publikacja 18.01.2018 00:00
– W wyjątkowej relacji USA z Izraelem chodzi o tożsamość, która jest nierozerwalnie związana ze znajomością Biblii, w tym także Starego Testamentu – mówi Philip Earl Steele w rozmowie o chrześcijańskim syjonizmie.
Jakub Szymczuk /foto gość
Philip Earl Steele – obywatel USA mieszkający w Polsce, historyk, prezbiterianin. Przygotowuje książkę pt. „Izrael i chrześcijanie ewangelikalni: Alians z Bożego nadania”.
Jacek Dziedzina: W Europie dominuje przekonanie, że proizraelską polityką USA steruje amerykańskie lobby żydowskie. Tymczasem największy wpływ na to mają nie amerykańscy Żydzi, ale chrześcijańscy syjoniści z Kościołów ewangelikalnych. To coś więcej niż polityka?
Philip Earl Steele: Gdy wiosną 2012 r. ważyły się losy porozumienia nuklearnego z Iranem, do USA przyleciał premier Izraela Benjamin Netanjahu. Na spotkaniu z Barackiem Obamą w Białym Domu Netanjahu przekazał prezydentowi Księgę Estery. Chyba nikt w polskich mediach nie zauważył tego mocnego przykładu tzw. dyplomacji religijnej. Ale amerykańscy protestanci ewangelikalni, jak również inni chrześcijanie, dobrze zrozumieli symbolikę tego gestu: Ameryka musi uratować Żydów przed Iranem, czyli przed Persami. Bo tak samo jak w tej biblijnej księdze – co premier Netanjahu dał do zrozumienia – Irańczycy szykują zagładę dla Żydów.
Siła chrześcijańskiego lobby proizraelskiego jest tajemnicą poliszynela?
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.