Jerozolimski tramwaj łączy i dzieli

PAP |

publikacja 04.02.2012 09:45

Przez Jerozolimę sunie nowoczesny, niskopodłogowy tramwaj. Jest jednym z nielicznych miejsc, gdzie można zobaczyć ultraortodoksyjnego Żyda obok muzułmanki w hidżabie albo izraelską żołnierkę obok palestyńskiego studenta. Ale nie obywa się bez konfliktów.

Jerozolimski tramwaj łączy i dzieli Leinad / CC-SA 3.0 "Gdy mój mały kuzyn wsiada do tramwaju, mówi wszystkim 'dzień dobry', osadnikom też. Powoli przyzwyczaja się do nich" - mówi Jazid, młody Palestyńczyk z jerozolimskiego obozu dla uchodźców Szufat. I kręci głową niezadowolony.

Budowa linii tramwajowej trwała prawie dekadę i kosztowała dwa razy więcej niż pierwotnie planowano. Gdy w sierpniu 2011 roku tramwaj rozpoczął próbne, darmowe kursy, wszyscy odetchnęli z ulgą - koniec z rozkopanymi ulicami i ciągłym hałasem. Od grudnia tramwaj jeździ według normalnego rozkładu i obowiązują w nim bilety.

"Gdy mój mały kuzyn wsiada do tramwaju, mówi wszystkim 'dzień dobry', osadnikom też. Powoli przyzwyczaja się do nich" - mówi Jazid, młody Palestyńczyk z jerozolimskiego obozu dla uchodźców Szufat. I kręci głową niezadowolony.

Dla Jazida takie drobne uprzejmości jak ustępowanie miejsca, witanie się, to przejaw "normalizacji". Ten termin został ukuty przez Palestyńczyków w związku z przeciągającą się izraelską okupacją. Po ponad 40 latach ludzie zaczynają traktować ten stan jako coś normalnego i przystosowują się do sytuacji.

Normalizacją są na przykład kontakty z Izraelczykami, którzy akceptują lub wspierają okupację Zachodniego Brzegu i Wschodniej Jerozolimy. Normalizacją jest generalnie traktowanie Izraela jak normalnego państwa, a nie jako państwa okupującego - tłumaczą Palestyńczycy i występują przeciwko niej.

Ale normalizacji ciężko uniknąć. Na przykład w tramwaju, który łączy Jerozolimę Wschodnią, czyli palestyńską pod okupacją i Zachodnią, czyli izraelską.

Według ankieterki, która wypytuje pasażerów, jak im się jeździ nowym środkiem transportu, ludzie narzekają przede wszystkim na dwie rzeczy. Po pierwsze, problemy techniczne, bo czasem trzeba czekać nawet 20 minut na przyjazd tramwaju, a władze obiecywały 5-10 minut.

Po drugie, nie wszyscy są zadowoleni z mieszania się Palestyńczyków i Izraelczyków.

Władze izraelskie traktują Jerozolimę jako swoją "wieczną i niepodzielną" stolicę, dlatego nie widzą problemu w budowaniu infrastruktury łączącej wschodnią i zachodnią część miasta. Tramwaj ma utrwalić "niepodzielność" Jerozolimy jako stolicy Izraela. Stąd jego budowie towarzyszyły protesty i międzynarodowe wezwania do bojkotu.

Francuska firma Veolia pod naciskiem pacyfistycznych działaczy z Izraela i Europy ogłosiła, że odsprzeda swoje udziały w konsorcjum budującym linię tramwajową.

Tramwaj zaczyna kurs w Jerozolimie Wschodniej, w izraelskim osiedlu Pisgat Zeew, traktowanym przez Palestyńczyków i społeczność międzynarodową tak samo jak osiedla na Zachodnim Brzegu, czyli łamanie prawa międzynarodowego. Ale dla większości Izraelczyków Pisgat Zeew to kolejna żydowska dzielnica Jerozolimy.

Tramwaj łączący żydowskie osiedla położone w arabskiej części miasta z zachodnią Jerozolimą to dla Izraelczyków ułatwienie w dojazdach do szkoły i do pracy przez zakorkowane miasto. Dla Palestyńczyków to przejaw kolonizacji Jerozolimy Wschodniej i budowanie infrastruktury dla osadników.

Na jednym odcinku tramwaj biegnie wzdłuż zielonej linii, czyli umownej granicy sprzed wojny w 1967 roku, w wyniku której Izrael zdobył Jerozolimę i Zachodni Brzeg. Po jednej stronie drogi mieszkają Palestyńczycy, po drugiej ultraortodoksyjni Żydzi. Spotykają się na przystankach tramwajowych.

Różnica między Jerozolimą Wschodnią a Zachodnią jest wyraźna. Palestyńska część jest typowo arabska: meczety, targowiska z warzywami, nawet komunikacja publiczna jest inna, bo oparta na mikrobusach zwanych tutaj serwisami, które kursują wedle znanego tylko kierowcy rozkładu. Zachodnia część, szczególnie jej główna arteria, ulica Jaffy, przez którą przejeżdża tramwaj, bardziej przypomina deptak w europejskim mieście śródziemnomorskim niż Bliski Wschód.

Palestyńczycy z Jerozolimy Wschodniej czasem pracują w zachodniej części, ale wiele osób - jeśli nie musi - nie udaje się do izraelskich dzielnic. Z drugiej strony, mimo wezwań do bojkotu, wielu Palestyńczyków i tak korzysta z tramwaju, choć jest trochę droższy niż palestyńskie autobusy. Poza tym jest wygodny, nie stoi w korkach, a na nowoczesnych ekranach na przystankach pojawia się informacja o tym, za ile minut przyjedzie następny pojazd.

Lektor czyta nazwę każdego przystanku w trzech językach: po hebrajsku, arabsku i angielsku. W środku wszyscy się mieszają; w godzinach szczytu stoją niemalże przytuleni do siebie ortodoksyjni żydzi i kobiety w hidżabach, żołnierki i młodzi Palestyńczycy, matki z dziećmi i turyści.

Tramwaj jest dla wielu Żydów i Palestyńczyków jedynym miejscem spotkań. Czasem dość burzliwych. W listopadzie ubiegłego roku do sprzeczki doszło między palestyńskimi a izraelskimi dziewczynami. Po tym, jak jedna z Izraelek użyła gazu pieprzowego, tramwaj został zatrzymany, a wszyscy pasażerowie ewakuowani.

Ale zdarza się także, że młody Palestyńczyk wstaje, by ustąpić miejsca starszemu Żydowi a ultraortodoksyjna Żydówka pomaga Palestynce skasować bilet.