Fundamentaliści

List chrześcijanina z Indonezji

publikacja 04.09.2006 16:12

Nasi bracia islamiści spod znaku fundamentalizmu chyba całe życie spędzają na tym, by jeszcze coś wymyślić, aby „przyłożyć” chrześcijanom.

Na początku lat 1970-tych na tapecie było prawo małżeńskie. By zahamować przejście na chrześcijaństwo przez małżeństwo, uchwalono, że śluby trzeba zawierać „według wyznania”. Według przepisów prawa kanonicznego przy małżeństwach mieszanych potrzebna jest dyspensa biskupa; każdy jednak z małżonków ma prawo zachować swoje wyznanie. Według prawa koranicznego mężczyzna bez trudności może wziąć za żonę niemuzułmankę, ale przez małżeństwo staje się ona automatycznie muzułmanką. Muzułmanka jednak nie powinna wychodzić za niemuzułmanina, bo wtedy według koranicznej logiki przestaje być muzułmanką. Nie jest to prawda, ale propaganda działa.

Przy tej okazji rząd chciał przeprowadzić prawo monogamii. Co to wtedy było demonstracji i krzyku, że to zamach chrześcijan na muzułmanów, bo u nich nie tylko są rozwody, ale każdy mężczyzna ma prawo do czterech żon. Ustawa o monogamii nie przeszła więc w parlamencie.

*


W 1977 roku agitacja fundamentalistów zmusiła trzech ministrów do wydania „ukazu” zakazującego udzielania wiz misjonarzom oraz stopniowe wydalenie wszystkich obcych duchownych. Znalazłem się wtedy na pierwszej liście do wydalenia. Jednak protest paru gubernatorów u samego prezydenta wydalenie odroczyło – do dziś.

Dla wielu zakonów i diecezji, które „żyły” dzięki stałemu importowi misjonarzy był to piorun z jasnego nieba. Dla werbistów, jezuitów, franciszkanów, kapucynów i większości zakonów żeńskich nie stanowiło to zasadniczego zagrożenia, bo od lat mieli swoje seminaria i kształcili tubylczych kapłanów i zakonnice. Powstał więc krzyk i wołania o pomoc do tych zakonów i diecezji, które już miały pewną liczbę rodzimych kapłanów i zakonników. Dla wielu biskupów i przełożonych było to przebudzenie, by wreszcie zakładać seminaria i robić akcję powołaniową. W sumie więc akcja ta okazała się błogosławieństwem dla Kościoła w Indonezji, bo zaczęła rosnąć liczba miejscowych powołań. Generał werbistów, powołując się na konstytucje zgromadzenia, niejako nakazał indonezyjskim prowincjałom, by pomogli tam gdzie jest najmniej miejscowych kapłanów. Jako przykład podał kraje Ameryki Łacińskiej, które mimo braków w swoim kraju co roku przygotowują paru misjonarzy do pracy poza granicami kraju. „Pan Bóg nie pozwoli się prześcignąć w wielkoduszności.” Prawdę tych słów stwierdził niejeden przełożony. Werbistom Pan Bóg jakoś szczególnie pobłogosławił, tak że dziś indonezyjscy współbracia nie tylko przejęli wiele placówek w Indonezji, ale ponad dwustu ich pracuje poza granicami kraju.

Wyszło jakoś całkiem odwrotnie, niż zamierzali muzułmańscy fundamentaliści. Ciekawe, jak diabelską robotę Pan Bóg potrafi wykorzystać do swoich zbawczych celów.

*


Następnym pomysłem było utworzenie stowarzyszenia „intelektualistów” muzułmańskich, w skrócie znane jako ICMI (Ikatan Cendekiawan Muslim Indonesia). Starano się wciągnąć do niego jak najwięcej ludzi – od profesorów uniwersyteckich po studentów pierwszego roku studiów. Jako zachętę do wstąpienia w jego szeregi były argumenty religijne i obietnice: w przyszłości nikt nie dostanie stanowiska, jeśli nie jest jej członkiem. Za swej krótkiej prezydentury Habibi starał się pokazać, jak to ma funkcjonować. Wszystkie stanowiska ministerialne, zaś na uczelniach wszystkie kierownicze stanowiska otrzymali wyłącznie ICMI-ści. Sięgnięto do presji administracyjnych. Nauczyciele akademiccy i badacze spoza ICMI mieli zostać usunięci z uczelni i zakładów badawczych. Miałem być jednym z pierwszych z nich, ale, o dziwo, jakoś zostałem do dziś. Poza tym bardzo wielu wybitnych ludzi do ICMI nie wstąpiło. Poza tym wielu naukowców pytało się, kto jest „intelektualista”. Można bowiem być dobrym technikiem, agronomem, prawnikiem, ale to przecież jeszcze nie intelektualista. To właśnie wielu muzułmańskich naukowców uważało, że intelektualistami jeszcze nie są i do ICMI nie stąpili.W ten sposób w szeregach ICMI znaleźli się głównie przeciętniacy i karierowicze. Poza tym historyczne doświadczenie pokazuje, że istnieje negatywna korelacja pomiędzy prawdziwą nauką a religijnym fundamentalizmem.

*


Chyba 1999 roku modni stawali się tu talibani i bin Laden. Zaczęli werbować młodzież, często bezrobotną. Dla zaprawy wymyślili sobie ambońskich chrześcijan, jako wrogów państwa – nie religii, bo nie przyniosłoby to chluby islamowi – bo mających rzekomo powiązania z Molikańczykami we Holandii, którzy ich zaopatrują w broń.

Ile tysięcy straciło życie, ile setek tysięcy tułało się latami po górach i lasach, trudno dokładnie zliczyć. A ich przywódców chronili wielcy politycy. Gdy Amerykanie zabrali się za talibanów i za oddziały bin Ladena, podobno bardzo wielu znalazło schronienie tutaj.

Koniec wszystkiemu położył wybuch bomb na Bali 12. października 2002. Bali, o większości hinduistycznej, zawsze uchodziła za oazę spokoju. Jej spokój i uroda był od lat magnesem dla turystów. Bomby zmasakrowały paręset ludzi do niepoznania, w większości australijskich turystów. To był narodowy i międzynarodowy szok. Pod wpływem nacisku wielu rządów i ich pomocy indonezyjska policja, dotąd bardzo ślamazarna, zabrała się na serio do roboty i w krótkim czasie wykryto i aresztowano nie tylko wykonawców, ale i mocodawców tego ataku. Kiedy jeden po drugim zaczęli przed policją „śpiewać”, wszyscy miejscowi talibani zwinęli ogony pod siebie i gdzieś przepadli. Procesy jeszcze się nie skończyły.

*


Dalszy ciąg na następnej stronie

Aliści fundamentaliści broni bynajmniej nie złożyli. Wymyślili nowy „projekt ustawy o szkolnictwie narodowym”. Zgodnie z nią, w każdej prywatnej szkole, gdzie jest co najmniej 10 dzieci jakiegoś wyznania (czytaj: muzułmańskich) musi być zatrudniony nauczyciel religii i musi zostać wybudowany budynek do modlitwy, tzw. muszola. Ustawa niby brzmi bardzo ogólnie, ale z dyskusji jest jasne, że chodzi wyłącznie o szkoły chrześcijańskie i o dzieci islamickie.

Szkoły chrześcijańskie uchodzą za najlepsze. Zgłasza tam więc swoje dzieci wielu muzułmanów. Na katolickim uniwersytecie Widya Mandala, gdzie mam wykłady na psychochologii, o dziwo, jest parę dziewcząt w kwefach. Niech się dzieci uczą. Ale czy tam przyszły dla nauki jedynie, czy też już chcą ubiedz nową ustawę?

W całym kraju odbywały się protesty, niemuzułmańska prasa pełna była artykułów, uzasadniające nonsens tej ustawy. W czasie jednej z dyskusji przed kamerami telewizyjnymi, Abdurahman Wahid, przywódca umiarkowanych muzułmanów i były prezydent, powiedział wyraźnie: „Od lat wprowadza się islamizację kraju na silę. Mowię o tym wyraźnie i głośno, choć przeklinają mnie za to fundamentaliści. Ale ja muszę mówić prawdę, czy się to komuś podoba czy nie.” Co jednak zrobi parlament, gdzie muzułmanie są w większości, pokażą najbliższe tygodnie.

Niedawno pytał mnie zaprzyjaźniony protestant, co z tą ustawą, gdy przejdzie. „Zamknąć nasze szkoły dla muzułmańskich dzieci. Kropka” – odrzekłem. „Tak, ale będzie to mocny cios ekonomiczny dla naszych szkół.” „Trudno, coś będzie trzeba poświęcić” – zawyrokowałem. Czy to moje zdanie było najmądrzejsze, nie wiem, ale o obronie musimy pomyśleć.

Rzekomym powodem wprowadzenia tej ustawy, to zapobiec przechodzeniu muzułmanów na chrześcijaństwo. Rzekomo tysiąc dzieci islamskich c o d z i e n n i e przechodzi na chrześcijaństwo i temu trzeba postawić tamę. Jest to oczywista bujda na resorach bez pokrycia. „Gratis affirmatur, gratis negatur!” Gdyby to było prawdą, to chrześcijan w Indonezji musiałoby już za te lata być co najmniej 50 procent.

Inna rzecz, że naszych braci fundamentalistów przerażają liczby chrztów dorosłych. To w całym kraju jest niemała liczba.

Kiedyś do naszego byłego prezydenta, muzułmańskiego teologa, znanego z tolerancji i dowcipu, przyszedł wierny i skarżył się: „Nauczycielu, jestem załamany. Jeden z moich synów stał się chrześcijaninem.” „A ilu masz synów?” – zapytał nauczyciel. „Trzech.” „To jeszcze masz lepiej niż Allach, bo On ma jednego i ten został chrześcijaninem.”
Żarty żartami, ale sprawa jest bardzo poważna.

*


Podobno jeszcze kilkanaście projektów ustaw mają fundamentaliści w zanadrzu. Pierwszym z nich ma być nowa ustawę o opiece zdrowotnej. Według niej ma wyjść zakaz, iż żaden muzułmański lekarz, pielęgniarka czy położna nie będzie mogła leczyć, pielęgnować czy odbierać porodu NIEWIERNEGO. I odwrotnie. Na jakich wersetach koranicznych to uzasadnią, trudno mi powiedzieć. Chyba na tych satanicznych Rushdiego.

A co na to etyka lekarska? Co z przysięgą lekarską?

Cel jednak jest dość przejrzysty. Po pierwsze – chrześcijańskie szpitale, gdzie większość pacjentów stanowią muzułmanie (znowu decyduje jakość), zbankrutują, a więc w razie czego będzie je można łatwo i tanio przejąć. Po drugie – od lat mocno ogranicza się chrześcijańskim lekarzom możliwość specjalizacji, a więc chrześcijańskie szpitale, jeśli przetrwają, nie będą miały odpowiednich lekarzy. To w dalszej perspektywie może niejednego chrześcijańskiego lekarza nakłonić do przejścia na islam, by mógł zrobić specjalizację. A może i niejednego pacjenta, by mógł się leczyć w lepszym szpitalu. Ale ci pacjenci, których będzie stać, pojadą na specjalistyczne leczenie i leczenie do Singapuru. Toć to nie tak daleko, a zespół medyczny jest wysokiej klasy. Dzisiaj i tak już wielu to robi. Różnica kosztów leczenia jest niezbyt wielka.

*


W skład Indonezji wchodzi ponad 300 różnorodnych grup etnicznych – o specyficznej kulturze, języku (nie narzeczu!), często także religii. Przez lata idzie wysiłek, aby tę różnorodność scalić. A teraz panowie w białych myckach (oznaki, że już odbyli pielgrzymkę do Mekki) zabierają się za rozsadzanie tej jedności. Timor Wschodni już się od Indonezji odłączył. Aceh (najbardziej północna prowincja na Sumatrze) od paru lat zbrojnie domaga się niezależności. W Papui separatystyczne tendencje od lat drzemią. Co będzie następne? I w czyim interesie ci ludzie działają? Na pewno nie Indonezji.

*


W IX i X wieku obszar dzisiejszego Iraku był krajem dobrobytu, przemysłu, rozwoju medycyny, nauki i filozofii. Niejako ówczesna Ameryka ze wszelkimi możliwościami. Aż w drugiej połowie X wieku górę wzięli muzułmańscy fundamentaliści. I co z tamtej świetności dzisiaj pozostało? Bieda i zacofanie, nie mówiąc o nietolerancji religijnej!
31 maja 2003

P.S. Ustawa o szkolnictwie w parlamencie przeszła. Jak to teraz będzie wyglądało w praktyce, pokażą najbliższe tygodnie. Wielu wiernych jest przerażonych. Ale „tym, co zwycięża świat, jest nasza wiara” – napisał św. Jan Apostół. A św Jakub napissał: „Wiele może pobożna modlitwa wierzącego.”

A zatem módlmy się z wiarą, by i z tego Pan wyprowadził korzyść dla Kościoła.
13 czerwca 2003