zdobył podstawę ani-postrzegania-ani-niepostrzegania (p. newa-sańńanasańna-ajatana, s. naiwasandźnia-anasandźnia-). Przedmiotem skupienia na tym poziomie są zjawiska umysłowe obecne w podstawie nicości. Znajdują się one Wysiłek, który Siddhattha włożył w osiąganie powyższych stanów umysłu nie poszedł na marne. Dzięki odbytym ćwiczeniom opanował pragnienie przyjemności zmysłowych, stracił pożądliwość, wyzbył się nienawiści i stał się życzliwy, oraz nie popadał w lenistwo i odrętwienie, nie przytrafiały mu się stany szczególnego pobudzenia i niezdecydowania, a także nie poddawał się zwątpieniu. Kiedy zdał sobie z tego w pełni sprawę, postanowił uporać się z nawiedzającym go niekiedy lękiem. Dlatego znalazł miejsce w lesie tak odludne, że przebywanie w nim sprawiało, iż włosy stawały dęba. Pozostawał w nim nocami kwadr księżyca. W ludowych wyobrażeniach były to święte noce, czas wzmożonej aktywności tego, co zsyła niepokój. Siddhattha przekonał się, że chodzi o zjawiska całkowicie naturalne - przemieszczanie się zwierząt czy podmuchy wiatru. Doświadczył także, że możliwe jest opanowanie lęku, o ile przeciwdziała mu się, zachowując przytomność pojawiania się i obecności stanów lękowych za pomocą utrzymania stale określonej pozycji -siedzącej, stojącej, leżącej i w ruchu.

Zachowywanie pozycji ułatwia pokonanie lęku, gdyż umożliwia kontynuację przytomności. Doświadczenie to przekonało go o dobrodziejstwach płynących z nieprzerwanego pozostawania przytomnym (M 4. 3-21).
Kiedy kontynuował swe poszukiwania, przyszło mu do głowy trojakie wyobrażenie. Obraz pierwszy zawierał następującą scenę: w wodzie leżał kawał świeżego drewna i nadszedł człowiek, niosąc ze sobą kijek do rozpalania ognia. I choć bardzo się starał i świeżą kłodę wielokrotnie intensywnie pocierał, ognia nie wykrzesał. Siddhattha pomyślał, że podobnie rzecz się ma z ascetą, który żyje, nie opanowawszy cieleśnie i umysłowo pragnień zmysłowych. Bez względu na to, jak jego starania będą dlań bolesne i dolegliwe, swego celu, którym jest wiedza i wizja, czyli oświecenie, nie osiągnie. Obraz drugi zawierał inną scenę: mokry i świeży kawał drewna leżał na suchym lądzie, daleko od wody. I znów nadszedł ów człowiek i znów ognia nie wykrzesał. Podobnie, jeśli asceta tylko cieleśnie wycofuje się z pragnień zmysłowych, a nie porzuca ich w umyśle, to bez względu na to, jak dolegliwe są dlań ćwiczenia, nie osiąga najwyższego oświecenia. Wreszcie obraz trzeci - suchy i już nieświeży kawał drewna leżał z dala od wody, zjawił się człowiek z kijkiem i pocierając go o suche drewno, ogień rozpalił. Podobnie asceta, który pohamował zapędy ciała i porzucił myśl o spełnianiu pragnień zmysłowych, i to niezależnie od tego, czyjego starania będą dlań bolesne, czy nie, jest gotowy do uzyskania wiedzy i wizji, do osiągnięcia oświecenia.

Pomyślawszy o tym, Siddhattha podjął jednak próbę wykonania ćwiczenia, które okazało się być niezwykle dotkliwe. Najpierw usiłował pobić, zniewolić i rozbić umysł umysłem. Chodzi tu o zjawisko ujawniania się niepożądanych i natrętnych myśli. Spośród sposobów mających na celu ich oddalenie poprzez odwrócenie czy prze-kierowanie uwagi, ostatecznym jest ten zakładający częściową autodestrukcję umysłu. Napinając ciało, zaciskając mocno zęby i napierając językiem na podniebienie, sprawia się, że umysł wzmaga się w walce z nieakceptowaną treścią. W trakcie tego ćwiczenia Siddhattha oblał się potem. Sukces okazał się być połowiczny, bo chociaż Siddhattha wzbudził w sobie niespożytą energię i nieustającą przytomność, jego ciało było przemęczone i drżące, wyczerpane za sprawą poczynionego wysiłku. Bolesne odczucia nie zapanowały jednak nad umysłem.

Następnie spróbował wykonać ćwiczenie bezdechu. Wstrzymał wdech i wydech nosem i ustami. Wówczas z uszu zaczął wydobywać się głośny dźwięk, przypominający ten wydawany przez kowalskie miechy. Kiedy kontynuował ćwiczenie, poczuł w głowie przemożny ból, jak gdyby ktoś rozcinał ją ostrym mieczem. Potem odczucie bólu zmieniło postać. Wydawało mu się, że jakiś siłacz zaciska skórzany pas wokół jego głowy. Później ból przeniósł się do brzucha i był taki, jakby oprawiał go rzeźnik, a następnie taki, jakby przypiekano go rozżarzonymi węglami.

Jego umysł pozostawał jasny i sprawny jak nigdy przedtem, za to ciało było skrajnie wyczerpane. Wtedy to ujrzał zgromadzone nad nim bóstwa i usłyszał toczoną przez nie debatę. Jedne twierdziły, że już umarł. Inne, że wciąż umiera, a jeszcze inne, że ani jedno, ani drugie, ale że osiągnął stan arahanta i że właśnie taka jest droga do świętości.

Nieprzekonany, porzucił to ćwiczenie. Pomyślał, że całkowicie zaprzestanie jeść. Bogowie mieli mu to odradzić i zapewnili, że jeśli tylko to uczyni, będą go odżywiać przez pory. Dotarło doń, że wówczas będzie miał tylko tyle siły, żeby leżeć. Dlatego zmienił zamiar i postanowił jeść mało, garść pożywienia dziennie. Doprowadził się do żałosnego stanu. Powracając pamięcią do tamtych zdarzeń, wyznaje, że gdy dotykał brzucha, wyczuwał pod palcami kręgosłup. A kiedy chciał ciału ulżyć, pocierając je, wycierał skórę razem z włosami. Jego skóra zmieniła karnację tak, że natykający się nań postronni mówili, że jest czarny albo brązowy.

W tym miejscu warto odnotować, że w bramińskich Indiach ciemna karnacja była informacją o niskim pochodzeniu człowieka. Ktoś o ciemnej barwie skóry nie mógł być autorytetem i nie był wart słuchania.
Później, kiedy Siddhattha osiągnął oświecenie, okazało się, że nie pozostało ono bez wpływu na jego powierzchowność. Osoby, z którymi rozmawiał, nieraz zachwycały się jego wyglądem, ich podziw budziła wyjątkowo gładka i jasna skóra. Tymczasem wskutek srogich doświadczeń stała się ona bardzo szorstka i ciemna. Kiedy to odnotował, dotarło doń, że zapewne żaden człowiek nie posunął się dalej w umartwieniach. Skonstatował także, że umartwienia, choć tak wyczerpujące, nie usprawniły jego kondycji na tyle, by mógł spodziewać się ostatecznego osiągnięcia. Dlatego rozmyślał o możliwości istnienia innej drogi do oświecenia. Wtedy to przypomniał sobie, jak będąc dzieckiem, pozostawiony przez ojca w ustronnym miejscu, zrelaksowany, wolny od pragnień zmysłowych i nieużytecznych myśli, osiągnął dżhanę (s. dhjana) - skupienie umysłu zrodzone z odosobnienia. Później zidentyfikował ją jako pierwszą z czterech dżhan czystej, świetlistej, umysłowej formy. Jest to stan skupienia, w którym obecne są myśl chwytająca i myśl zachowująca, sytuujące w umyśle ową czystą formę oraz wzbudzane przez nią zachwyt i radość. Przywoławszy w pamięci to medytacyjne osiągnięcie, pomyślał, iż to właśnie ono mogłoby stać się wypatrywanym kamieniem milowym na drodze do oświecenia. Niepokoiła go wszakże obecność radującego, przyjemnego cielesnego odczucia, doświadczanego podczas pozostawania w tym stanie umysłu. Jego niepokój ustał, gdy uświadomił sobie, że to odczuwanie przyjemności nie ma nic wspólnego z pragnieniami zmysłowymi i z nieużytecznymi rzeczami, których wyrzekł się, wybierając bezdomność. Następnie pomyślał, że takiej przyjemności nie będzie mógł odczuwać z ciałem tak skrajnie wyczerpanym. Dlatego przyszło mu do głowy, że dobrze byłoby wzmocnić je przez spożycie solidnego posiłku.
W tym czasie przewodził grupie pięciu ascetów, którzy nie kryli podziwu wobec jego zapamiętałości w umartwianiu się i mieli nadzieję skorzystać z jego doświadczeń. Dlatego, kiedy ujrzeli, jak je ryżową papkę, zgorszyli się ogromnie. Nie dociekając przyczyny, uznali go za odstępcę. Pomyśleli, że Gotama na nowo zaczął sobie pobłażać, przegrał swą walkę i powrócił do zbytku. Po czym rozstali się z nim (M 36. 17-33).
 

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg