Budda i jego uczniowie w krainie magii

fragment z: Grzegorz Torzecki "Birma. Królowie i generalowie", wyd. Albatros 2009

publikacja 09.12.2009 11:40

Niezwykły, napisany plastycznym i żywym językiem esej historyczno-kulturowy o jednym z najmniej znanych państw świata. Wstrząsana niepokojami Birma to kraj samospełniających się przepowiedni, w którym każdy mężczyzna musi przynajmniej dwa razy w życiu na jakiś czas wstąpić do klasztoru.

Budda i jego uczniowie w krainie magii

Kierowana do każdego fascynata Azji książka Torzeckiego, operatora filmowego, fotografa i podróżnika, w przystępny, pozbawiony zadęcia sposób przybliża historię i zdumiewającą w swojej odmienności kulturę państwa, które rozwijało się na pograniczu różnych cywilizacji: chińskiej, hinduskiej, khmerskiej i tajskiej. Państwa wspartego na dwóch, pozornie sprzecznych filarach: buddyźmie i armii. BIRMA posiada walory naukowej monografii, jest jednocześnie bogato ilustrowanym przewodnikiem po niepokojąco obcym świecie.

Fragment książki:

Budda i jego uczniowie w krainie magii

Budda otoczony ośmioma uczniami klęczącymi przed nim w pozie przypominającej adorację – typowa scenka, którą znajdziemy w każdej świątyni. Dlaczego jednak trzech z nich siedzi za plecami Buddy (jeden jest niewidoczny na zdjęciu), zamiast zająć miejsce z przodu, jak przystało na gorliwych słuchaczy? Ten obrazek przedstawia nie tylko uwielbienie, jakim darzono Oświeconego, ale także zawarty jest w nim, w postaci symbolicznej, cały wszechświat wierzeń występujących w Birmie.

Podobnie jak to miało miejsce w przypadku duchów opiekuńczych – natów – których kult stał się oficjalny dopiero, gdy oddały cześć Buddzie, tak i tutaj świat magii, astrologii i alchemii mógł zostać bezkonfliktowo włączony do therawady, gdy udało się jego poszczególne elementy przypisać znanym postaciom świata buddyjskiego. Adoracja Mistrza przez jego uczniów wyraża więc jednocześnie hołd całej plejady postaci i symboli występujących w astrologii, alchemii i magii tamtego regionu.


 



Aby dokonać takiej personifikacji, przypisano ośmiu uczniom, niezależnie od ich legendarnych życiorysów, parę innych znaczeń poszerzających te postaci o zupełnie nowe, nieludzkie wymiary. Kim byli najbliżsi uczniowie Buddy? Z wyjątkiem jednej osoby wszyscy wywodzili się ze środowiska księcia Siddharthy. Przełamaniem zasady hinduskiej kastowości było przyjęcie do grona najbliższych wyznawców fryzjera książęcych kuzynów Buddy. Z czasem mnich fryzjer awansował do pozycji najwyższego autorytetu w sprawach dyscypliny klasztornej. Wśród ośmiu wybrańców byli także dwaj kuzyni Siddharthy i jego syn, Rahula.

Uczniowie nie tylko zajmowali się zgłębianiem nauk Mistrza. Tradycja przypisuje im posiadanie wielu nadzwyczajnych mocy, których mieli używać w obecności swojego nauczyciela. Jeden z nich często odwiedzał bogów zamieszkujących inne światy. Drugi wzniósł na odludnym pustkowiu wspaniały klasztor, żeby Budda z resztą wyznawców miał się gdzie wyspać podczas wyczerpującej wędrówki. Mnich ten uczynił w sumie tyle cudów, że później stał się patronem magów, alchemików, ale także pustelników, co dobitnie świadczy o tym, że magia nie miała wpływu na jego praktykę duchową.


 



Trzeci zatrzymał fale oceanu i w ten sposób ocalił życie śpiących na plaży braci. Czwarty z mnichów znany był ze swoich upodobań do spędzania czasu w zaświatach, szczególnie w złotym pałacu, który zachował się w niebiosach jeszcze z czasów jego poprzedniego wcielenia, gdy był bogiem. To oczywiście tylko część cudów dokonywanych regularnie przez uczniów za życia ich Mistrza.

Rzecz to o tyle dziwna, że według późniejszych zasad dyscypliny klasztornej posługiwanie się jakimikolwiek „sztuczkami magicznymi” było najcięższym wykroczeniem przeciwko regule klasztornej. Czemu więc Budda tolerował takie zachowania swoich najbliższych wyznawców? Próba odpowiedzi na tak postawione pytanie jest równie karkołomna, jak interpretowanie historii za pomocą legend czy przejście od baśni do rzeczywistości. Łatwiej to wytłumaczyć, gdy ujmiemy realność postaci uczniów w pewien cudzysłów – byli oni po prostu wieloma aspektami samego Buddy, a w gruncie rzeczy Nim samym. Późniejsze pokolenia buddystów były zresztą zgodne co do tego, że dotychczas nikt nie dopracował się doskonalszego, głębszego oświecenia niż to, którego doświadczył sam Budda, a potem jego najbliżsi uczniowie. Więc i czary w ich wykonaniu były czymś innym, nie przeszkadzały w walce z ego ani w praktyce buddyjskiej. Służyły demonstrowaniu uniwersalnej natury umysłu Buddy – umysłu, który przenika wszystkie światy.

Patrząc na tę scenkę, łatwo zauważyć symetrię całego układu. Znaczące jest przede wszystkim samo rozmieszczenie postaci mnichów dookoła Buddy. Każdej z ośmiu postaci przyporządkowana jest część świata oraz dzień tygodnia, dłuższego niż u nas. Birmańczycy wyróżniają osiem dni w tygodniu – środa podzielona jest na dwie części: do godziny 18.00 dzień nazywa się „środa”, zaś czas po 18.00 do północy jest dniem dodatkowym, nazywanym rahu.


 


Z kolei każdemu dniowi, a więc każdemu z uczniów, przyporządkowana jest określona planeta: Mars, Jupiter, Merkury, Wenus, Saturn, a także Słońce i Księżyc. Dodatkowo do zbioru tego włączono dwie nieznane hinduizmowi planety: Rahu i Kate. Ta ostatnia symbolizowała samego Buddę i uważana była za króla wszystkich planet. Podobnie jak Hindusi, Birmańczycy przypisywali planetom cechy boskie, a więc takie, jak wszystkim bogom, i pojazd, na którym dany bóg-planeta jeździł. Boskimi wehikułami były zwierzęta – znaki hinduskiej astrologii: Garuda (orzeł o ciele człowieka), tygrys, lew, słoń z kłami, słoń
bez kłów, szczur, świnka morska i wąż Naga.


 



W ten oto sposób cały układ postaci uczniów adorujących Buddę miał symbolizować królowanie, oddziaływanie i zwycięskie rozprzestrzenianie się jego nauki na wszystkie wyobrażalne przestrzenie i wierzenia ówczesnego wszechświata. Innymi słowy, Budda z uczniami stanowili cały wszechświat wypełniony bez granic nauką Oświeconego – Dharmą.

Aranżację tę powtarzają w symbolicznej formie założenia architektoniczne każdej świątyni, gdzie centralnym miejscem symbolizującym Buddę jest stupa zawierająca jego relikwie. Otoczona jest ośmioma stacjami przedstawiającymi mitologiczne zwierzęta odpowiadające powyższemu układowi astrologicznemu.


Stać się mnichem
Shinbyu – ceremonia inicjacji chłopców

Mnichami chłopcy zostają dopiero w wieku 16–20 lat. Wcześniej, gdy mają 5–7 lat, muszą zostać wprowadzeni w społeczność buddyjską. Odbywa się to w trakcie ceremonii Shinbyu. Uroczystość sfotografowana niedaleko Paganu to wiejska wersja tej ceremonii. Obrzędy mają tam wyjątkowo odświętną, niemal królewską oprawę, i uczestniczy w nich cała wieś.

Buddyjskie obrzędy poprzedza ludowa, animistyczna część tej ceremonii. W okazałej procesji wszyscy udają się do największego drzewa zamieszkanego przez ducha opiekuńczego regionu. Obejście jego siedziby równoznaczne jest z przedstawieniem mu chłopców i powierzeniem ich jego opiece na drodze do oświecenia, na którą niebawem wkroczą – tym razem pod kierunkiem mnichów. Początkiem tej drogi będzie ogolenie głowy dziecka, nadanie mu nowego imienia i wyrecytowanie za mnichem paru fragmentów z sutr Buddy.

Dzieci ubrane są w stroje królewskie. Złote parasole chronią je przed słońcem, gdy dostojnie na koniach objeżdżają wieś. Od prawie tysiąca lat powtarzana ceremonia przekazuje wszystkim i utrwala w ich świadomości dwie prawdy: po pierwsze, przypomina, że pochodzący z królewskiego rodu książę Siddhartha porzucił życie w bogactwie, aby stać się Buddą, a więc droga do oświecenia wiedzie przez wyrzeczenie; po drugie, odwołując się do tradycji mocno osadzonej w historii i folklorze Birmy, ceremonia ukazuje wszystkim wizję baśniowego awansu społecznego – nawet biedny chłopiec może zostać królem, gdy postępuje właściwie, czyli zgodnie z naukami Buddy. Symbolem tej cudownej przemiany są królewskie stroje dzieci i oznaki monarszej władzy – parasole.


 



W czasach królestwa pojawienie się w stroju nawet tylko przypominającym strój noszony przez królów lub książąt oraz wzniesienie nad sobą złotego parasola traktowane było jak zdrada stanu i karane śmiercią. Do królów wolno było upodabniać się tylko na scenie teatralnej i podczas ceremonii inicjacyjnej. Jednak to, co obecnie wygląda na baśniową fantazję, wielokrotnie potwierdzała historia Birmy. Istniała taka droga awansu, lecz była ona niezwykle krwawa. Zwyczajem nowych władców było zabijanie wszystkich pretendentów do tronu i ich rodzin, a często i służby. Odbywało się to zaraz po koronacji. Mogło się zdarzyć, że po śmierci bezdzietnego króla nie zostawał żaden prawowity następca tronu.


 



I tu przychodził czas na biednego chłopca ze wsi, jeśli tylko wyróżniał się charyzmą, odwagą i zdolnościami. Wtedy, w sposób najbardziej demokratyczny, mógł zostać wybrany królem, nawet gdy był zwykłym ogrodnikiem. W ten sposób tron zdobyło paru naprawdę wybitnych władców Birmy. Wydaje się jednak, że ta właśnie społecznie akceptowana, demokratyczna „furtka do tronu” – namacalna wizja realizującej się baśni – mogła być powodem nieustannych rebelii i krwawych walk podjazdowych wszystkich przeciw wszystkim. Sprzyjała też rozwijaniu się paranoi u ludzi będących na szczytach władzy. Ceremonia ta pokazuje zarazem, że można być królem królów i bez walki.


Grzegorz Torzecki
BIRMA. KRÓLOWIE I GENERAŁOWIE
stron: 164
wyd. Albatros, sierpień 2009