Krzyż w krainie Koranu

Szymon Babuchowski

GN 1/2019 |

publikacja 03.01.2019 00:00

Chrześcijanie stanowić mogą nawet 10 proc. ludności Półwyspu Arabskiego. Jednak jest to grupa mocno prześladowana.

Kościół pw. św. Teresy w Abu Zabi – stolicy Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Znajduje się on na placu otoczonym murem, w pobliżu katolickiej katedry, którą w lutym odwiedzi papież Franciszek. henryk przondziono /foto gość Kościół pw. św. Teresy w Abu Zabi – stolicy Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Znajduje się on na placu otoczonym murem, w pobliżu katolickiej katedry, którą w lutym odwiedzi papież Franciszek.

Na początku lutego Franciszek odwiedzi Abu Zabi, stolicę Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Będzie prawdopodobnie pierwszym papieżem w historii, który postawi stopę na Półwyspie Arabskim. Jaki sens ma wizyta następcy św. Piotra w kraju zdominowanym przez muzułmanów? Do kogo właściwie przyleci Ojciec Święty i w jakim celu?

Religia imigrantów

Próbując odpowiedzieć na te pytania, warto uświadomić sobie najpierw, że Zjednoczone Emiraty Arabskie to dość nietypowy kraj islamski, funkcjonujący głównie dzięki imigrantom. Rdzenni mieszkańcy stanowią ok. 30 proc., a ogromna większość to imigranci zarobkowi. W Emiratach obowiązuje zupełnie inna polityka migracyjna niż w Europie, gdzie często stoi ona w sprzeczności z interesem państwa. Tam władze zapraszają właściwie wszystkich – pod warunkiem, że będą pracować. Dlatego imigranci widoczni są na każdym kroku. Taksówkarze pochodzą głównie z Indii, Pakistanu czy Bangladeszu. Przedstawiciele wspomnianych narodów często stanowią też personel hoteli czy restauracji. A największą grupą religijną wśród imigrantów są chrześcijanie. W 9-milionowym kraju jest ich około miliona. W Emiratach istnieje 10 katolickich parafii, a 37 tys. dzieci uczy się w katolickich szkołach. Wydawać by się więc mogło, że mogą oni bez przeszkód praktykować swoją wiarę. Jest tylko jedno „ale”: nie mogą nawracać muzułmanów.

Katedra św. Józefa, do której papież zawita z prywatną wizytą w ostatnim dniu swojej podróży, tuż przed Mszą św. na stadionie Zayed Sports City, znajduje się w dzielnicy, w której sąsiadują ze sobą świątynie różnych wyznań. W pobliżu stoją m.in. cerkiew prawosławna i kościół ewangelicki, jest też meczet imienia… Maryi, Matki Jezusa – taką nazwę zaproponował zresztą sam prezydent Emiratów. Katolicka katedra, będąca świątynią niewielkich rozmiarów, nie jest jednak łatwo dostrzegalna z ulicy – stoi na placu otoczonym murem. Dopiero po wejściu za bramę widać, że ścianę świątyni zdobi wizerunek Jezusa Miłosiernego. Na tym samym terenie znajdują się: klasztor, szkoła katolicka, dom parafialny i jeszcze jeden, większy kościół – pod wezwaniem św. Teresy. A także kuria, w której rezyduje bp Paul Hinder – pochodzący ze Szwajcarii zwierzchnik tutejszej wspólnoty katolickiej. Jest on wikariuszem apostolskim Arabii Południowej, obejmującej Zjednoczone Emiraty Arabskie, Oman i Jemen. Katolicy zamieszkujący pozostałe państwa położone w całości na Półwyspie Arabskim: Kuwejt, Bahrajn, Katar i Arabię Saudyjską – podlegają pod wikariat apostolski Arabii Północnej.

Ranking prześladowanych

Liczba chrześcijan na Półwyspie Arabskim systematycznie rośnie. Nie dlatego, że na chrześcijaństwo przechodzą muzułmanie – bo to karane jest w niektórych krajach śmiercią, a w innych przynajmniej społecznym wykluczeniem – ale ze względu na miliony pracowników przybywających do tego regionu, pochodzących głównie z ubogich krajów azjatyckich i afrykańskich. Szacuje się, że chrześcijanie mogą stanowić nawet 10 proc. ludności Półwyspu Arabskiego. Jednak jest to grupa mocno prześladowana. Fakt, że każdy z wymienionych krajów znajduje się na światowej liście Open Doors World Watch List – wśród 50 krajów, w których najtrudniej być chrześcijaninem – mówi sam za siebie. Najgorzej ta sytuacja wygląda w Jemenie, gdzie radykalni islamiści niemal całkowicie wykorzenili wyznawców Chrystusa, a zamachy na chrześcijańskie ośrodki doprowadziły do ustania działalności liturgicznej w większości miejsc. Niewiele lepsza sytuacja jest w Arabii Saudyjskiej, do której kapłani nie mają wstępu, nie można tam sprawować sakramentów, a posiadanie Biblii, krzyżyka czy medalika podlega karze. Wprawdzie ostatnio sporo mówi się o liberalizacji tego kraju, jednak upatrywać w tym należy raczej zagrywki PR-owe, związane z rywalizacją z Iranem o dominację w tej części świata, niż rzeczywiste otwarcie. W Katarze i Kuwejcie istnieje nieco większa swoboda kultu, jednak chrześcijanie postrzegani są tam jako ludność drugiej kategorii. Najbardziej tolerancyjne wydają się pod tym względem Bahrajn i Oman, gdzie teoretycznie panuje wolność religijna, ale i tu porzucenie islamu skutkuje w praktyce dyskryminacją prawną, społeczną presją czy ostracyzmem, a spotkania chrześcijan bywają silnie inwigilowane.

Na to wszystko nakłada się trudna sytuacja ekonomiczna chrześcijan w tym regionie. Podobnie jak inni imigranci, żyją oni często w warunkach urągających ludzkiej godności. Dotyczy to także Zjednoczonych Emiratów Arabskich, budujących na zewnątrz wizerunek państwa bardziej liberalnego od innych krajów arabskich, przyjaznego Zachodowi. James Montague, autor arcyciekawej książki „Klub miliarderów”, zebrał m.in. opowieści gastar- beiterów z Bangladeszu pracujących w Emiratach. Z publikacji dowiadujemy się, że obowiązujący w krajach Zatoki Perskiej system „kafala” (co oznacza po arabsku mniej więcej tyle co sponsoring) daje pracodawcy niemal nieograniczoną władzę nad pracownikiem. Po przylocie do Emiratów wielu z nich zabierane są paszporty. Robotnicy mieszkają w obozach, których zwykle nie opuszczają, nieraz po 10 w jednym pokoju. W lecie pracują w 50-stopniowym upale, po kilkanaście godzin, bez odpowiedniej ilości wody. Nie mają prawa do strajku, a za niesubordynację karani są więzieniem. Niemal identycznie wygląda sytuacja w Katarze, który już w 2022 r. będzie gospodarzem Mistrzostw Świata w Piłce Nożnej. „Mowa tu o niepłaceniu pensji, okropnych warunkach czy wysokiej śmiertelności wśród młodych mężczyzn pracujących w niesamowitym upale” – pisze Montague, który odwiedził tamtejsze obozy pracownicze.

Nieprzypadkowa obecność

Biskup Camillo Ballin, wikariusz apostolski Arabii Północnej, w wywiadzie dla włoskiego tygodnika „Tempi” wyraził niedawno przekonanie, że masowa obecność chrześcijan w geograficznym sercu islamu nie jest przypadkowa. Jego zdaniem Pan Bóg ma w tym swoje plany, podobnie jak w męczeństwie misjonarek miłości w Jemenie czy zabójstwie ks. ­Jacques’a Hamela we Francji. Biskup podkreśla też, że ubodzy, wyzyskiwani i znieważani migranci w krajach Zatoki Perskiej często nie mogą wspomnieć słowem o Chrystusie. Jedyne, co im pozostaje, to dawać świadectwo nauczaniu Jezusa o wzajemnej miłości. „Ja jestem pewien, że nasi wierni, choć nie zdają sobie z tego sprawy, zostali tu przysłani przez Boga, aby uobecniać Jego miłość w sercu islamu” – twierdzi bp Ballin.

Czy podczas wizyty papież upomni się o tych najbardziej uciskanych, którymi w krajach arabskich często pozostają chrześcijanie? Czy zależy mu raczej na dyplomatycznym przełamaniu pierwszych lodów? Hasło wizyty: „Uczyń mnie narzędziem Twojego pokoju” – zaczerpnięte z modlitwy franciszkańskiej – wskazywałoby raczej na to drugie (choć pamiętajmy, że sam św. Franciszek udał się do sułtana, by go nawracać). Podobnie jak cały plan wizyty, zawierający m.in. spotkanie z Muzułmańską Radą Starszych w Wielkim Meczecie Szejka Zajida, a także międzyreligijne spotkanie przy Founder’s Memorial, czyli multimedialnym pomniku szejka Zajida, założyciela państwa. – Wizyta papieża Franciszka w Zjednoczonych Emiratach Arabskich będzie miała charakter przede wszystkim międzyreligijny – potwierdza te intuicje bp Paul Hinder. – To jest jej główny cel, bo taki był zamysł księcia następcy tronu [Muhammada ibn Zajida Al Nahajjana – przyp. Sz.B.], który nie tylko zaprosił papieża, ale jest też głównym organizatorem jego pobytu w tym kraju.

Z pewnością jednak wielu chrześcijan liczy na papieskie słowa otuchy. Być może padną one podczas Mszy św. na stadionie. – Entuzjazm naszych wiernych jest ogromny. Wielkie są też ich oczekiwania, bo oni spodziewali się tej wizyty. Tyle razy pytali się mnie, kiedy papież do nas przyjedzie. Teraz poważnie się obawiam, że niektórzy mogą być zawiedzeni, bo wiadomo, że nie wszyscy będą mogli uczestniczyć w spotkaniu z Franciszkiem, musimy uszanować istniejące tu ograniczenia. My robimy wszystko, co w naszej mocy, aby jak największa liczba wiernych mogła w jakiś sposób wziąć udział w tych wydarzeniach. Wiem, że wielu już wzięło urlop na czas papieskiej wizyty – dodaje bp Hinder. Widać więc, że ta ziemia, wysuszona nie tylko ze względu na klimat, mocno dziś woła o deszcz Ewangelii. •

Dostępne jest 16% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.