publikacja 06.04.2009 13:44
Zwyczaj spożywania chleba jako ciała boga praktykowany był przez Azteków na długo przed podbojem Meksyku przez Hiszpanów. J. G. Frazer pisze w „Złotej Gałęzi”, że Aztekowie wierzyli, iż chleb poświęcony przez kapłanów przeistaczał się w ciało ich boga Yitzilipuztli, by wszyscy spożywający ów chleb, mogli dostąpić zjednoczenia z bóstwem.
Huitzilopochtli (Codex Telleriano-Remensis; Meksyk XVI w.)
wkipedia (PD)
„Dwa razy do roku, w maju i grudniu, wizerunek wielkiego meksykańskiego boga Huitzilopochtli lub Yitzilipuztli sporządzano z ciasta, łamano na kawałki, po czym wierni spożywali je uroczyście. Tak oto opisuje ceremonię majową historyk Ascot: „W miesiącu maju Meksykanie urządzali główne święto dla swego boga Yitzilipuztli; na dwa dni przed tym świętem dziewice (…) mieszały pewną ilość nasion buraka z pieczoną kukurydzą, a potem ugniatały to z miodem lepiąc z tej masy bożka wielkości drzewa, zamiast oczu wkładając paciorki ze szkła zielonego albo niebieskiego, albo białego; a zamiast zębów ziarna kukurydzy oraz wszystkie ozdoby i przybory, o których już wspominałem. Gdy to ukończono, pojawiali się wszyscy szlachetnie urodzeni i przynosili piękną i bogatą szatę, taką, jaka przystoi bogu, w którą ubierali bożka. Tak przybranego sadzali na błękitnym krześle, które ustawiali na lektyce, by nieść je na własnych ramionach. Gdy nadszedł poranek święta, na godzinę przed świtem, przychodziły wszystkie dziewczęta w białych szatach z nowymi ozdobami; w tym dniu zwano dziewice siostrami boga Yitzilipuztli.
Przybywały z girlandami pieczonej i suszonej kukurydzy na głowie, nosząc je jak azahar, czyli kwiat pomarańczy. Na szyjach miały naszyjniki zrobione z takiej samej kukurydzy, które ukośnie biegły pod lewym ramieniem. Policzki miały pokryte karminem, a ramiona od przegubu do łokci przybrane czerwonymi papuzimi piórami. Młodzieńcy w czerwonych szatach i z wiankami kukurydzy na głowie, podobnie jak dziewczęta, nieśli następnie bożka w lektyce do stóp świątyni zbudowanej w kształcie piramidy, a potem wciągali go po stromych i wąskich schodach, przy akompaniamencie fletów, trąb, rogów i bębnów. A gdy wnosili bożka, lud stał na dziedzińcu, pełen szacunku i nabożnego lęku. Gdy już umieścili go na szczycie w małym domku z róż, który mieli już przygotowany, młodzieńcy schodzili rozrzucając przeróżne kwiaty i zapełniając nimi świątynię z zewnątrz i wewnątrz. Dziewice wychodziły ze swego klasztoru przynosząc kawałki ciasta z buraka i pieczonej kukurydzy, a było to to samo ciasto, z którego sporządzono i ulepiono bożka, kawałki zaś miały kształt wielkich kości.
Wręczały je młodzieńcom, którzy zanosili je do stóp bożka zapełniając szczelnie całą przestrzeń. Nazywali te kawałki ciasta ciałem i kośćmi Yitzilipuztli. Gdy te kości zostały rozłożone, pojawiali się wszyscy starsi świątyni, kapłani, lewici i reszta duchownych, według godności i starszeństwa (panował bowiem wśród nich ścisły porządek), jeden po drugim z welonami rozmaitych kolorów i z różnych materiałów zgodnie z piastowanym urzędem i godnością, z wieńcami na głowie i girlandami na szyjach; po nich przychodzili czczeni przez nich bogowie i boginie, o rozmaitych kształtach, przybrani w te same liberie, i ustawiwszy się w porządku wokół wyłożonych kawałków ciasta, urządzali pewne ceremonie ze śpiewem i tańcami.
Dowiadujemy się z tego ciekawego fragmentu, że starożytni Meksykanie jeszcze przed przybyciem misjonarzy chrześcijańskich znali dokładnie teorię przeistoczenia i stosowali ją w uroczystych obrządkach swej religii. Wierzyli, że kapłani przez poświęcenie chleba mogą go przeistoczyć w ciało ich boga, tak że wszyscy, którzy spożywają chleb po¬święcony, wstępują w mistyczną komunię z bóstwem wchłaniając część boskiej substancji.
Teoria transsubstancjacji, czyli magicznego przeistoczenia chleba w ciało, znana była również Ariom w starożytnych Indiach na długo przed rozpowszechnieniem, a nawet powstaniem chrześcijaństwa. Bramini pouczali, że placki ryżowe podawane w ofierze są substytutami istot ludzkich i że dzięki zabiegom kapłanów przemieniają się one w rzeczywiste ciało ludzkie. Czytamy, że „gdy składa się on [placek ryżowy] jeszcze z mąki ryżowej, wówczas są to włosy. Gdy dodaje się wody, staje się skórą. Gdy kapłan to zmiesza, placek staje się ciałem, albowiem wtedy robi się stały; a stałym jest również ciało. Gdy się upiecze, staje się kością; albowiem wtedy nieco twardnieje; a kość jest twarda. A gdy ma je właśnie zdjąć [z ognia] i skrapia je masłem, zamienia je w szpik. Oto pełnia, którą nazywają popiątną ofiarą."
Teraz i my rozumiemy, dlaczego w dzień uroczystości komunii z bóstwem Meksykanie nie jedli niczego poza poświęconym chlebem, który czcili jako prawdziwe ciało i kości swego boga, dlaczego do południa nie pili żadnych napojów, nawet wody. Obawiali się niewątpliwie, że mogą zbezcześcić kawałek boga znajdujący się w ich żołądku przez zetknięcie go z pospolitym pokarmem. (…)
W grudniu, podczas święta zimowego przesilenia, Aztekowie zabijali najpierw swego boga Huitzilopochtli in ejftgie (łac. w podobiźnie), a następnie go zjadali. Podczas przygotowań do tej uroczystości sporządzano wizerunek bóstwa na podobieństwo człowieka z najrozmaitszych nasion, z których ugniatano ciasto z krwią dzieci. Kości boga zastępowano kawałkami drzewa akacjowego. Wizerunek umieszczano na głównym ołtarzu świątyni, a w dniu święta król okadzał go. Wczesnym rankiem dnia następnego wizerunek zdejmowano z ołtarza i ustawiano w wielkiej sali. Następnie kapłan noszący imię i odgrywający rolę boga Quetzalcoatla wbijał w pierś figury boga strzałę zakończoną krzemiennym ostrzem i przebijał go na wskroś.
Nazywał się ten zabieg „zabijaniem boga Huitzilopochtli po to, by można było zjeść jego ciało". Jeden z kapłanów wycinał serce figury i dawał je do zjedzenia królowi. Resztę figury dzielono na kawałki i każdy mężczyzna, zarówno dorosły, jak i miody, do niemowląt płci męskiej włącznie, otrzymywał kawałeczek do zjedzenia. Ale żadnej kobiecie nie wolno było spróbować nawet okruszynki. Ceremonia nazywała się teoąualo, to znaczy „bóg jest zjadany".(…)"
* * *
„Złota Gałąź” imponujące dzieło życia Jamesa Georga Frazera (1854 - 1941) po raz pierwszy została wydana w dwóch tomach w 1890 r. Twórczość Frazera - z wykształcenia filologa klasycznego, który pod wpływem pracy E.B. Tylora, zwrócił się ku antropologii kulturowej - przypadła na okres intensywnego rozkwitu tej dziedziny nauki i pionierskich badań terenowych. Sam Frazer był jednak typem badacza gabinetowego. Owocem jego skrupulatnej pracy (12 godzin dziennie) jest m.in "Złota Gałąź", ostatecznie obejmująca 13 tomów.
O Frazerze pisze się, iż był człowiekiem skromnym, nie zabiegającym o rozgłos ani o zaszczyty. Tak jednak cieszył ogromną popularnością a jego prace wywarły wpływ na takich badaczy jak np. Mircea Eliade.
W swych naukowych dziełach pisanych z literackim polotem Frazer wskazuje na szereg podobieństw odkrywanych pomiędzy opisywanymi przez niego pogańskimi kultami i wierzeniami a religią chrześcijańską. Sam wychowany w rodzinie prezbiteriańskiej, gdzie codziennie w domu czytano Biblię, nigdy jednak ze swych badań nie wyciągał wniosków przeciwko religii.
źródło:
James George Frazer "Złota Gałąź"
Przełożył Hneryk Krzeczkowski
Państwowy Instytut Wydawniczy 1965