Przybycie Ateny

Madeline Miller

publikacja 08.07.2019 08:20

Izba płonęła złotymi skrami jej wizji. Telemach też płonął. Wy­dawało się, że ramiona mu się poszerzyły, kończyny spotężniały. – Bogini szarooka i mądra – odezwał się niskim głosem. – To zaszczyt dla śmiertelnika niezwykły. Łaska niczym niezasłużona...

Atena George E. Koronaios / CC-SA 4.0 Atena
Pomnik bogini w stolicy Grecji

Dał się słyszeć trzask tak cichy, jakby pękła przeciążona cięci­wa. Czekałam, aż stary ciężar spadnie z moich ramion, a tymczasem przetoczyło się przeze mnie dziwne zmęczenie. Wyciągnęłam rękę, by znaleźć podparcie, ale trafiłam tylko na pustkę. Zachwiałam się, kolana się pode mną ugięły. Nie było jednak czasu na słabość. Zo­staliśmy pozbawieni obrony. Atena przybywała – spadała ku mojej wyspie jak pikująca orlica. Zmusiłam się do opuszczenia góry. Idąc, zahaczałam stopą o każdy korzeń, wykręcałam kostki na kamie­niach. Dyszałam. Otworzyłam drzwi. Ujrzałam trzy zaskoczone twarze. Telegonos powstał.

– Matko?

Szybko go minęłam. Moje niebo stało otworem i każda chwila groziła niebezpieczeństwem. Musiałam mieć włócznię. Porwałam wykrzywione drzewce z kąta, w którym stało, i wciągnęłam w płuca słodki zapach trucizny. Nieco przejaśniło mi się w głowie. Nawet Atena nie mogła podjąć tego ryzyka.

Zaniosłam włócznię do wielkiej izby i usiadłam przy palenisku. Penelopa, Telemach i mój syn podeszli do mnie niepewnie. Nie dane nam było się przygotować. W pomieszczeniu zajaśniały świetliste jak błyskawica członki; powietrze się rozsrebrzyło. Napierśnik rzu­cał blask, jakby dopiero co go odlano. Zwieńczenie hełmu górowało nad nami wszystkimi.

Jej wzrok spoczął na mnie.

– Powiedziałam ci, że pożałujesz, jeśli on będzie żył. – Głos miała ciemny jak ruda w skale.

– Myliłaś się – odparłam.

– Zawsze byłaś nieposłuszna, tytanko. – Ostrym ruchem, jakby chciała zadać mi ranę swoją precyzją, skierowała wzrok na Telema­cha, który klęczał tak jak jego matka. – Synu Odyseusza – przywitała go Atena. Jej ton się zmienił; była rozzłoszczona. – Zeus przepo­wiedział, że na zachodzie powstanie nowe cesarstwo. Eneasz uciekł z garstką Trojan, którzy przeżyli, a ja muszę wyznaczyć im granice podbojów, żeby zadbać o równowagę, i potrzebuję do tego Greków. Ziemia jest tam żyzna i bogata, pełna zwierząt, pól i lasów, wszela­kiego rodzaju płodów. Znajdziesz tam zamożne miasto, wzniesiesz mocarne mury i ustanowisz prawa, które stawią tamę napływowi barbarzyństwa. Pod twymi rządami wyrośnie dzielny lud, który bę­dzie rządził przez przyszłe wieki. Zebrałam znakomitych mężów z naszych lądów i zaokrętowałam ich. Dziś przybędą i zabiorą cię ku przyszłości.

Izba płonęła złotymi skrami jej wizji. Telemach też płonął. Wy­dawało się, że ramiona mu się poszerzyły, kończyny spotężniały.

– Bogini szarooka i mądra – odezwał się niskim głosem. – To zaszczyt dla śmiertelnika niezwykły. Łaska niczym niezasłużona.

Uśmiechnęła się jak świątynny wąż nad miską śmietany.

– Okręt przybędzie o zmierzchu. Bądź gotów.

To był znak, że ma powstać, zademonstrować chwałę, której mu udzieliła, i unieść ją niczym pobłyskujący znak armijny. On jednak klęczał, nie ruszył się.

– Obawiam się, że nie jestem godzien twoich darów.

Zmarszczyłam brwi. Dlaczego tak się płaszczył? To nie było mądre. Powinien jej podziękować i na tym koniec, zanim ona znaj­dzie jakiś powód do obrazy.

– Znam twoje słabości – powiedziała ze zniecierpliwieniem. – Nie będą miały znaczenia, kiedy stawię się tam, wspierając twoje ra­mię dzierżące włócznię. Już raz poprowadziłam cię do zwycięstwa przeciwko zalotnikom. Znów cię poprowadzę.

– Strzegłaś mnie – potwierdził. – Dziękuję ci za to. Ale nie mogę przyjąć daru.

Powietrze w pokoju znieruchomiało całkowicie.

– Co chcesz przez to powiedzieć? – Te słowa paliły ogniem.

– Zastanawiałem się. Trzy dni się zastanawiałem. I zdałem sobie sprawę, że nie mam ochoty walczyć z Trojanami ani budować cesar­stwa. Wypatruję innych dni.

W gardle mi zaschło. Co ten głupiec wyczyniał? Ostatnim czło­wiekiem, który przeciwstawił się Atenie, był Parys, książę Troi. Wolał boginię Afrodytę i teraz nie żył, a jego miasto zamieniło się w popiół.

Oczy Ateny przeszywały powietrze jak świdry.

– Nie masz ochoty? Co to ma znaczyć? Czy jakiś inny bóg zaproponował ci coś lepszego?

– Nie.

– W takim razie o co chodzi?

Nie ugiął się pod jej wzrokiem.

– Nie takiego życia pragnę.

– Penelopo. – Jej głos był jak trzask bicza. – Przemów do syna.

Penelopa nisko pochyliła głowę.

– Już to robiłam, bogini. Trwa przy swoim. Wiesz, że ród jego ojca zawsze był uparty.

– Uparty w osiąganiu swoich celów i pomysłowości. – Każde słowo Ateny rozległo się trzaskiem, jaki wydaje łamana szyja gołę­bicy. – Co mają znaczyć te nędzne wymówki? – Odwróciła się do Telemacha. – Nie powtórzę propozycji. Jeśli będziesz trwał przy swojej głupocie i odmawiał mi, utracisz wszelką chwałę. Nie zjawię się, choćbyś błagał.

– Rozumiem – odparł.

Jego spokój chyba ją rozjuszył.

– Nie powstanie o tobie żadna pieśń. Żadna opowieść. Rozu­miesz? Twoje życie minie w zapomnieniu. Historia nie wspomni twojego imienia. Będziesz nikim. – Biła każdym słowem jak młotem w kuźni.

Ugnie się, pomyślałam. Oczywiście, że się ugnie. Śmiertelnicy marzyli o sławie, którą opisała. To była ich jedyna nadzieja na nie­śmiertelność.

– Wybieram taki los – powiedział.

Na zimnym, pięknym obliczu Ateny lśniło nieukrywane niedo­wierzanie. Ile razy przez wieczność usłyszała „nie”? Nie potrafiła pojąć jego zachowania. Miała wygląd orlicy, która chciała porwać zająca, a wylądowała w błocie.

– Jesteś głupcem – prychnęła. – Masz szczęście, że nie zabiję cię na miejscu. Oszczędzę cię z miłości do twojego ojca, ale już nie jestem twoją patronką.

Chwała, która dodawała Telemachowi blasku, zniknęła. Bez niej wydawał się szary, wysuszony i powykrzywiany jak kora oliwki. Byłam tak samo wstrząśnięta jak Atena. Co on zrobił? I tak się zagłębiłam w myślach, że nie dostrzegłam drogi, na którą zostaliśmy wepchnięci, aż było za późno...

*

Powyższy tekst, którego tytuł pochodzi od redakcji, jest fragmentem powieści "Kirke". Autorka: Madeline Miller. Przekład: Paweł Korombel. Wydawnictwo Albatros.

Przybycie Ateny