Wojna jest ich obowiązkiem

Beata Zajączkowska

GN 04/2015 |

publikacja 22.01.2015 00:15

O zasadach funkcjonowania muzułmanów w europejskich społeczeństwach i przemocy w islamie z ks. Samirem Khalilem Samirem SJ rozmawia Beata Zajączkowska.

Ks. Samir Khalil Samir jest jezuitą, islamoznawcą.  Pochodzi z Egiptu. Wykłada w Papieskim Instytucie Wschodnim i na Uniwersytecie w Bejrucie Rafał Zarzeczny SJ Ks. Samir Khalil Samir jest jezuitą, islamoznawcą. Pochodzi z Egiptu. Wykłada w Papieskim Instytucie Wschodnim i na Uniwersytecie w Bejrucie

Beata Zajączkowska: Zaraz po zamachu na tygodnik „Charlie Hebdo” napisał Ojciec na stronie francuskich jezuitów: „Je ne suis pas Charlie” (Nie jestem Charlie). Dlaczego?

Ks. Samir Khalil Samir SJ: Trzeba bronić wolności słowa, jednak nie można zgadzać się na wulgarność satyry, jak ta w „Charlie Hebdo”. Nie znajduję w niej nic humorystycznego ani pomagającego refleksji, a taki jest cel trafnej karykatury. Oczywiście nikt nie ma prawa używać przemocy fizycznej wobec tych, którzy stosują przemoc literacką, ale to, co zrobiły francuski rząd i cała Europa, jest polityczną manipulacją. Nigdy wcześniej tak wielu prezydentów i przywódców państw nie wyszło razem na ulice w proteście. Jeśli chcieli zademonstrować, że świat dłużej nie może milczeć wobec przemocy, to jestem to w stanie zrozumieć. Jeśli nie nastąpią kolejne wspólne protesty przeciw przemocy na świecie, oznaczać to będzie, że Europa jest zainteresowana tylko samą sobą, a nie prawdziwą wolnością czy sprawiedliwością. Zauważmy, że nikt nie protestuje przeciw okrutnej przemocy na Bliskim Wschodzie.
 

Właśnie. W tym samym czasie, kiedy miał miejsce zamach w Paryżu, islamiści dokonali straszliwych zbrodni w Nigerii...

Nikt też nie reagował, gdy Państwo Islamskie mordowało i wypędzało mieszkańców Mosulu, czy gdy Izrael masakrował niewinne rodziny i niszczył ich domy w Gazie. Odnosi się wrażenie, że świat zachodni reaguje tylko wówczas, gdy w grę wchodzą materialne i polityczne interesy. Wystarczy pomyśleć o amerykańskiej interwencji w Afganistanie i Iraku. My, mieszkańcy Bliskiego Wschodu, od początku mówiliśmy, że doszło do niej nie dlatego, by bronić ludności czy zaprowadzić demokrację, ale dlatego, że są tam potężne złoża ropy naftowej.
 

Muzułmanie od dawna protestują przeciw publikowaniu karykatur Mahometa…

Pamiętam duńską karykaturę Mahometa. Miał na głowie turban w formie bomby. To było prowokacyjne. Jednak kiedy muzułmanie się oburzali, pytałem ich: a wy jak przedstawiacie Mahometa? Bardzo często ukazywany jest z mieczem. Jak przedstawiacie kraj, który uważany jest za protektora islamu, czyli Arabię Saudyjską? Na jej fladze widnieją dwa skrzyżowane miecze. Miecz widnieje także na fladze, na której wypisane jest credo muzułmanów: „Nie ma innego boga niż Bóg, a Mahomet jest jego prorokiem”. Kto wypowiada tę formułę, automatycznie staje się muzułmaninem.

Duńska karykatura była do przyjęcia, bo ukazywała to, co sami muzułmanie mówią o Mahomecie i islamie, zmodernizowała jedynie wizerunek – zastępując miecz bombą. Ta karykatura nie zniekształcała islamu, w przeciwieństwie do tej z „Charlie Hebdo”. Podobnie było z obrażającą chrześcijan karykaturą przedstawiającą kopulującą Trójcę Świętą.
 

Ponad 80 proc. zamachów terrorystycznych na świecie dokonywanych jest w imię islamu, a muzułmanie mówią, że to religia pokoju. Jak to możliwe?

Akty terrorystyczne w obronie muzułmańskiej wiary i proroka mają miejsce w Nigerii, na Bliskim Wschodzie, Pakistanie czy w Afganistanie. Zjawisko to przybiera na sile również na Zachodzie. Te wydarzenia muszą nas zmusić do refleksji nad tym, czy islam jest religią przemocy, czy tylko tak interpretują go niektórzy wyznawcy. Po wydarzeniach w Paryżu słyszeliśmy wielokrotnie: to nie jest islam. A przecież napastnicy swe akcje zaczynają okrzykiem: „Allah jest wielki!”. To formuła używana przez muzułmanów, kiedy przystępują do wojny. W tych słowach zawarte jest też przeświadczenie, że Allah da im zwycięstwo. Każde z ugrupowań przed dokonaniem ataku musi udać się do imama, aby ten zezwolił na atak, uznał go za słuszny. Wydając takie orzeczenie, zezwala na zabicie w obronie honoru Boga i religii islamskiej. Także w przypadku „Charlie Hebdo” ekstremiści nie działali w imię obrony wartości kultury, sprawiedliwości czy wolności słowa, ale dlatego, że obrażono islam. I wielu muzułmanów ich poparło, mówiąc, że dobrze zrobili. Przemoc jest więc wpisana w islam. O tym trzeba mówić. Istnieje islam umiarkowany, ale jakoś nie widzę tłumów muzułmanów wychodzących wraz z imamami na ulice, by zaprotestować przeciwko działaniom tych „nieprawdziwych muzułmanów”, jak próbuje się ich przedstawić. Nie może być tak, że ktoś we Francji obraża Mahometa, a jego wyznawcy w Egipcie w geście zemsty porywają chrześcijan. Muzułmanie umiarkowani, choć są większością, są jednak zdominowani przez fundamentalistów. Wielkim hamulcowym modernizacji islamu pozostaje Arabia Saudyjska. Przyznają to sami muzułmanie, ale nikt nie ma odwagi krytykować tego kraju, bo promując islamizację świata, jest on hojnym sponsorem, udzielającym wielomiliardowych zapomóg.
 

Koran jest księgą pokoju czy zachęca do przemocy?

Gdy Mahomet przez 12 lat nauczał w swym rodzinnym mieście – Mekce, nie odniósł sukcesu. Wówczas wyemigrował na Półwysep Arabski – do dzisiejszej Medyny. Nauczanie z tych dwóch miast zawarte jest w Koranie. Pierwszy okres cechuje tolerancja. Stamtąd też pochodzi często cytowany werset, że „w sprawach religii nie ma przymusu”, ukazujący islam jako religię pokoju. W Medynie Mahomet zaczyna toczyć wojny i także wersety Koranu wyraźnie mówią o wojnie i przemocy. Pozbawione wszelkiego miłosierdzia są szczególnie te dotyczące niewiernych: „Zabijajcie ich, gdziekolwiek ich znajdziecie, nie pozwólcie im uciec”. Takich zachęt do prześladowań i przemocy jest bardzo wiele. Jeśli więc jakiś muzułmanin mówi, że przemoc nie ma nic wspólnego z islamem, jest albo ignorantem, albo kłamie. Wiedzą, że niemuzułmanie nie znają Koranu, więc mówią, co chcą, bo i tak nikt tego nie będzie sprawdzał. Tymczasem Mahomet uznawał, że żydzi i chrześcijanie wierzą w jedynego Boga, choć nie doskonale, bo nie przyjęli prorockiej misji Mahometa. Mogą zatem ocalić swe życie, jeśli pokornie podporządkują się muzułmanom – Koran wręcz mówi, że muszą zaakceptować upokorzenia – i jeśli będą płacić wysokie podatki. To też jest forma przemocy. Natomiast tego, kto nie wierzy w jedynego Boga, trzeba zabić. Przemoc jest więc obecna w Koranie i naznacza życie Mahometa. W ciągu dekady stoczył on 70 wojen. Jeśli więc, jak mówi Koran, Mahomet jest dla muzułmanów wzorem do naśladowania, to jego uczniowie mają iść tą samą drogą. I robią to.

Można więc powiedzieć, że muzułmańscy fundamentaliści jedynie wiernie przestrzegają praw islamu?

Jeśli atakowane są jakieś państwo islamskie czy wspólnota muzułmańska, to każdy wyznawca jest zobligowany do rozpoczęcia wojny, która nazywa się dżihad. Dokładnie oznacza to „wojnę na drodze Allaha”. My to nazywamy świętą wojną. Przemoc i wojna są zalecane przez Boga w Koranie, praktykowane przez Mahometa i są obowiązkiem każdego muzułmanina. Ja jestem arabskim chrześcijaninem i czuję się bratem arabskich muzułmanów. Często im mówię, że ich działania odbijają się negatywnie na wszystkich Arabach, którzy postrzegani są jako dzicy siejący przemoc. Wyrosłem, bawiąc się z islamskimi dziećmi i siedząc z nimi w szkolnej ławce. Jednak z czasem także mój kraj się zmienił. Radykalizacja dokonała się za petrodolary. Niedawno na uniwersytecie Al Azhar w Kairze, uważanym za najważniejszy ośrodek islamu sunnickiego, prezydent Egiptu mówił, że „islam potrzebuje potężnej rewolucji w swym łonie”, by w miejsce przemocy wobec tych, którzy obrażają islam, zaproponować dialog z nimi. Ale celem islamu jest zdobycie świata dla Allaha, stąd wszelkie środki używane do jego realizacji są dobre, nawet wykorzystywanie 10-letnich dzieci jako bomb-pułapek czy szkolenie ich na katów.
 

Czy islam może stać się religią pokoju?

Według mnie jest to niemożliwe ze względu na nauczanie Koranu, przykład Mahometa i normy prawa szariatu. Problemem jest to, że muzułmanie nie są zdolni do autokrytyki i w tym trzeba im pomóc, zachęcić do reinterpretacji Koranu. Te zmiany rozpoczynają się od jednostek, a nie od całej wspólnoty. Do tego muzułmanie potrzebują nas, chrześcijan, żyjących nie zasadą oko za oko, ale Jezusowym przykazaniem miłości. Dialog z islamem potrzebuje wiele czasu. Ufam, że nie będą to całe wieki.
 

Czy możemy jakoś zatrzymać islamizację świata? 

Batalia jest już w znacznej mierze przegrana, ponieważ, niezależnie od islamskich wpływów, Europa zatraciła swą tożsamość. Przestała być chrześcijańska, stała się pogańska. Jeśli nie mam tożsamości, to co mogę zaproponować innym? Sytuacja wymaga przemyślenia i podjęcia konkretnych działań. Przede wszystkim poszczególne kraje muszą domagać się respektowania swych praw. Nie może być tak, że ktoś przyjeżdża i wprowadza własne porządki. Przykładem jest chociażby respektowanie zakazu poligamii czy niezgadzanie się na blokowanie ulic w czasie islamskiej modlitwy w piątki. Mówienie, że trzeba ich zrozumieć, to nieporozumienie. To oni muszą zrozumieć, że życie w danym kraju oznacza także respektowanie obowiązujących u nas praw i zasad. Wszystko ma swoją cenę, także pokój, koegzystencja i integracja. Nie można pozwolić na tworzenie islamskich enklaw, nad którymi nikt nie ma kontroli i które rządzą się swoimi prawami, to byłaby powolna okupacja naszej ziemi. Trzeba kontrolować meczety, bo są to ośrodki politycznej agitacji. A Europa nie ma w tej sprawie spójnej polityki. Pomoc, przyjęcie ludzi będących w trudnej sytuacji, jest naszym obowiązkiem, nie oznacza to jednak, że nie można stawiać im wymagań. Nie możemy nie bronić naszych wartości, praw, tradycji. Pamiętajmy jeszcze o jednej przemilczanej sprawie. Petrodolary służą do kupowania broni na Zachodzie. To my sami zbroimy islamskich fundamentalistów.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.