PAP |
publikacja 09.12.2013 23:45
Paryski dom aukcyjny sprzedał w poniedziałek 24 maski i inne artefakty plemion Hopi i Apaczów za łączną kwotę ponad 520 tys. dolarów, mimo że przedstawiciele Indian, wspierani przez ambasadę amerykańską, domagali się wstrzymania sprzedaży świętych dla nich przedmiotów.
Lalka Indian Hopi
Wykonana została z korzenia topoli i zgodnie z wierzeniami ludu ma sprowadzić deszcz
Tadam / CC 3.0
Aukcja przyniosła więcej pieniędzy, niż się spodziewano. Najdrożej sprzedano "kask wotywny" ze skrzydłami kruka, który osiągnął cenę 125 tys. euro. Oprócz masek sprzedano ponad 20 figurek Kaczynów Indian Hopi i Zuni (nowy Meksyk) oraz artefakty plemienia Apaczów Chiricahua z San Carlos w Arizonie.
W USA od 1990 roku obowiązuje zakaz sprzedaży świętych artefaktów Indian. We Francji na sprzedaż masek w zeszłym tygodniu wyraził zgodę sąd francuski; sędzia uznał - jak pisze agencja AP - że we Francji nie ma praw chroniących rdzenne ludy.
Przeciwko sprzedaży protestowała w sobotę amerykańska ambasada w Paryżu, twierdząc, że przedstawiciele Hopi i Apaczów Chiricahua z San Carlos nie mieli dość czasu, aby dochodzić swych praw we francuskim sądzie i powołać się na konwencję UNESCO o Środkach zapobiegania i zakazie nielegalnego importu, eksportu i transferu dóbr kulturalnych z 1970 roku. Zarówno Francja, jak i USA są jej sygnatariuszami.
Prawnik reprezentujący plemię Hopi, Pierre Servan-Schreiber, który kupił jedną z masek, by zwrócić ją plemieniu, powiedział, że sprzedane na aukcji przedmioty mają dla istniejącego nadal ludu szczególne znaczenie. "Kiedy ktoś wreszcie zda sobie sprawę, że nie wszystko można sprzedać i kupić?" - dodał.
W sprawie masek występowała również międzynarodowa organizacja pozarządowa Survival International, broniąca praw rdzennych ludów amerykańskich. Poprzednim razem organizacja ta próbowała nie dopuścić do aukcji w kwietniu 70 masek i figurek Kaczynów, które sprzedano za ponad milion euro.
Plemię Hopi, dla którego maski i figurki w jaskrawych kolorach, wykonane z drewna, skóry, końskiego włosia i piór, przedstawiają duchy ich przodków, sił przyrody, roślin i nadprzyrodzone istoty mitologiczne, liczy od 8 do 18 tys. członków na terenie obecnego stanu Arizona. Indianie utrzymują, że maski, używane do obrzędowych tańców, zostały nielegalnie zabrane z ich rezerwatu na początku XX wieku.
W kwietniu na aukcji w Paryżu za 931 tys. euro sprzedano kilkanaście masek Hopi z końca XIX i początku XX wieku, pomimo głośnego protestu amerykańskiego aktora Roberta Redforda. Zgodę na licytację wydał paryski sąd, odrzucając wniosek plemienia i amerykańskiego rządu o zakaz sprzedaży. Maski te według domu akcyjnego zostały w przeszłości sprzedane i odkupione legalnie. "Ważne jest, by nie tworzyć precedensu, który uprawomocniłby zakaz sprzedaży każdego świętego przedmiotu, niezależnie od tego, z jakiej kultury pochodzi. Naszym celem zawsze było wychwalanie kultury Hopi i zgodne z prawem rozpowszechnianie jej wśród jak największej liczby odbiorców" - napisał wtedy w komunikacie paryski dom aukcyjny Neret-Minet Tessier & Sarrou.
Wielbicielem masek Hopi i figurek Kaczynów był m.in. niemiecki surrealista Max Ernst, który kolekcjonował je i przedstawiał na swych obrazach podczas pobytu w Arizonie. Kolekcjonerami figurek Kaczynów byli także: przywódca ruchu surrealistycznego Andre Breton i francuski pisarz, teoretyk sztuki i minister kultury Andre Malraux (1958-1969).