publikacja 27.02.2020 00:00
Francję każdego roku opuszcza kilka tysięcy Żydów. To nie tylko efekt rosnącego antysemityzmu, ale również konsekwencja kryzysu tożsamości kraju nad Sekwaną.
Roses Nicolas /ABACA/pap
Żydowskie cmentarze we Francji są coraz częściej bezczeszczone.
Instytucje publiczne i francuska prasa regularnie publikują dane pokazujące, że kraj, w którym zamieszkuje największa w Europie społeczność żydowska (około pół miliona osób), za kilka lub kilkanaście lat może stać się ziemią całkowicie obcą dla Żydów: co trzeci z nich myśli poważnie o opuszczeniu Francji, a zdecydowana większość zaczyna brać to pod uwagę.
Podcinanie korzeni
Ważna jest analiza przyczyn tego zjawiska. Mało kto próbuje spojrzeć na nie nieco szerzej. Jednym z wyjątków jest znany adwokat i pisarz Gilles-William Goldnadel, Żyd urodzony i wychowany we Francji, a od 2000 roku obywatel Państwa Izrael. Na łamach „Le Figaro” opublikował swoją diagnozę problemu: „Emigracja Żydów z Francji, w swoim krytycznym kształcie, bardziej przypomina kryzys tożsamości, który uderza w wielu Francuzów, tracących swoje korzenie (…). Żydzi, którzy opuszczają Francję, nie robią tego z radością. Robią to z rezygnacją”.
Diagnoza Goldnadela jest ważna z dwóch powodów: po pierwsze, wychodzi spod pióra osoby kojarzonej raczej z laickimi środowiskami, które zazwyczaj niezbyt chętnie przyznają, że źródłem wielowymiarowego kryzysu Francji jest właśnie jej porewolucyjne odcięcie się od duchowych i kulturowych korzeni. Po drugie – przyczynę, na jaką wskazuje autor, można spokojnie podpiąć również pod zjawisko antychrystianizmu, który we Francji ma zasięg jeszcze większy niż antysemityzm (co również potwierdzają oficjalne dane rządowe). W przypadku systematycznego i zauważalnego odpływu ludności żydowskiej z Francji cały problem przybiera postać pewnego symbolu schyłku cywilizacji.
Jedno pokolenie wystarczy
Dostępne jest 18% treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.