Sekty nie mają wakacji

Ks. Rafał Kowalski; GN 33/2012 Wrocław

publikacja 20.08.2012 07:00

Najpierw zdobywają zaufanie. Pojawiają się, kiedy człowiek przeżywa trudności i problemy. Osaczają niczego nieświadomą ofiarę, a na opamiętanie się może być za późno.

Sekty nie mają wakacji ks. Rafał Kowalski/ GN Werbunek nowych członków często odbywa się w czasie festiwali, koncertów, a nawet pielgrzymek.

Wchodzisz tam kierowany emocjami. Nie masz czasu ani nawet ochoty poszukiwać negatywnych cech danej grupy. Nie pytasz, co to za organizacja. Masz wrażenie, że zaangażowanie w jej działalność to jedyna możliwość spełnienia twoich naturalnych potrzeb. I nawet nie orientujesz się, kiedy członkowie sekty wiedzą o tobie wszystko, a ty skłócony ze swoimi najbliższymi, usprawiedliwiasz podjęte decyzje, choćby były najbardziej absurdalne – tak najprościej można opisać proces zachodzący w człowieku werbowanym do grupy o charakterze destrukcyjnym.

Spojrzeć w oczy najbliższym

– Sekta to nie tylko grupa religijna – tłumaczy dr Agnieszka Lisiecka-Bednarczyk, pedagog z Dominikańskiego Ośrodka Informacji o Nowych Ruchach Religijnych i Sektach. – Niektóre z tych organizacji z wiarą i religią nie mają nic wspólnego. Mogą przyjmować charakter: edukacyjny, handlowy, promować zdrowie, organizować kursy językowe, a nawet działać jako dobrze prosperująca firma – dodaje. Cechą wspólną jest przede wszystkim  silnie rozwinięta struktura władzy. Lider, bądź grupa liderów, przypisuje sobie cechy nadludzkie oraz przyznaje sobie prawo do decydowania o życiu osób, które są od niego uzależnione i podporządkowane mu. By zdobyć nowych członków, sekty uciekają się do rożnych metod. Najczęściej wykorzystują naturalne potrzeby, które są w każdym z nas.– Nie chodzi tu jedynie o potrzebę akceptacji czy miłości, ale także: wielkości, siły, sprawstwa, poczucia, że potrafię panować nad swoim życiem i zdrowiem. W wielu przypadkach bazuje się na potrzebie własnego rozwoju – tłumaczy pani doktor, zwracając uwagę, że pojawiające się w życiu problemy mogą być pierwszym procesem działań, mających na celu zwerbowanie nowej osoby. – Przykład? Puszcza się plotki o danym człowieku i kiedy wszyscy się od niego odwracają, nagle zjawia się ktoś, kto podaje mu rękę. Bardzo łatwo w takim momencie zdobyć zaufanie. Równocześnie zasiewa się w człowieku wiele fobii i lęków, które rodzą się na samą myśl utraty bliskości z grupą. Stwarza się poczucie, że jeśli od nas odejdziesz, wpadniesz w tarapaty i nie poradzisz sobie w życiu. Stąd już prosta droga, by doprowadzić ofiarę do ubezwłasnowolnienia i całkowitego podporządkowania.

Żądania i oczekiwania wobec tych, których udało się zdobyć, są rożne. Przede wszystkim: lojalność. – Wszystko, co jest poza grupą, przedstawia się jako złe. Dzięki temu można uczynić z członków bezwolnych żołnierzy i wykorzystywać ich do werbowania i „nawracania” innych lub do agresywnych akcji – opowiada A. Lisiecka-Bednarczyk. Dodaje, że takie osoby są wykorzystywane finansowo, seksualnie lub do tego, by np. swoim nazwiskiem albo zawodem uwiarygodniały sektę. Zdarzały się przypadki, w których żądano od osób chorych zaprzestania przyjmowania leków. – Charakterystyczne dla manipulacji jest to, że jeśli odczucia ofiary są sprzeczne z tym, co mówi guru, to znak, że to ona ma problem, bo np. jest za mało otwarta, wmawia się jej, że robi krzywdę grupie lub jakiemuś bogu – zauważa pani pedagog. Patrząc zdroworozsądkowo, osoba, której aplikuje się jedynie dietę z coca-coli, a z takim przypadkiem się spotkaliśmy, lub nakłania do wielogodzinnych kąpieli w gorącej wodzie, które powodują osłabienie organizmu, powinna natychmiast się temu przeciwstawić. Najczęściej nie ma w sobie tyle siły.

Pracownicy dominikańskiego ośrodka zwracają uwagę, że wiele grup zmusza swoich członków do wyrządzania krzywd bliskim. Opowiadają o działającej całkiem niedawno we Wrocławiu organizacji, która na zachodzie Europy znana jest z tzw. „łupienia Egipcjan”. Człowiek wciągnięty do tej sekty wyprowadza się z domu, po czym pod nieobecność najbliższych powraca ze swoją „nową rodziną” i wynosi wszystko, co można spieniężyć. Grupa tłumaczy to zachowanie, odwołując się do biblijnego opisu wyjścia Izraelitów z Egiptu i sugerując, że jej członkowie bez oglądania się za siebie muszą zostawić złych ludzi, z którymi do tej pory mieli kontakt. „Oni mogą się nazywać twoją rodziną, ale w rzeczywistości nie są nią” – słyszą, otrzymując polecenie ograbienia domu rodzinnego. – Zgłosiła się do nas jakiś czas temu rodzina młodego człowieka, który zaangażował się w działalność sekty. Natychmiast poleciliśmy, by wymienili zamki w drzwiach. Po kilku miesiącach, kiedy mama tego mężczyzny była w pracy, ten zadzwonił do niej z pytaniem: „Dlaczego drzwi są zamknięte?”. Ona tylko zapytała: „Czy ty jesteś tam sam?”. Żądanie tego typu zachowań – zdaniem A. Lisieckiej-Bednarczyk – ma nie tylko na celu przejmowanie majątków nowych członków, ale także zamykania im drogi powrotu. – Jak po takiej kradzieży wrócić do domu i spojrzeć w oczy najbliższym? – pyta retorycznie.

Nie trać samokontroli

Wprawdzie – jak przekonują pracownicy ośrodka – w okresie letnim mniej osób zgłasza się do nich z prośbą o pomoc, to jednak wakacje są czasem, kiedy członkowie grup destrukcyjnych nie próżnują. – Wyjazdy i urlopy sprzyjają nawiązywaniu nowych znajomości. Zdarza się, że spożywamy alkohol z ludźmi, których dopiero co poznaliśmy. Wówczas nie jest trudno powiedzieć za dużo o sobie czy swoich rodzinnych problemach. I kiedy za kilka dni nie będziemy pamiętać o tym, co mówiliśmy, może zjawić się ktoś, kto niczym jasnowidz opowie nam naszą historię, a stąd już tylko krok do dalszej znajomości. Osoby werbujące pojawiają się także na festiwalach, koncertach, a nawet na pielgrzymkach, wypatrując tych, którzy wydają się zagubieni, samotni. – Osobiście byłam świadkiem jak na Woodstocku w jednym z namiotów zbierano podpisy pod petycją przeciwko uwięzieniu i prześladowaniu pewnego jogina – wspomina pani Agnieszka. – Ludzie niczego nieświadomi, czasem nawet pod wpływem alkoholu, zostawiali swoje dane: imię i nazwisko, PESEL, numer telefonu, adres. Nikt nie zadał pytania, kim jest ów rzekomo prześladowany człowiek. W rzeczywistości przebywał on w więzieniu m.in. za pobicie, groźby karalne i wyłudzenie pieniędzy, a nie za to, że jest joginem czy obrońcą praw człowieka – opowiada, zwracając uwagę, że często efektem tego typu akcji są listy, które otrzymują osoby składające podpisy. – Co może przeżywać młody człowiek, kiedy przeczyta, że ktoś pamięta go z koncertu, wspomina jego wrażliwość oraz dowie się, że dzięki niemu niewinny człowiek opuścił więzienie? – pyta A. Lisiecka-Bednarczyk i odpowiada: – Łatwo o poczucie, że ktoś mnie docenia, że zrobiłem coś dobrego, że z tą grupą mogę wiele osiągnąć, a na pewno w ten sposób udaje się nawiązać kontakt i zaintrygować daną osobą konkretną organizacją.

Nie ma badań, na podstawie których można jednoznacznie stwierdzić, ile tego typu grup działa na Dolnym Śląsku. Wiele spośród nich jest niezarejestrowanych i nawet trudno określić je słowem „sekta”. – Jest kilka związków wyznaniowych na terenie naszego miasta, o których słyszymy w kontekście nadużyć finansowych czy seksualnych. Mamy informacje o grupach skupionych wokół rożnych uzdrowicieli, środowisk ezoterycznych czy okultystycznych, a nawet o podejrzanych firmach – mówi A. Lisiecka-Bednarczyk, dodając, że Wrocław jest atrakcyjnym miejscem dla działalności sekt przede wszystkim ze względu na panującą tu dużą tolerancję. Trzeba pamiętać, że korzystają z tego grupy, które są bardzo nietolerancyjne i bez względu na to, czy jest to „Miasto Spotkań” czy inne miejsce, ostrożności nigdy nie za wiele, byśmy długo nie musieli żałować jednego, niewinnego spotkania.