Pielgrzymka do umęczonej ziemi

ks. Tomasz Jaklewicz

publikacja 21.05.2009 13:20

Benedykt XVI wzywał do pokoju i pojednania między zwaśnionymi narodami i religiami. – W Ziemi Świętej jest miejsce dla każdego! – apelował.

To była niezwykle trudna pielgrzymka dla 82-letniego Papieża. Z wielu względów. Osiem dni wypełnionych po brzegi niełatwymi spotkaniami, 29 przemówień i homilii, cztery Msze św. z wiernymi. Papież przybywał do ziemi pełnej napięć na tle religijnym i politycznym, zranionej konfliktem izraelsko-palestyńskim. Ziemi, na której chrześcijanie są małą, wciąż kurczącą się trzódką, potrzebującą wsparcia duchowego i instytucjonalnego. Ziemi bardzo spragnionej pokoju i pojednania, ale – po ludzku sądząc – bez szans na pokój w przewidywalnej perspektywie. Oczekiwania różnych społeczności wobec papieża były sprzeczne.
Benedykt XVI odwiedził Ziemię Świętą jako trzeci papież. Wizyty Pawła VI i Jana Pawła II zaznaczyły się słowami i gestami o historycznym znaczeniu. Siłą rzeczy są jakimś punktem odniesienia w spojrzeniu na podróż Benedykta XVI. Aby zobaczyć owoce tej pielgrzymki, trzeba poczekać. Tuż po jej zakończeniu wśród Żydów dominuje poczucie niedosytu, pozytywnie zaskoczeni są Palestyńczycy, którzy chyba nie spodziewali się aż takiego wsparcia. Nie da się tej podróży sprowadzić do jednego mianownika, miała ona wiele wątków. Wymieńmy najważniejsze.

Zawiedzeni Żydzi

Prezydent Izraela Shimon Peres żegnał Papieża na lotnisku w bardzo serdecznych słowach. Mówił, że jego podróż była „głęboką demonstracją dialogu rozwijającego się między Żydami i setkami milionów chrześcijan na świecie”. Podkreślił to, co w papieskim przesłaniu było istotne dla narodu żydowskiego: deklarację, że Holokaust nie może być zapomniany i nie wolno mu zaprzeczać oraz jednoznaczne potępienie antysemityzmu. Dziękował za przesłanie pokoju.
Ciepła tonacja przemówienia Peresa odbiegała od dominujących głosów prasy izraelskiej. Dla Żydów najważniejszym punktem programu była wizyta Benedykta XVI w Yad Vashem. Na ten moment czekano z największą uwagą. Punktem odniesienia była wizyta Jana Pawła II w roku 2000. Benedykt XVI wypowiedział głęboką, religijną medytację. Żydzi oczekiwali czegoś innego. Żydowskie autorytety zgodnie uznały, że Benedykt XVI zmarnował historyczną szansę. Narzekano, że w papieskim słowie zabrakło osobistej nuty, nawiązania do niemieckiego pochodzenia, przeproszenia za winy chrześcijan w szerzeniu antysemityzmu. Bardziej radykalni z rabbich mieli za złe Papieżowi także to, że pod Ścianą Płaczu stał z widocznym krzyżem. Gazeta „The Jeruzalem Post” postawiła pytanie, dlaczego tak wielu żydowskich rabinów nie chciało uznać papieskich gestów dialogu i pokoju? David Rosen, amerykański rabin zaangażowany w dialog z Kościołem katolickim, odpowiada: „Żydzi, a w szczególności ortodoksyjni rabini, wciąż żyją w traumie spowodowanej przez cierpienia zadane przez Kościół. Wielu z nich nie dostrzegło przełomu, który dokonał się w Kościele od czasów Soboru Watykańskiego II. Niegdyś chrześcijanie demonizowali Żydów, dzisiaj wielu Żydów demonizuje Kościół”. Jego zdaniem, wizyta Papieża dawała możliwość oczyszczenia się z tych uprzedzeń, ale niestety tak się nie stało.
Krytyczne reakcje po wizycie Papieża w Yad Vashem świadczą o tym, że cień Holokaustu i wieków uprzedzeń wciąż ciąży na relacjach Kościoła z Żydami i judaizmem. Ks. David Neuhaus, jezuita żydowskiego pochodzenia, zwracał uwagę w komentarzu przed pielgrzymką, że pamięć o Szoah jest filarem żydowskiej tożsamości, czymś ważniejszym nawet niż religia. „W tej narodowej mitologii Kościół katolicki pełni często niewdzięczną rolę prześladowcy, od której katolikom trudno się uwolnić”. Poproszony o komentarz po pielgrzymce ten sam duchowny stwierdził: „Oczywiście nie pomagał Benedyktowi fakt, że jest Niemcem, przeszedł przez okres nazistowski i nie jest Janem Pawłem II – nie ma tej charyzmy. Ale to, z czym mamy tutaj do czynienia, to brak komunikacji. Ludzie wiedzą już z góry, co chcieliby usłyszeć. Problem w tym, że kiedy ktoś mówi im coś innego, ludzie przestają słuchać”.
Problem z odczytaniem papieskiego przesłania bierze się prawdopodobnie także z tego, że miało ono charakter głęboko religijny. Benedykt XVI patrzy na rzeczywistość z perspektywy wiary. Jako teolog ma w swoim dorobku szereg publikacji, w których pokazuje, jak silne są związki chrześcijaństwa z judaizmem. W Jordanii, na górze Nebo, mówił o „nierozerwalnej więzi łączącej Kościół i naród żydowski”. W pożegnalnym przemówieniu podkreślił, że żydzi i chrześcijanie są „karmieni z tych samych duchowych źródeł”. Problem w tym, że zdecydowana większość adresatów papieskiego przesłania pozostaje głucha na religijny wymiar rzeczywistości.

Viva il Papa, viva la Palestina

Wizyta Papieża w Betlejem oprócz wymiaru religijnego miała również swój ciężar polityczny. Betlejem leży bowiem na terenie Autonomii Palestyńskiej. Od Jerozolimy oddziela je 8-metrowy betonowy mur wzniesiony przez Izrael jako ochrona przed terroryzmem. Na przyjazd Papieża miasto udekorowano portretami Benedykta XVI i prezydenta Autonomii Mahmouda Abbasa, flagami watykańskimi i palestyńskimi. Na Placu Żłóbka Ojciec Święty odprawił Mszę dla około 5 tysięcy osób. Na wprost papieskiego ołtarza zawieszono potężną flagę palestyńską, a przy ołtarzu wielkie zdjęcie Benedykta z prezydentem Autonomii. Z drugiej stronie rysunek Jerozolimy za drutem kolczastym i napis: „Jerozolima (po arabsku: Al-Quds) stolicą kultury arabskiej”. Kiedy Papież pojawił się w papamobilu, tłum zafalował z radości. – Viva il Papa! viva la Palestina! – wołano. Najczęściej powtarzanym arabskim słowem było „baba”, czyli papież, oraz Palestyna. Benedykta XVI powitał zwierzchnik Kościoła katolickiego w całej Ziemi Świętej, łaciński patriarcha Jerozolimy abp Fouad Twal. – Twoja obecność mówi nam, że nie jesteśmy sami na tej umęczonej ziemi – wołał pochodzący z Jordanii hierarcha, który parokrotnie w czasie pielgrzymki w mocnych słowach mówił o cierpieniach Palestyńczyków. – Nasze rany potrzebują uleczenia, więźniowie uwolnienia, nasze serca muszą być oczyszczone z nienawiści, nasz lud chce żyć w pokoju i bezpieczeństwie. Ludzie cierpią z powodu niesprawiedliwości, wojny, okupacji i braku nadziei na najlepszą przyszłość. Wielu straciło nadzieję i opuściło swój kraj, szukając lepszej przyszłości w innych krajach. Dlatego liczba Palestyńczyków, a w szczególności chrześcijan spada. Dopóki będzie trwała separacja Betlejem i Jerozolimy, nie znajdziemy pokoju… Bóg sam wybrał tę ziemię i chce, aby wszystkie jego dzieci żyły razem na tej świętej ziemi.
Papież na samym początku kazania pozdrowił kilkudziesięciu pielgrzymów ze Strefy Gazy. Zapewnił ich o swojej solidarności z ich cierpieniami. Kilkakrotnie w papieskiej homilii pojawiały się słowa: „Nie lękajcie się!”. Palestyńczycy i zagraniczni pielgrzymi (sporo Polaków i Chorwatów) przyjęli Benedykta XVI niezwykle żywiołowo. Poczułem atmosferę znaną tak dobrze z papieskich pielgrzymek do Polski. Ojciec Seweryn Lubecki, franciszkanin, szef domu pielgrzyma Casa Nova, podejmował Papieża obiadem. – Ojciec Święty przywitał się z wszystkimi naszymi pracownikami. Był zadowolony, bo ludzie na Mszy byli blisko niego. Powiedział to, na co czekali. Dla mnie najważniejsze słowa już padły: „w Ziemi Świętej jest miejsce dla każdego” – podkreślił o. Lubecki.
Wracając z Betlejem do Jerozolimy, miałem okazje wysłuchać opowieści dwóch taksówkarzy (palestyńską taksówką można dojechać tylko do punktu kontrolnego, dalej jedzie się taksówką izraelską). Obaj kierowcy mniej więcej w tym samym wieku – około 25 lat. Palestyńczyk mieszka z rodzicami w obozie dla uchodźców, jego rodzice mieli dom w Jerozolimie, z którego zostali wyrzuceni po 1967 roku, brat zginął zastrzelony przez izraelskich żołnierzy. – Oni zabierają nam naszą ziemię, nasze domy, musimy do nich strzelać – emocjonował się. Taksówkarz izraelski robił wrażenie znudzonego: – Nie lubię tędy jeździć, tu jest niebezpiecznie, oni zza muru rzucają często kamieniami w samochody. Kto tu jest okupantem, a kto okupowanym, zależy od punktu widzenia. Tak widać musi być.
Widok betonowego muru ciągnącego się po horyzont, z wieżyczkami strażniczymi co kilkaset metrów, budzi najgorsze skojarzenia. Czy naprawdę tak musi być? Papież odwiedził jeden z obozów dla uchodźców palestyńskich. Przemawiał tuż pod smutną ścianą z betonu. W swoim słowie nawiązał do muru berlińskiego, zapewnił, że mury nie trwają wiecznie, mogą zostać rozebrane. Papież pokazywał, że pokój rodzi się najpierw w sercu, w którym trzeba opanować pragnienie zemsty. Musi ustać spirala nienawiści. Podczas spotkania z prezydentem Autonomii uznał prawo Palestyńczyków do własnego państwa: „Stolica Apostolska popiera prawo waszego narodu do suwerennej ojczyzny palestyńskiej na ziemi waszych przodków, bezpiecznego i żyjącego w pokoju z sąsiadami, w granicach uznanych przez społeczność międzynarodową”. Palestyńczycy mieli powody do zadowolenia.
Wyskok szejka, pieśń rabina

Papież spotykał się kilkakrotnie z przedstawicielami innych religii. Dwukrotnie (w Jordanii i w Jerozolimie) odwiedził meczet, rozmawiał z duchowymi islamskimi oraz z wielkimi rabinami Jerozolimy. Jordania jest krajem, w którym islam pokazuje swoją łagodniejszą twarz, chrześcijanie spotykają się tam ze względną tolerancją. Benedykt XVI swoją obecnością, okazywanym szacunkiem i swoim słowem starał się wzmocnić ten pokojowy nurt islamu. Przekonywał, że „przemoc i konflikt nie są nieuniknione”, a pojednanie religii służy pokojowi w tym regionie. Bronił sojuszu religii i rozumu. Wierność religijnym przekonaniom nie musi oznaczać niszczenia innych. Dzielenie się wiarą, duchowością czy religijnością, nikomu nie musi zagrażać.
W Jerozolimie spotkanie Benedykta XVI z organizacjami zajmującymi się dialogiem międzyreligijnym zakończyło się zgrzytem. Wbrew ustalonemu programowi głos zabrał szejk Tamimi, który po arabsku przez 10 minut oskarżał Żydów o zabijanie palestyńskich kobiet i dzieci oraz o zabieranie ziemi. „Jerozolima pozostanie stolicą Palestyny i wszystkie religie powinny o to walczyć” – wołał islamski duchowny. Papież opuścił spotkanie przed końcem. Powtórzyła się prawie dokładnie sytuacja sprzed 9 lat, kiedy to międzyreligijne spotkanie z Janem Pawłem II skończyło się także kłótnią wywołaną przez tego samego człowieka. Watykański rzecznik ks. Lombardii oświadczył, że wystąpienie szejka było dokładnym zaprzeczeniem tego, czym powinien być dialog. Ta smutna sytuacja pokazała jednak jakąś prawdę: dialog między religiami nie toczy się w sterylnej akademickiej przestrzeni. W Ziemi Świętej religia splata się z narodowością, z historia, z walką o Jerozolimę, z polityką. W takich okolicznościach religia łatwo staje się narzędziem w rękach fanatyków.
Spotkanie o podobnym charakterze w Nazarecie zakończyło się zgoła inaczej, choć też zaskakująco. Po przydługich przemówieniach przedstawicieli różnych religii i słowie Benedykta XVI rabin Alon Goshen-Gottstein, powiedział do zgromadzonych: „Słyszeliśmy tutaj dużo pięknych słów, ale powinniśmy pokazać, że potrafimy nie tylko mówić o pokoju, ale także modlić się o niego. Jak to zrobimy? Nie znamy żadnej wspólnej modlitwy, ale na to dzisiejsze spotkanie skomponowany został krótki, prosty psalm, który możemy wszyscy zaśpiewać”. Rabin zaśpiewał: „Salam, shalom, Lord grant us peace, da pacem Domine” (Pokój, daj nam Panie pokój). Po chwili wszyscy uczestnicy spotkania z Benedyktem XVI wstali, chwycili się za ręce, wznieśli je i zanucili tę pieśń. Ten prosty znak pojednania pozostanie w pamięci.

Modlę się za Kościół w Ziemi Świętej

Papież, przyjeżdżając do Ziemi Świętej, chciał wzmocnić lokalny Kościół. I w Izraelu i w Autonomii Palestyńskiej chrześcijanie stanowią zaledwie 2 procent populacji. W zdecydowanej większości to Palestyńczycy, czyli Arabowie. Połowa z nich to katolicy. Na Mszy św., którą Papież odprawiał w Jerozolimie, przyszło 3,5 tysiąca wiernych. Byłoby więcej, gdyby nie trudności mnożone przez izraelskie służby bezpieczeństwa. Niektórzy pielgrzymi nie dostali się na Mszę, mimo posiadanych zaproszeń. Na szczęście inaczej było w Nazarecie. Tam Msza św. sprawowana w nowo wybudowanym amfiteatrze zgromadziła najwięcej osób (ok. 50 tys.), wśród nich także muzułmanów. To było bardzo radosne wielojęzyczne święto wiary.
Odwiedzając w ostatnim dniu pielgrzymki Bazylikę Grobu Pańskiego, Papież zapewniał: „Modlę się, aby Kościół w Ziemi Świętej czerpał ciągle nowe siły ze swego rozważania pustego grobu Zbawiciela. Jest on powołany, aby w tym grobie grzebał wszystkie swe niepokoje i lęki, aby powstawał codziennie na nowo i nadal kroczył ulicami Jerozolimy, Galilei i dalej, głosząc zwycięstwo Chrystusowego przebaczenia i obietnicy nowego życia. Jako chrześcijanie wiemy, że pokój, którego ta zraniona ziemia tak bardzo pragnie, ma na imię: Jezus Chrystus. (…) Złóżmy więc w Jego ręce wszystkie nasze nadzieje na przyszłość, tak jak w godzinie ciemności powierzył On swego ducha w ręce Ojca”.
Polscy dominikanie pracujący w École Biblique w Jerozolimie zwracali uwagę, że pielgrzymka Papieża wzmocni Kościół duchowo, ale żałowali, że przy okazji papieskiej wizyty Watykan nie wymógł na rządzie Izraela porozumienia, które wzmocniłoby prawny status kościelnych instytucji w Ziemi Świętej. Od lat przedmiotem sporu są tutaj podatki i brak prawnego statusu instytucji kościelnych na terenie Izraela. Rozmowy izraelsko-watykańskie utknęły w martwym punkcie.
Pokój zaczyna się w sercu

Pielgrzymka Papieża była przede wszystkim misją pokoju. Kiedy czytałem raz jeszcze papieskie przemówienia, uderzyło mnie to, że Ojciec Święty prawie w każdym przemówieniu posługiwał się zwrotem „drodzy przyjaciele”. To z pewnością nie była tylko grzecznościowa formuła. W końcowym przemówieniu na lotnisku mówił o woli „budowania mostów trwałej przyjaźni” między chrześcijanami i Żydami, mimo trudnej historii. Deklarował: „Przybyłem jako przyjaciel Izraelczyków, dokładnie tak jak jestem przyjacielem narodu palestyńskiego”. Papież wskazywał, że pokój nigdy nie będzie tylko dziełem działań polityków, ale wymaga wewnętrznej przemiany samych mieszkańców Ziemi Świętej, uwolnienia od uprzedzeń, cierpliwego dialogu, budowania przyjaźni na miejscu nienawiści. Papież spotkał się z cierpiącymi Palestyńczykami, ale również z rodzicami porwanego izraelskiego żołnierza Gilada Shalita. To wymowne.
Sprowadzanie całej pielgrzymki papieża tylko do kwestii tego, czego nie powiedział w Yad Cashem, jest zwyczajnie niesprawiedliwe. Ten 82-letni człowiek podjął się morderczej dla niego podróży, aby służyć Kościołowi i światu tym, co u niego najlepsze – przenikliwym, głębokim słowem, świadectwem swojej wiary i na wskroś religijnym spojrzeniem na świat i historię. Papież realizuje swoją misję, według swojego pasterskiego rozeznania. Nie jest w stanie spełnić wszystkich oczekiwań. I wcale nie o to chodzi.