Wciąż czekam na Hassana

Krzysztof Błażyca

GN 47/2018 |

publikacja 22.11.2018 00:00

Szejk podkreśla, że w potrzebie nie ma względu na narodowości ani podziałów na „my” i „oni”. – Pomagamy wszystkim. Kto kocha ludzi, tego kocha Bóg. Choć zawsze będą tacy, którzy okopią się w swoich poglądach – mówi.

Historie syryjskich uchodźców to dramaty rodzin rozdzielonych przez wojnę, łzy tęsknoty, pytania bez odpowiedzi, czasem nadzieja na odnalezienie bliskich... KRZYSZTOF BŁAŻYCA /foto gość Historie syryjskich uchodźców to dramaty rodzin rozdzielonych przez wojnę, łzy tęsknoty, pytania bez odpowiedzi, czasem nadzieja na odnalezienie bliskich...

Szejk Muhammad Awad Merheb przewodzi wspólnocie sunnickiej w Bire w północnym dystrykcie Akkar, przy granicy z Syrią. Klan Merhebów przybył tu z okolic Aleppo pod koniec XVIII wieku. Wsparł Osmanów walczących z panującym na tych ziemiach klanem Hamadii. Dziś potomek Merhebów walczy o poprawę jakości życia lokalnej społeczności. I pomaga syryjskim uchodźcom, którzy w Bire i okolicach znaleźli schronienie przed traumą wyniesioną ze swego kraju.

Twarze, imiona

Mouna w tym garażu mieszka od 4 lat. Jej czynsz za betonową wylewkę i blaszane drzwi wynosi 100 dolarów. Co czuje? ­Kogo wini za los, który ją spotkał? – Nikogo – odpowiada. – Wola Boża? – Nie. To przeznaczenie. Nie mogę go cofnąć.

Miała męża. Mieszkali w Homs. – Żyliśmy szczęśliwie…

Pytana o wojnę odpowiada: „Strach”. Była sama, gdy samoloty reżimu zbombardowały ich dom. Uciekli do Libanu. – Mąż był chory, krwawił, umarł…

Teraz Mouna nie ma prawie nic. Kilka kwiatów w butelkach na ścianie. I chorą siostrę na utrzymaniu. Bonów na żywność już nie otrzymuje. Żyje z dnia na dzień. Każdego dnia ziemniaki z jogurtem, pomidory, ogórki. – Mięsa nie jadłam od dawna…

Dostępne jest 13% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.