Ur

Renata Pruszkowska

publikacja 11.02.2019 10:10

Starożytne, pogańskie miasto, które biblijny Abraham opuścił wraz ze swoimi bliskimi.

Irak Aziz1005 / CC-SA 4.0 Irak
Pozostałości budowli uznawanej za dom Abrahama w Ur.

Sumerowie zawsze mówili, że są ludźmi z morza, a swój kraj nazywali Kiengi, czyli Ziemia Panów, po hebrajsku – Synear. Miejsce na stolicę znaleźli nad Zatoką Perską, u zbiegu Tygrysu i Eufratu. Tam powstała ich pierwsza metropolia – Ur. 

Państwem rządziły trzy dynastie królów. Początki do łatwych nie należały. Suchy, gorący klimat z małą ilością opadów i okrutna, jałowa gleba, pozbawiona surowców naturalnych. Wprawdzie były tam palmy i trzciny rosnące na bagnach, ale brakowało drewna, metali, a nawet kamieni. Wszystko musieli importować.

Z pomocą przyszła rzeka. W dorzeczu Eufratu wybudowano sieć kanałów. Stały się ich szlakami handlowymi, wyjątkowo dochodowymi. Do Ur poczęły zawijać statki. Miały do dyspozycji dwa porty: w północnej i zachodniej części miasta. Powstało nawet molo z usytuowaną na brzegu latarnią w formie monumentalnego pomnika króla. Ponieważ ogromne pustynne tereny intensywnie nawadniano, równie dobrze rozwijało się rolnictwo. Uprawiano len do wyrobu włókna, jęczmień na słód do produkcji piwa oraz winorośl. Bo wino było zdrowsze od wody i pito je codziennie, stosując także do odkażania ran.

Miasto miało swoich kowali, tapicerów, drwali, kuśnierzy, wytwórców lin i tkaczy. Ogromnie ceniono naprawiaczy wałów przeciwpowodziowych, śluz oraz tam, kanały musiały bowiem funkcjonować bez zarzutu.

Ur mogło liczyć nawet ponad 30 tysięcy mieszkańców i było najludniejszym, najbogatszym miastem Sumeru. Jego mury obronne ciągnęły się prawie 1,5 kilometra. W środku gęstą zabudowę podzielono na cztery dzielnice, wydzielając miejsca na skwery, gdzie mieszkańcy lubili się spotykać. Żyli bardzo wygodnie w dwupiętrowych, kilkupokojowych domach, wyposażonych w ekologiczne śmietniki i wodociągi. Kanały dostarczały wodę pitną, a gliniane rury odprowadzały nieczystości. W mieście działały hotele i budynki publiczne: pałac, biblioteki, łaźnie, karczmy, targowiska, warsztaty oraz kilka szkół. Dzieci uczyły się czytania, pisania, geografii i matematyki. Potrafiły wyciągać pierwiastki kwadratowe i sześcienne. Kwitnąca metropolia była miastem o wysokiej kulturze i kwitnącej nauce. Tu rozwinęło się prawodawstwo i medycyna. Mieszkańcy posługiwali się pismem klinowym, którym opisali własną wersję potopu. Wynaleźli koło, żuraw i żagiel. Ujednolicili system miar i wag. Umieli także wytapiać brąz (stop miedzi z cyną). Te fakty niesamowicie zaskakują. Przecież to wszystko działo się tak dawno temu! Czyż nie widać w tym wpływu cywilizacji zaawansowanej jeszcze przed potopem? 

Społeczność Ur za najważniejszych uznawała kapłanów pośredniczących pomiędzy nimi a bóstwami. Wielu z nich było badaczami, którzy dali początek między innymi astronomii. Znając położenie gwiazd i trajektorie ich ruchu, wiedzieli, kiedy nastąpi powódź, o czym informowali zawczasu, aby zdołano przygotować kanały i tamy. Obserwacji dokonywali z wysokiej świątynnej wieży. Znaleziono odcisk ich cylindrycznej pieczęci, która pokazuje Układ Słoneczny. Okazuje się, że tu właśnie, a nie w Grecji, gwiazdy pogrupowano w gwiazdozbiory. Im też zawdzięczamy zegar słoneczny i podział czasu według kalendarza księżycowego.

Mądrzy kapłani otaczali się jednak wróżbitami, wróżkami i tłumaczami snów. Swoją kwaterę główną mieli w centrum miasta, w dzielnicy sakralnej. W świątynnym kompleksie stał wznoszący się tarasowo ziggurat, zwany Etemennigur, czyli „dom, którego fundamenty wywołują przerażenie”. Kształtem przypominał piramidę, ale nie był grobowcem króla. Na szczycie, obok ołtarza bóstwa księżyca, działało obserwatorium astronomiczne. W górę wiodły schody, które miały doprowadzać człowieka do progu świata bogów. Lecz powoli, stopniowo, zależnie od wartości przyniesionych ofiar. Na przychylność siedmiuset bóstw trzeba było sobie zasłużyć. Tyle że one i tak nie spełniały próśb śmiertelników, bo nie interesowały się ich losami. Przeciwnie, wykorzystywały ludzi do własnych celów. Dziś wiadomo, że za wszystkim stali kapłani.

Zachowały się posągi mieszkańców w pozie adoracji i wiecznego oczekiwania na skinienie bóstwa. Najważniejszym bożkiem Mezopotamii był Enlil, uosobienie powietrza, boginią zaś Inanna, znana też jako Isztar, królowa niebios. W mężczyznach budziła pożądanie i strach, jaki ich dopada w obecności atrakcyjnej kobiety. Patronka prostytutek i małżeńskiej seksualności była gwiazdą poranną i wieczorną. Jej kult rozpowszechnił się w wielu krajach. I trwa do dzisiaj.

W czasach Jeremiasza czcili ją także odstępczy Izraelici. Kobiety piekły dla niej placki ofiarne, synowie zbierali drewno, a ojcowie rozpalali ogień (Jr 7,18; 44,17-25). Bałwochwalstwo bywa rodzinne. Z wyjątkiem rodziny Abrahama, który wraz z bliskimi opuścił pogańskie miasto Ur. Mimo że zdobył tu bogactwo i wykształcenie. Nauczył się języków semickich oraz egipskiego handlowego. Może lubił ten wyrafinowany miejski styl życia. A jednak to wszystko porzucił. Zaufał Bogu i wyruszył w nieznane. Wyrzekł się wygód, by zamieszkać w namiocie na jakichś dzikich polach, na pustyni i w górach. Zamienił suchy, słoneczny klimat i stabilne źródła rzek na kraj nieprzewidywalny. Z nieprzyjaznymi warunkami atmosferycznymi: z deszczem, śniegiem i mrozami. A do tego skazywał się na kontakty z Sodomą i Egiptem, ośrodkami cywilizacyjnie zaawansowanymi, lecz duchowo podobnymi do Ur... 

*

Powyższy tekst jest fragmentem książki "Izrael po mojemu". Autorka: Renata Pruszkowska. Wydawnictwo: Vocatio, 2019 r.

Ur