publikacja 29.05.2013 00:15
Turcja, Iran, Arabia Saudyjska, Egipt, Izrael. Te kraje od dawna rywalizują o miano najważniejszego mocarstwa na Bliskim Wschodzie. Wygrywa zdecydowanie Turcja. Czy dla cywilizacji zachodniej to na pewno dobra wiadomość?
PAP/EPA/ANDY WENZEL
Turecki premier i austriacki kanclerz. Turcja chce być silna nie tylko na Bliskim Wschodzie. Nie kryje swoich aspiracji prozachodnich
Szablonowe depesze agencji prasowych przyzwyczaiły nas już do zdań w rodzaju: „Iran jest największym zagrożeniem dla bezpieczeństwa międzynarodowego”; „Należy powstrzymać Iran”; „Silny Iran zagrożeniem dla stabilności w regionie” itp. Oczywiście kraj rządzony przez ajatollahów trudno nazwać najbardziej przewidywalnym, zwłaszcza gdy stanie się mocarstwem nuklearnym. W gruncie rzeczy jednak ten czarny PR, jaki Iran ma na Zachodzie, jest wynikiem nie tylko potencjalnego zagrożenia, jakie może stworzyć dla sąsiadów, zwłaszcza dla Izraela, ale również efektem rywalizacji o miano regionalnego mocarstwa innych krajów, w tym cenionych na Zachodzie, jak Arabia Saudyjska czy właśnie Turcja.
Ta ostatnia wydaje się właściwie obiektem westchnień wszystkich wierzących w to, że demokracja na wzór zachodni jest możliwa w kraju muzułmańskim i że wobec tego należy otworzyć jej szeroko drzwi zachodnich struktur.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.