Zakazana miłość

Jacek Dziedzina

GN 09/2015 |

publikacja 26.03.2015 00:15

Historia muzułmanina przechodzącego na katolicyzm wystraszyła francuski rząd bardziej niż wulgarne karykatury w „Charlie Hebdo”.

Kadry z filmu „L’Apôtre” pojawiały się na czołówkach największych francuskich dzienników. Na zdjęciu starcie dwóch braci: Akim (z prawej), który porzucił islam dla Chrystusa, i Youssef, który nie może pogodzić się z wyborem brata ilustracje materiały dystrybutora Kadry z filmu „L’Apôtre” pojawiały się na czołówkach największych francuskich dzienników. Na zdjęciu starcie dwóch braci: Akim (z prawej), który porzucił islam dla Chrystusa, i Youssef, który nie może pogodzić się z wyborem brata

To najmocniejszy i najbardziej prawdziwy francuski film, jaki widziałem. Niestety, ze swoją niepoprawnością polityczną (czyt.: autentycznością) nie miał szans na choćby nominację do Oscara czy innej Złotej Palmy. Doczekał się za to… zakazu projekcji wydanego przez francuskie ministerstwo spraw wewnętrznych. Powód? Rzekome zagrożenie wywołania zamieszek ze strony islamskich radykałów. To o tyle zabawne, że „L’Apôtre” (Apostoł) jest w gruncie rzeczy – co podkreśla jego reżyser Cheyenne Carron – filmem o potrzebie tolerancji. „Problem” w tym, że tym razem dotyczy to również tolerancji wobec muzułmanów, którzy nagle odkrywają drogę, prawdę i życie w Chrystusie. „L’Apôtre” boli i drażni, bo proces odkrywania nowej wiary przez głównego bohatera przedstawiony jest tak autentycznie (niemal jak w filmie dokumentalnym), że dotyka widza w sposób nieznany we francuskiej kinematografii. To po prostu historia „za bardzo” prawdziwa.

Na cenzurowanym

„Dobry wieczór Pani, DGSI [Direction Générale de la Sécurité Intérieure, czyli Dyrekcja Generalna Bezpieczeństwa Wewnętrznego – J.Dz.] nakazała nam odwołać wieczorną debatę wokół filmu »L’Apôtre«, zaplanowaną na 23 stycznia. Powodem jest ryzyko ataków, gdyż ta projekcja mogłaby zostać uznana za prowokację wymierzoną w społeczność muzułmańską”.

List o takiej treści pani Cheyenne Carron otrzymała z ratusza miejskiego w Nantes 4 dni po tym, jak ulicami Paryża przeszedł wielki marsz po zamachu dokonanym na zespół „Charlie Hebdo”. Ponieważ w marszu dominowały transparenty z napisami: „Je suis Charlie”, można się tylko domyślać, że słynna już na cały świat redakcja nie otrzymała listu o podobnej treści i nie została wezwana do wstrzymania się z drukiem kolejnych karykatur Mahometa. To niemożliwe, gdyż marsz, w którym uczestniczyli światowi przywódcy, był manifestacją w obronie wolności słowa, której symbolem stało się nagle wulgarne pisemko, obrażające nie tylko muzułmanów.

Jak się okazuje, większym zagrożeniem dla bezpieczeństwa okazał się film, na który państwowe instytucje nie chciały wyłożyć wcześniej pieniędzy i który nie miał dużego komercyjnego dystrybutora. „Dystrybucję musiałam zorganizować sama”, mówiła w wywiadach pani Carron. Ingerencja w organizowane oddolnie projekcje filmu takiej jednostki jak DGSI jest dowodem na to, jak daleko w absurdach i niekonsekwencji poprawności politycznej zaszły już francuskie władze. DGSI jest specjalną komórką francuskiego MSW, zajmującą się m.in. kontrwywiadem oraz ściganiem najpoważniejszych przestępstw uderzających w bezpieczeństwo państwa. Pod wyraźnym naciskiem tej jednostki również policja w Neuilly wywarła presję na kino „Le Village”, które także odmówiło pokazania filmu. Nierówną miarę, jaką władze zastosowały wobec czystego w treści filmu i pełnego pogardy dla każdej świętości periodyku, zauważyli przynajmniej niektórzy francuscy publicyści. „Dlaczego na sali kinowej zabraniać tego, co wolno w prasie? Ta różnica w traktowaniu uderza jeszcze bardziej, jeśli wziąć pod uwagę, że siła oddziaływania »L’Apôtre« jest dość ograniczona, bo z powodu małych środków film mógł być wyświetlany tylko w kilku pomieszczeniach, poza tym jest zdecydowanie mniej prowokujący niż większość rysunków »Charlie Hebdo«”, zauważa „Le Point”. Pozytywnie o filmie, który jest propozycją prawdziwego dialogu między chrześcijanami a muzułmanami, pisały m.in. zarówno centroprawicowy „Le Figaro”, jak i lewicowy „Le Monde”.

W szkole Allaha

To film fabularny, ale ogląda się go jak znakomity dokument. Oszczędność środków wyrazu, proste ujęcia, momentami celowo wręcz „trzęsący się” obraz, naturalistyczne dialogi, a przy tym dyskretne stopniowanie napięcia, subtelnie sygnalizowane ślady, które prowadzą głównego bohatera do radykalnej zmiany, i wreszcie prawdziwie wzruszające sceny oddające napięcie i zarazem poczucie spełnienia Akima, młodego muzułmanina, który odkrywa Chrystusa, sprawiają, że „Apostoł” wbija w fotel od początku do końca. Nie ma tu miejsca na tanią agitację. Przeciwnie, historia Akima porusza przez swoją autentyczność i prostotę. Pewnie dlatego stała się bardziej „niebezpieczna” niż krzykliwe karykatury Mahometa.

Akim jest dobrze zapowiadającym się imamem. Uczęszcza do szkoły koranicznej prowadzonej przez wuja, który widzi w nim swego następcę. Rodzina Akima nie różni się zapewne od przeciętnej muzułmańskiej rodziny żyjącej we Francji. Rodzice są serdecznymi i gościnnymi ludźmi, otwierającymi drzwi domu zarówno dla bardziej zaangażowanych religijnie współwyznawców, jak i dla chrześcijańskich znajomych swoich dzieci. Najlepszą relację Akim ma z siostrą, która nie zostawia go nawet w chwili, gdy odkrywa, że jej ukochany brat pod poduszką ukrywa modlitewnik z uroczystości chrzcielnej, na którą zaprosił go poznany przypadkowo mechanik. Serdeczna, choć w innym sensie, jest również jego relacja z bratem Youssefem, najbardziej wojowniczo przywiązanym do doktryny wyznawcą Allaha w rodzinie. Znamienna jest scena, gdy bracia witają się na ulicy ze znajomymi: Youssef demonstracyjnie nie podaje ręki tylko jednemu z nich – jak się okazuje świeżemu konwertycie na katolicyzm. Na boku Akim pyta, dlaczego tak się zachował. Yossef odpowiada: – Bo to apostata. – A kto to jest apostata? – dopytuje Akim. – Palant, który zdradził Allaha – cedzi przez zęby Youssef.

„Uwiedzenie”

Niezwykłe są momenty, które składają się na etapy dochodzenia Akima do odkrycia chrześcijaństwa. Przy sąsiedniej ulicy w domu zamordowano siostrę księdza. Akim dowiaduje się od siostry, że katolicki duchowny postanowił mieszkać w pobliżu domu rodziców zabójcy, by pomóc im przeżyć traumę po tym, co zrobił ich syn. Dla niego jest to niepojęte: jak można nie dążyć do zemsty, tylko pomagać rodzinie zabójcy własnej siostry! Kiedy wspomniany mechanik zaprasza Akima na chrzest swojego dziecka, w domu młodego muzułmanina dochodzi do pierwszej awantury. Rodzice i siostra nie mają nic przeciwko uczestnictwu syna i brata w uroczystości w świątyni „niewiernych”, za to Youssef wpada w furię. Wściekłość nasila się po paru dniach, gdy również on znajduje u Akima modlitewnik z chrztu. Akim sam ze zdziwieniem odkrywa, że to, czego doświadczył w kościele, zaczyna go poruszać. Idzie na rozmowę z nowym katolickim przyjacielem, który jednak na pytanie o religię wybucha śmiechem, myśląc, że Akim z niego żartuje. Okazuje się, że on sam do wiary i Kościoła przywiązany jest w dość tradycyjny sposób, co nie przeszkadza jednak, by stał się narzędziem w prowadzeniu Akima do odkrycia Chrystusa. Poleca mu spotkanie z księdzem. Duchowny sam jest zaskoczony dojrzałymi i śmiałymi jak na muzułmanina pytaniami o chrześcijaństwo. Daje mu Biblię, Akim zaczyna w domu modlić się słowami „Ojcze nasz”...

Najbardziej poruszająca jest scena, gdy „zdradzony” przez matkę (przyznał się tylko przed nią, że zamierza przyjąć chrzest, ta jednak, traktując to jako żart, wygadała się przed wujkiem imamem), staje przez „sądem” rodzinnym. Zdruzgotany wuj każe mu wyznać wiarę w Allaha. Wtedy Akim klęka i ze łzami w oczach mówi: „Jedynym Bogiem, który porusza, dotyka mojego serca, jest Jezus Chrustus”. Brat Youssef rzuca się na niego z pięściami...

Po takim wyznaniu wiary – czy też, w mniemaniu rodziny, akcie apostazji – odchodzi z domu, wynajmuje mieszkanie. Tam pewnego dnia dopadają go muzułmańscy ekstremiści, którzy biją go do nieprzytomności. Po wyjściu ze szpitala (warto zaznaczyć, że odwiedza go tam cała rodzina, łącznie z bratem, który nawet chce go pomścić) Akim wchodzi w środowisko podobnych do niego neofitów, spotykają się potajemnie w jednym z parków, dają świadectwo swojego nawrócenia. I prawie każdy z nich opowiada o prześladowaniach, jakich doświadczył ze strony swoich niedawnych współwyznawców. W żadnym z nich nie ma jednak nienawiści do islamu, próby dyskredytowania dawnych współbraci. Co nie oznacza, że nie dostrzegają różnicy między religią, z której wyrośli, a wiarą, którą teraz wybrali. Jest też mocna scena pod meczetem, gdy Akim spotyka swojego brata i grupę muzułmanów po modlitwie. Nie chcą go widzieć, na co on sam reaguje stanowczo: „Wy czcicie Boga zemsty, ja poznałem Boga miłości”.

Prawda boli

Film mimo wszystko ma happy end. Rodzinna uroczystość, dwa lata później. Youssef, zmiast Akima, zostaje imamem i następcą wuja. Akim jednak nie może wejść, czeka pod garażem. Po wyjściu wuja siostra woła go jednak do domu. Gratuluje Youssefowi, ten nie czuje już złości do „brata-odstępcy”. Jest jednak zaskoczony propozycją Akima, by pomodlić się razem jak dawniej, tyle że każdy po swojemu. Obaj klękają, Akim robi znak krzyża, powoli odmawia „Ojcze nasz”, brat Youssef po cichu wypowiada „Allahu akbar”...

Mimo tego pojednawczego zakończenia film z pewnością jest trudny do przyjęcia przez różne radykalne środowiska muzułmańskie we Francji. Z prostego powodu: „Apostoł” jest do bólu prawdziwy. Wszystko jest tutaj autentyczne: zarówno dobrzy, otwarci muzułmanie, jak i współwyznawcy, którzy chcieliby zaprowadzać swoje prawa siłą. Prawdziwe są droga do wiary i Kościoła młodego muzułmanina i grupa wsparcia, w której się znalazł. Jak podają nieoficjalnie różne źródła kościelne we Francji, zjawisko konwersji muzułmanów na katolicyzm jest coraz częstsze. Choć oczywiście obarczone ryzykiem prześladowania, co film pokazuje bardzo wyraźnie. Film z pewnością zasługuje na dystrybucję na całym świecie. Rzadko bowiem się zdarza, by mocny w treści, poruszający trudny społecznie problem obraz był jednocześnie prawdziwym dziełem sztuki filmowej. Reżyserce, katoliczce, która przy produkcji współpracowała również z muzułmanami, udało się to w każdym kadrze „Apostoła”.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.