publikacja 18.08.2016 00:00
Francja musi zdecydować, jak dalej żyć z islamem. Między dotychczasową uległością a pokusą zbiorowej odpowiedzialności jest jedna alternatywa: normalność. Pytanie, czy w kraju, który stracił własną tożsamość, nie jest na nią za późno.
CHRISTOPHE PETIT TESSON /epa/pap
Duchowość nie znosi pustki.
W miejsce wycofanego chrześcijaństwa we Francji wchodzą pewni swojej wiary muzułmanie.
To Francja dostosowuje się do islamu, a nie islam do Francji – słychać coraz głośniej nad Sekwaną. Trzeba przyznać, że refleksja przyszła dość późno jak na szczycący się intelektualnymi osiągnięciami naród.
Szariat dla wszystkich
To przebudzenie widoczne jest również w środowiskach, które dotąd płynęły błogo w nurcie politycznej poprawności. Poprawności, której absurd najlepiej pokazała ta scena z zeszłego roku po zamachach w Paryżu: prowadząca na żywo program w telewizji France24 zapytała obecnego w studiu imama: „Jak wytłumaczyć islamskim radykałom, że oni nie reprezentują islamu?”. Imam spojrzał zdziwiony na dziennikarkę i odpowiedział: „Kłopot w tym, że oni reprezentują islam, ale w innym wydaniu i...”. Nie dokończył. Prezenterka usłyszała zapewne w słuchawce polecenie z reżyserki, że program trzeba przerwać, bo natychmiast urwała rozmowę… Drugą skrajnością jest oczywiście stosowanie zbiorowej odpowiedzialności wobec wszystkich muzułmanów, nie przyjmując do wiadomości, że duża część tej społeczności z terroryzmem nie chce mieć nic wspólnego.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.