Listy z umierającego miasta

Costanza Ugolini

publikacja 26.01.2012 07:20

Dzień Islamu. Czasami nie potrafimy przestać płakać z powodu dobroci ich serc.

Maj 2010 r. Andrzej Kerner/GN Maj 2010 r.
Costanza Ugolini podczas posiłku przy granicy turecko-irańskiej

Costanza Ugolini wraz z rodzicami Gabriellą i Roberto od 12 lat żyje w południowo-wschodniej Turcji – troje włoskich katolików wśród kilku milionów muzułmanów, głównie kurdyjskiego pochodzenia. Costanza pracuje w organizacji pomagającej uchodźcom z Afganistanu, wszyscy troje pomagają również biednym Kurdom.

Rok temu Ugolini stali się pośrednikami między czytelnikami „Gościa Opolskiego” a kurdyjską rodziną Çetina, którego córeczka Mizgin jako niemowlę straciła dłoń. Hojność naszych czytelników sprawiła, że na koncie udostępnionym przez opolską Caritas zgromadzona jest kwota 9081,55 zł. Dziewczynka niestety nadal czeka na przeszczep dłoni, a los nie oszczędza Kurdów i tej ziemi.

Wzmogły się walki między partyzantką kurdyjską a armią turecką. 23 października w Van, gdzie mieszkają nasi włoscy przyjaciele, było trzęsienie ziemi. Przez następne dwa miesiące trwały wstrząsy wtórne. Zginęło tysiąc osób, setki tysięcy nie mają dachu nad głową. Poniżej publikujemy fragmenty listów Costanzy.

***

23 października (19.58) – 7 godzin po trzęsieniu ziemi
Dzięki Bogu żyjemy, ale było to coś strasznego. Myśleliśmy, że już giniemy, bo nasze mieszkanie na piątym piętrze dosłownie tańczyło, wszystko przewracało się na ziemię i na nas. Udało nam się uciec, wzięliśmy tylko telefony komórkowe, bo w takich chwilach naprawdę nie wiadomo, co robić. W tej chwili jesteśmy parę kilometrów od Van, będziemy spać w samochodzie, ale wielu ludzi zginęło, reszta śpi na dworze, a jest już bardzo zimno. Proszę, módlcie się za wszystkich ludzi z Van, którzy cierpią coraz bardziej. Çetin i jego dzieci są bezpieczne, ale będą spać w namiocie. A ziemia nadal się trzęsie.

30 października
Jesteśmy bezpieczni. Pokój wraca do naszego życia i naszych serc. W tej chwili jesteśmy w Stambule, za dwa dni wracamy do Van.

Przyjechaliśmy do stolicy, żeby zorganizować trochę pomocy dla naszych ludzi w Van. Sytuacja jest bardzo ciężka, zwłaszcza z powodu zimna. Zaczął już padać śnieg, a w dodatku nowe, mniejsze trzęsienia wciąż trwożą ludzi. Przyjechaliśmy do Stambułu tylko w tym, co mieliśmy na sobie w momencie trzęsienia. Myślę, że doświadczamy czegoś ważnego. Zawsze to my byliśmy tymi, którzy dają coś biednym ludziom: ubrania, jedzenie, przyjaźń etc. A teraz jest na odwrót: ludzie nam dają ubrania, przyjaźń, dom, miłość. Łatwiej jest dawać, niż przyjmować. Ale to również jest ważne: być w sytuacji ludzi, którzy nie mają do ofiarowania nic, z wyjątkiem serca, nadziei i wiary.

Kiedy wrócimy do Van, nie wiemy, gdzie będziemy mieszkać, ponieważ nie możemy wrócić do naszego mieszkania – wstęp tam jest zabroniony. Ale nie martwimy się, bo mamy wiele mieszkań w sercach naszych ubogich przyjaciół. Nawet jeśli są w takiej samej sytuacji jak my, to zapraszają nas do siebie, żebyśmy mieszkali z nimi w tych częściach domów, które się nie zawaliły. Uchodźcy afgańscy i inni przyjaciele z Van dzwonią codziennie, dopytują się, czy mamy się dobrze, czy czegoś potrzebujemy. Czasami nie potrafmy przestać płakać z powodu dobroci ich serc. Potrafisz to sobie wyobrazić?

W każdej tragedii, w każdej trudnej sytuacji zawsze jest jakieś Piękno, zawsze. A jeśli potrafmy uczyć się z tego, co nas spotyka, by otwierać serce na to Piękno – będziemy żyć w pokoju. To trzęsienie ziemi pomaga nam iść drogą ubóstwa, o którym Jezus mówi w Ewangelii. Jestem wdzięczna, że On daje nam okazję, by rosnąć w Jego miłości i iść drogą oddawania życia ludziom ubogim, nieszczęśliwym – ukochanym przez Niego. Proszę, nie przestawajcie modlić się za ludzi w Van. A także o nawrócenie naszych serc na drogę prostego, ewangelicznego życia.

11 listopada (SmS, dwie godziny po drugim wielkim wstrząsie)
Znowu cudem żyjemy. Staliśmy 50 metrów od hotelu, który zawalił się na naszych oczach. Ale uciekliśmy. 25 budynków w gruzach. Z nami wszystko OK. Dziękujemy za modlitwę.

27 listopada
Jesteśmy znów w Stambule, po kilku dniach, które spędziliśmy jak wędrowni nomadzi. Troszczyliśmy się o rodziny naszych afgańskich uchodźców, które policja po trzęsieniu wysiedliła z Van. Większość z nich żyje teraz w okolicach Tarsu. Mieliśmy więc możliwość odwiedzić ich i pomóc w początkach nowego życia, tak daleko od Van. To dla nich naprawdę trudne: muszą znowu znaleźć jakiś dom, pracę w miejscach, gdzie nie znają nikogo, gdzie wszystko jest dla nich obce. Próbujemy im pomóc w miarę naszych możliwości.

Sytuacja w Van nadal jest naprawdę bardzo zła. Jest bardzo zimno, nieliczni ludzie, którzy tam pozostali, żyją w namiotach i upadają na zdrowiu. Nie jest łatwo także o jedzenie, bo większość sklepów jest zamknięta. Wstrząsy i trzęsienia, większe i mniejsze, powtarzają się dzień w dzień. Codziennie jakieś budynki się zawalają. Kilkoro dzieci zmarło z powodu zimna, troje spłonęło żywcem, bo namioty zapaliły się od piecyków opalanych węglem.

Jest mi tak smutno z tego powodu. Nie martwię się o nas, o nasze mieszkanie czy życie albo o naszą przyszłość – nawet jeśli naprawdę nie wiemy, co będziemy robić w najbliższych miesiącach. Myślę, że to jest bardzo ważny moment dla nas, trudny, ale także piękny, ponieważ Bóg mówi do nas przez to, co nas spotyka. Być „bezdomnym” (w znaczeniu duchowym, fizycznym etc.) to znaczy stawać się prawdziwym dzieckiem idącym śladami Ojca. Teraz, kiedy sami nie wiemy, co robić, co myśleć, co planować… ufamy Jemu i chcemy pozwolić Mu, by robił, mówił i posłał nas tam, dokąd On chce. Chcę wypełnić Jego wolę, nie moją. Proszę o modlitwę, żebyśmy stali się prawdziwie pokorni i mali, podobni do naszych biednych ludzi w Van, ponieważ oni są ukochanymi dziećmi Ojca.

Nie martwię się o nas, ale martwię się o Çetina i jego rodzinę – mimo tego, że codziennie jesteśmy w kontakcie i wspomagamy ich finansowo. On jest tak dobrym człowiekiem: za każdym razem, kiedy dostaje od nas pieniądze, idzie kupować mąkę, olej, cukier i rozdaje innym rodzinom, żeby kobiety mogły upiec chleb. Kupuje także buty i ubrania biednym ludziom.

16 grudnia
Sytuacja w Van wciąż bardzo ciężka. Większość ludzi opuściła miasto, szukając spokoju i ciepła w innych miastach Turcji. Ci, którzy zostali, żyją w namiotach, bo ziemia ciągle się trzęsie i strach nie ustępuje.

Çetin i rodzina teraz mają się dobrze. Chcieli tu zostać, ale dzieci zaczęły chorować z powodu zimna, więc zdecydowali się wyjechać do Antalyi, gdzie żyją bracia Çetina. W Van codziennie byliśmy z nimi w ich namiocie. Naprawdę ciężko żyć w takich warunkach. Więc byliśmy szczęśliwi, kiedy powiedział nam, że wyjeżdża na jakiś czas.

Ludzie, którzy opuścili Van, wrócą na wiosnę, kiedy się ociepli – żeby od nowa zacząć życie i może odbudować domy. Tak mi przykro, kiedy widzę nasze kochane miasto umierające tak szybko: żadnych świateł, żadnych odgłosów ulicy, żadnych hałasów, żadnych spacerujących ludzi, dzieci bawiących się na ulicach i placach. Ciągi ulic z pozawalanymi budynkami przypominają buzie dzieci, które tracą zęby: jeden – jest, drugiego – nie ma. Ale jesteśmy pewni, że nawet w tym zimowym czasie życie i radość są ukryte, a wiosną znów się ukażą. Ufamy Bogu i wierze naszych ludzi w życie i przyszłość dzieci. Dali nam tyle lekcji życia w tym czasie.

Teraz jesteśmy we Florencji, by spędzić święta z moją babcią. Wszystko wydaje się tak dziwne: światła, sklepy pełne towarów, ludzie śpieszący za prezentami, bogactwo… nawet jeśli każdy mówi, że jest kryzys!

Pewnego dnia w Van odczułam coś ważnego: wielkie cierpienie z powodu trzęsienia ziemi sprawiło, że wszyscy po raz pierwszy stanowiliśmy JEDNO. Nie było żadnych różnic między biednymi i bogatymi, Turkami i Kurdami, policją i więźniami. Wszyscy stali się podobni przez cierpienie. Strach bogacza, Turka czy policjanta był taki sam jak strach biedaka, Kurda czy więźnia. Takie samo było ich wycieńczenie i troska o dzieci. Zobaczyłam w tym ziarna przyszłości, zaczątki raju, królestwa Bożego – kiedy będziemy stanowili JEDNO nie z powodu cierpienia, ale z radości odkrycia, że wszyscy jesteśmy synami Boga! I to będzie piękne!                    
 

TAGI: