Ściana Płaczu

Małgorzata Głowacka

publikacja 25.08.2014 06:51

Jerozolima - miejsce którego historia i mistyka na każdym robi niebywałe wrażenie. Spacerując po niej każdy z turystów wcześniej czy później skieruje swe kroki na Stare Miasto i do centralnego, najważniejszego miejsca wyznawców religii mojżeszowej, czyli pod Ścianę Płaczu.

Jerozolima Romek Koszowski /Foto Gość Jerozolima
Ściana Płaczu

Ściana Płaczu, zwana też Ścianą Zachodnią lub Murem Zachodnim (po hebrajsku HaKotel Hama'avari lub po prostu HaKotel) to nic innego, jak zwykły kamienny mur. Dlaczego ten kawałek muru jest taki niezwykły i święty? Otóż Żydzi, pozbawieni przez muzułmanów Świątyni na Skale, potrzebowali innego miejsca kultu. Znaleźli je w postaci masywnej ściany, znajdującej się na zachodnim skraju Starego Miasta.

Zbudowana z olbrzymich bloków kamiennych, przez tradycję żydowską uważana jest za pozostałość po świątyni Salomona. W rzeczywistości jest to część później powiększonej i przebudowanej świątyni wybudowanej przez Heroda, a dokładnie fragment zbudowanego w 20 r. p.n.e. muru otaczającego dziedziniec Drugiej Świątyni. Wybudowana na Wzgórzu Moira Druga Świątynia Jerozolimska została zniszczona przez Rzymian w 70 r. Nie powiodły się też próby jej odbudowania. Miejsce w VII wieku zajęli muzułmanie i od tej pory stoi tu Meczet Skały, który upamiętnia wstąpienie Mahometa do nieba. Jedyną pozostałością z czasów Chrystusa jest mur otaczający Plac Świątynny.

Jak twierdzą teksty rabinistyczne, szechina (boska obecność) nigdy nie opuściła tej ściany, jest ona uważana za najświętsze miejsce ze wszystkich miejsc żydowskich. W okresie osmańskim ściana ta stała się celem pielgrzymek, miejscem, do którego Żydzi przychodzili opłakiwać swoich przodków i zniszczenie Jerozolimy – stąd też nazwa: Ściana Płaczu. I do dziś zjeżdżają się tu, by się modlić, żydzi z całego świata. Ściana Płaczu jest też obowiązkowym punktem przyjeżdżających do Izraela rządowych delegacji i dostojników.

Walk o to szczególne miejsce było więcej, by wspomnieć tylko te ostatnie. W roku 1948 całe Stare Miasto znalazło się w rękach Jordańczyków, a Żydzi utracili dostęp do tego, co dla nich najcenniejsze. Stąd dziewiętnaście lat później, gdy izraelskie oddziały rozpoczęły szturm, ich głównym celem było odzyskanie Ściany, a pierwszą akcją w ramach obrony Starego Miasta było zniszczenie sąsiedniej dzielnicy arabskiej, aby utworzyć plac, który istnieje do dziś.

Teren ten służy obecnie jako synagoga pod gołym niebem. Jest podzielony na dwie strefy: małą część południową dla kobiet i gwarniejszą, większą część północną dla mężczyzn. Zawsze przed Murem Płaczu spotyka się modlących, a czasem nawet zirytowanych, czy rozgoryczonych rozmową z Jahwe Żydów. Jest to również popularne miejsce obrzędów Bar Micwy (uroczystość przyjęcia w poczet wspólnoty wyznaniowej chłopców, po ukończeniu 13 roku życia).

Miejsce to jednak fascynuje nie tylko świat żydowski. Mnóstwo tu także turystów i pielgrzymów z całego świata i to niezależnie od wyznania. Warunkiem odwiedzin jest skromny strój, a dla mężczyzn obowiązkowa jarmułka na głowie (kto nie ma, otrzyma na miejscu papierową czapeczkę, zwaną „kapi”). Mur Płaczu dostępny jest dla pielgrzymów cała dobę.

Ja również podczas swego tygodniowego pobytu w Jerozolimie kilkakrotnie udałam się pod Ścianę Płaczu, by modlić się w tym szczególnym miejscu. Jednak zanim mogłam dostać się na plac, musiałam - jak każdy - przejść kilka razy przez „kontrolę”. Oprócz uzbrojonych strażników, którzy skrupulatnie sprawdzali mój plecak i kieszenie, dodatkowo przekraczałam tzw. bramki bezpieczeństwa z wykrywaczem metali.

Ściana Płaczu, jak wspomniałam wyżej jest podzielona drewnianym płotem na część męską i żeńską. Podchodząc do kamiennego muru przyglądam mu się z zainteresowaniem. Jest wysoki. 18 metrów wysokości robi wrażenie, a jest to przecież niewielka część dawnego muru otaczającego Plac Świątynny. Dolne fragmenty (11 warstw potężnych bloków kamiennych) pochodzi z okresu Heroda Wielkiego (20r. Przed Chrystusem). Można je łatwo rozpoznać po szlifowanych krawędziach kamieni. Ponad nimi widać uformowane nieco inaczej kamienie z okresu bizantyjskiego, arabskiego i tureckiego.

Podchodząc bliżej dostrzegam, że wszędzie pełno jest krzesełek i stolików, nakrytych suknem w kolorze: czerwonym, zielonym i granatowym. Na nich leżą stosy książeczek do modlitwy, czyste kartki papieru i pisaki. Na nich to Żydzi i nie-Żydzi zapisują swoją modlitwę. Te zwitki papieru, od krótkich notatek po niemal całe książki, są następnie wciskane w szczeliny Muru Płaczu. Istnieje bowiem przekonanie, że wetknięcie kartki z zapisaną prośbą w szczelinę w Ścianie zwiększa skuteczność modlitwy.

Przewodnik żydowski tłumaczył nam, że obecnie, aby karteczki trafiły do szczelin, nie trzeba wcale przyjeżdżać do Izraela. Dzięki firmie telekomunikacyjnej – Wirtualna Jerozolima - można do tego celu użyć faksu. Pracownicy firmy wydrukują je, a następnie za darmo umieszczą w Ścianie Płaczu. Codziennie zanoszą do świętego miejsca setki tego typu przesyłek Sprzątanie zaś Muru odbywa się pod czujnym okiem rabina. Karteczki z modlitwami, wetknięte przez wiernych między kamienie, są wyciągane przez pracowników firmy za pomocą drewnianych patyczków, aby nie uszkodzić kamiennych bloków. Następnie pakowane do worków są zakopywane na Górze Oliwnej.

Rabin, który uczestniczy od początku do końca w całej operacji, pilnuje aby nikt tych karteczek nie czytał. Choć niektóre, jak np. tę pozostawioną przez Jana Pawła II podczas pobytu w Jerozolimie, w marcu roku 2000, przechowuje się gdzie indziej, a dokładnie - na wystawie w Instytucie Yad Vashem. Tam też można oglądnąć galerię fotograficzną pokazującą emocje i wzruszenia ludzi, często tak bardzo różnych od siebie, których pod Ścianę przywiodła pobożność a czasami zwykła ciekawość.

Zanim zacznę modlitwę, obserwuję zachowanie otaczających mnie osób. Kobiety ubrane są często w ciemne, skromne ubrania, z obowiązkowym kapeluszem na głowie. W ciszy i zadumie stoją przed kamiennymi blokami. Mężczyźni (tych podglądam przez otworki w płocie) w zdecydowanej większości odziani w czarne surduty, okryci tałesem (modlitewnym szalem) odmawiają psalmy i odczytują wersety z Tory tuż przy Murze. Podczas swej modlitwy kołyszą się (wykonując ruchy, przypominające drgania świecy na wietrze), a pochylając głowę co chwila dotykają i całują świętą Ścianę, nierzadko też rozkładając ręce, całym korpusem do niej przylegają, jakby chcieli się w nią wtopić.

Są też tacy, którzy siedzą lub stoją przy stolikach i modlą się z modlitewników także się kiwając. Wszędzie panuje uroczysty i religijny nastrój. Wyczuwa się skupienie. Gdzieniegdzie widać łzy. Żydzi płaczą naprawdę. Gdy przybywają w to miejsce, nie potrafią ukryć emocji, że ich największa świętość, miejsce realnej obecności Boga i największa chluba narodu została zamieniona na sanktuarium obcej religii, a im pozostał tylko ten fragment muru. Mimo łez, w ich oczach nie ma rozpaczy. Jest ciągła nadzieja, oczekiwanie i tęsknota...

Pełna skupienia i ja wreszcie podchodzę pod Ścianę Płaczu. Swe dłonie opieram o zimne, kamienne bloki, a czołem prawie dotykam muru. Proszę Boga o umocnienie mej wiary, jedność dla wierzących i pokój. Pokój między zwaśnionymi narodami (zwłaszcza dla tej ziemi) a przede wszystkim o pokój wewnętrzny dla każdego. Swą modlitwę spisuje także na papierze i umieszczam w jednej ze szczelin.
Powoli słońce chyli się ku zachodowi. Kamienne bloki Ściany Płaczu zaczynają lśnić złotą poświatą. Otaczająca sceneria dodaje miejscu majestatu...

Jerozolima - miasto wielu tradycji, przekonań, wyznań, ras i narodowości. To niesamowite, że wszyscy mieszkańcy mogą zachować tutaj swoją tożsamość bycia, ubierania się sposobu modlitwy, czy wyrażania uczuć. I pod kilkoma kamiennymi blokami muru szukać, poznawać i kontemplować Stwórcę.