Niebo: Odcięci od świata

publikacja 28.10.2002 11:45

Oprócz rozbudowanych nowych ruchów religijnych mających swoją ideologię i strukturę organizacyjną pojawiają się czasem małe, lokalne grupy skupione wokół charyzmatycznego lidera, uważającego się za boga lub proroka.

Bogdan KacmajorSkupiają zwykle kilkadziesiąt osób, a po kilku latach się rozpadają. Tym niemniej nadużycia i przestępstwa do jakich dochodzi w łonie takiej grupy sprawiają, że jest o niej jeszcze głośniej niż o ruchach działających na całym świecie i liczących setki tysięcy członków. Najlepszym przykładem takiej grupy w Polsce jest "Niebo".
Do Zboru Leczenia Duchem Świętym "Niebo" należało ledwie ok. 60 osób, ale w latach dziewięćdziesiątych była to najczęściej opisywana w mediach grupa religijna. W 1997 roku rozpadła się, jednak to, że mogła bez przeszkód działać prawie osiem lat świadczy, że w każdej chwili i w każdym miejscu może zdarzyć się coś podobnego.

Charyzmatyczny uzdrawiacz
Na początku lat osiemdziesiątych w Polsce działało mnóstwo "uzdrawiaczy" leczących tzw. bioprądami. Jednym z nich był niejaki Bogdan Kacmajor. Jak twierdził miał proroczy sen, w którym Bóg nakazał mu leczyć ludzi poprzez nakładanie rąk. Tak też postąpił i w roku 1982 rozpoczął działalność "leczniczą" w Elblągu. Po dwóch latach przeniósł się do wsi Kruszewnia koło Mrągowa. Okazało się, że chętnych do korzystania z jego usług nie brakuje i Kacmajor zgromadził sporo pieniędzy. W roku 1989 kupił 29 hektarów użytków rolnych oraz dom o powierzchni 400 metrów kwadratowych w Majdanie Kozłowieckim koło Lubartowa. Zamieszkał tam wraz ze swoją rodziną oraz około sześćdziesięcioma byłymi pacjentami. W 1991 roku zarejestrował działalność gospodarczą "Leczenie poprzez nakładanie rąk". Rok później firmę wyrejestrował i zarejestrował inną, z jeszcze ambitniejszą nazwą: "Leczenie Duchem Świętym w imię Jezusa Chrystusa przez nakładanie rąk".

Posiadłość Kacmajora stała się jakby niezależnym państwem, z nim jako absolutnym władcą. Kacmajor głosił, że ma stały kontakt z Bogiem i posiadł absolutną moc zarówno uzdrawiania jak i wywoływania chorób. Uznał się za "jedynego przedstawiciela Ducha Świętego na ziemi" oraz za wcielenie proroka Eliasza. Głosił bliski koniec świata, zapewniał zbawienie tylko swoim uczniom. Konsekwentnie domagał się od członków grupy zupełnego posłuszeństwa, posługując się przemocą fizyczną oraz presją psychiczną. Za drobne nieposłuszeństwa karał np. głodówką. Członkowie grupy musieli porzucić pracę i naukę i byli na wyłącznym utrzymaniu lidera. Kacmajer wewnątrz grupy kojarzył małżeństwa – on decydował kto ma kogo poślubić. Zakazał posyłać dzieci do szkół, zabronił również członkom grupy jakichkolwiek kontaktów ze służbą zdrowia. Wreszcie całkowicie odizolował ich od otoczenia.
Swoim "podopiecznym" Kacmajor przydzielał nowe "imiona": np.: "Ambasador", "Anioł Rowerowy","Tęcza Atomowa", "Apartament nr 8", "Ejty", "C-14", "Do Góry Nogami", "I Śrubokręt Nie Pomoże", "Autobusem przez Miasto", "Bonanza", "Raj", "Baron Rotszyld", "Żywią i Bronią", "Audi", "Rodzina Ach", "Ciuch", "Buch", "Uch", "Bo Pierwsze", "Bo Drugie", "Bo Czwarte", "Bo Piąte", "Bo Ósme", "Na Zachód", "Na Północ", "Na schód", "Szanowna", "Nas", "Do", "Drynk", "Wa", "Dadarada", "Zeppelin". Sam przywódca zmienił swoje imię na "Niebo".
Swoistą sensacją stało się w 1993 roku wstąpienie do grupy Zbigniewa Sajnoga – poety, dziennikarza, który w połowie lat osiemdziesiątych współtworzył poetycką, skandalizującą, performerską grupę TortArt.
Skandal za skandalem
Działalność "Nieba" wywoływała coraz więcej skandali. Raport Biura Bezpieczeństwa Narodowego z 1995 roku podawał: "We wspólnocie (...) «Niebo» zmarło, wg zeznań byłych członków, co najmniej kilkoro noworodków, które przyszły na świat w siedzibie sekty bez opieki lekarskiej, nie były szczepione ani też rejestrowane w USC. Przywódca sekty zabraniał również jednemu z wyznawców wyjazdów do szpitala na dializy, co mogło być przyczyną śmierci chorego".
Kacmajor kilka razy był zamykany w areszcie. Jednak jego autorytet wewnątrz grupy nie ucierpiał.
Radykalna izolacja grupy od świata zewnętrznego znacznie utrudniała kontakt z członkami wspólnoty ich rodzinom. Zdarzało się, że na próbę kontaktu mieszkańcy reagowali obrzuceniem rodzica inwektywami i groźbami oraz wmawianiem w daną osobę choroby. W wyniku przeprowadzonych procesów sądowych o pozbawienie praw rodzicielskich wspólnotę opuściło kilkoro dzieci. Także syn przywódcy (z pierwszego małżeństwa), którego ten porwał i ukrywał przez prawie cztery lata będąc pozbawionym praw rodzicielskich. Kłopoty z prawem członków wspólnoty wiązały się także z kradzieżami, których dopuszczali się "niebianie". W wypowiedziach nielicznych osób, które miały okazję odwiedzić tę wspólnotę, przewijało się oskarżenie o stosowanie przez Kacmajora terroru psychicznego i fizycznego. Stosował np. kary głodówki dla nieposłusznych.
O "Niebie" zaczęła pisać prasa. Rozgłos zaszkodził biznesowi Kacmajora. Coraz mniej osób chciało się u niego leczyć. Sytuacja finansowa "guru" stała się na tyle zła, że w 1997 roku zdecydował się rozpuścić swoich ludzi. Ale nawet kilka lat później doszło do tragedii. Opisywał ją 26 maja 2000 roku "Dziennik Wschodni", gazeta codzienna Lubelszczyzny.
"Zakrwawione zwłoki mężczyzny znaleziono wczoraj w pobliżu sekty ''Niebo'' w Majdanie Kozłowieckim. Policja przypuszcza, że to były członek sekty, który popełnił samobójstwo, po tym jak nie został z powrotem przyjęty do grona swych dawnych współwyznawców.
Wczoraj rano robotnicy, którzy kopali staw na skraju lasu, natknęli się na zwłoki około 35-letniego mężczyzny. – To wyglądało makabrycznie. Leżał na brzuchu, całe ręce i ubranie miał we krwi – opowiada jeden z pracowników.
Obok znaleziono nóż. Denat miał podcięte żyły lewej ręki. Prokurator, który był na miejscu, powiedział ''Dziennikowi'', że prawdopodobnie było to samobójstwo. Zwłoki znajdowały się już w stanie rozkładu. Mężczyzna nie żył co najmniej od soboty. Nie znaleziono przy nim dokumentów.
– Ten człowiek był bardzo podobny do mężczyzny, którego widziałem właśnie w ''Niebie'', jeszcze kilka miesięcy temu. Jeździł po wsi rowerem, robił zakupy. Potem jakoś przepadł – przypomina sobie mieszkaniec Majdanu, który był w pobliżu i widział ciało.
Od miejsca znalezienia zwłok do siedziby ''Nieba'' jest około 200 metrów. Wczoraj po południu przed białym budynkiem stał radiowóz. Policjanci przesłuchiwali domowników. Na podwórku bawiła się gromadka kilkuletnich dzieci. Na widok obcych szybko uciekły do domu. Bogdan Kacmajor mówi, że nic nie wie w tej sprawie. – Teraz mieszkam tylko z rodziną – stwierdza krótko.
Ze wstępnych ustaleń lubartowskiej policji wynika, że znaleziony mężczyzna pasuje do rysopisu jednego z wieloletnich członków sekty, który opuścił ją kilka miesięcy temu. Według jednej z hipotez teraz chciał do niej wrócić, ale nie został przyjęty. – Załamany odebrał sobie życie – snują przypuszczenia policjanci.
O sekcie ''Niebo'' zrobiło się głośno na początku lat 90. Pod przywództwem B. Kacmajora w Majdanie Kozłowieckim żyło około 50 osób. Twierdzili, że uzdrawiają chorych, lecząc Duchem Świętym. Trzy lata temu doszło do rozpadu sekty."

UWAGA: Artykuł został napisany w roku 2002, stąd niektóre zawarte w nim informacje mogą już być nieaktualne.