Synod prześladowanych

Beata Zajączkowska

publikacja 03.11.2010 08:00

Chrześcijanie na Bliskim Wschodzie muszą stać się pełnoprawnymi obywatelami krajów, w których żyją – podkreślili uczestnicy zakończonego w Watykanie Synodu Biskupów dla Bliskiego Wschodu. To oznacza poszanowanie ich godności i wolności religijnej. A tego wciąż nie ma…

Papież zwołał synod, zaniepokojony dramatyczną sytuacją chrześcijan, żyjących na Bliskim Wschodzie i ich postępującym exodusem. Wzięli w nim udział biskupi m.in. z Ziemi Świętej, Egiptu, Cypru, Turcji, Arabii Saudyjskiej, Omanu, Iranu. Jeszcze w połowie lat 60. XX wieku chrześcijanie stanowili tam 20 proc. mieszkańców. Obecnie jest ich ok. 20 mln i stanowią 5,9 proc. mieszkańców regionu (katolicy – 1,6 proc.) Liczby te zmniejszają się niemal z dnia na dzień. Papież od początku wskazywał na duszpasterski charakter synodu, w dalszej perspektywie uwypuklając jego charakter ekumeniczny i międzyreligijny. Sytuacja geopolityczna sprawiła jednak, że od początku wydarzenie to było komentowane w kluczu politycznym (status Jerozolimy, powstanie dwóch suwerennych państw Izraela i Palestyny) i prześwietlane pod kątem relacji z islamem wojującym na tych terenach z chrześcijaństwem.

Głos islamu
Ton wypowiedzi ojców synodalnych zdecydowanie nabierał wyższej temperatury, gdy mówili o relacjach z muzułmanami. Oliwy do ognia dolały wypowiedzi przedstawicieli islamu występujących na synodzie. Prezentowali oni islam wyłącznie jako religię tolerancyjną, otwartą na dialog i pluralizm, co wywołało sprzeciw. Ten wymiar synodalnego spotkania zainteresował mnie szczególnie. Sunnitów reprezentował Muhammad al-Sammak, doradca polityczny wielkiego muftiego Libanu. Z Iranu przybył szyita, ajatollah Seyed Mostafa Mohaghegh Ahmadabad. Libański sunnita stwierdził, że islam jest otwarty na tolerancję i pluralizm, jednak w pewnych krajach regionu nie respektuje się praw obywateli ani ich równości. Wyraził zaniepokojenie emigracją bliskowschodnich chrześcijan, zaznaczając, że ich obecność i współpraca jest potrzebna muzułmanom. Bez nich – jak mówił – arabska kultura byłaby zubożona. Irański szyita wskazywał na islamską tradycję życzliwą chrześcijanom, przytaczając nawet odnośne wersety Koranu o Jezusie i Maryi.

Obie wypowiedzi miały być dowodem – rzekłabym – iście modelowych relacji. Ale już poza synodalną aulą ajatollah Ahmadabad przekonywał, że „muzułmanin, stając się chrześcijaninem, nie powinien tego rozgłaszać ani propagować. Jeśli takie nawrócenie nabiera charakteru politycznego, należy je karać”. A Muhammad al-Sammak twierdził, że konwersja na inną religię miała w historii islamu powiązania polityczne i, uważana za zdradę własnego ludu, była karana nawet śmiercią. Przedstawiciel Iranu zapewniał, że w jego kraju chrześcijanie cieszą się wszelkimi prawami obywatelskimi i mogą swobodnie żyć wiarą. Ajatollah mówił tak w czasie, gdy w więzieniu w Teheranie przebywają dwie Iranki za to, że przeszły na chrześcijaństwo. W Pakistanie, w czasie trwania synodu, grupa muzułmanów zgwałciła i zabiła 12-letnią chrześcijankę Lubnę Masihę. To coraz powszechniej stosowana metoda zastraszania, mająca zmusić pakistańskie dziewczęta do przejścia na islam albo wyjścia za mąż za muzułmanina.

Głos chrześcijan
Ojcowie synodalni mieli inne zdanie na temat „muzułmańskiej tradycji tolerancji”. Przypominali, że wolność chrześcijan na ogół ogranicza się tylko do kultu, i to wewnątrz nielicznych świątyń, a w Arabii Saudyjskiej, gdzie są miliony chrześcijańskich pracowników, nie ma jej wcale. Dramatyczne było świadectwo metropolity Smyrny w Turcji abp. Ruggero Franceschiniego. Przypomniał on niedawne zabójstwo przewodniczącego tureckiego episkopatu bp. Luigiego Padovese, dokonane z premedytacją i noszące wyraźne znamiona terrorystycznego mordu islamskiego. Poprzedziły je morderstwa kilku innych chrześcijan różnych wyznań. A chaldejski arcybiskup Kirkuku wołał, że jeśli muzułmanie nie przestaną prześladować wyznawców Chrystusa, już wkrótce w Iraku nie będzie chrześcijan.

Kardynał Jean-Louis Tauran wskazał, że konflikty na Bliskim Wschodzie nie mają przyczyn religijnych, bo – jego zdaniem – ekstremizm uderza zarówno w chrześcijan, jak i muzułmanów czy żydów. Trudności bliskowschodnich chrześcijan w dużej mierze wynikają z postawy miejscowych władz – przekonywał. To ich słabość tworzy przestrzeń działania dla islamskich fundamentalistów. Ale dopóki chrześcijanie nie staną się pełnoprawnymi obywatelami społeczności, w których żyją, nigdy na Bliskim Wschodzie nie będzie pokoju. Muszą mieć prawo do głoszenia Ewangelii. Samo tolerowanie ich obecności nie wystarczy. Innymi słowy, te same prawa i obowiązki i żadnej uprzywilejowanej religii. W tym kontekście znawca problematyki bliskowschodniej o. Samir Khalil Samir SJ pytał: „W imię jakiej wolności religijnej chrześcijanie mają być zmuszani do poszczenia w Ramadan jak obecnie jest chociażby w Arabii Saudyjskiej czy Jemenie?”.

Osobny temat podczas synodu stanowił wpływ konfliktu izraelsko-palestyńskiego na cały region bliskowschodni. W orędziu końcowym synodu znalazł się nawet apel do rządzących i wspólnoty międzynarodowej o zakończenie izraelskiej okupacji ziem arabskich i utworzenie dwóch odrębnych państw w Ziemi Świętej, a także przyznanie Jerozolimie specjalnego statusu. Grecko-melchicki arcybiskup Cyrill Salim Bustros wezwał Żydów do „niewykorzystywania Biblii jako narzędzia usprawiedliwiającego niesprawiedliwość”. Jego zdaniem, nie istnieje dziś żadna ziemia obiecana Żydom, co miałoby stanowić usprawiedliwienie powrotu Żydów do Izraela i wypędzania Palestyńczyków ze swej ojczyzny. Zarówno apel ojców synodalnych o położenie kresu okupacji terytoriów arabskich przez Izrael, jak i wypowiedź abp. Bustrosa zostały uznane przez izraelskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych za „atak polityczny” na państwo Izrael, a synod za „trybunę do ataków politycznych przeciwko Państwu Izrael, zgodnie z tradycją propagandy arabskiej”.

Głos synodu i papieża
Ojcowie synodalni poruszali też tematy wewnątrzkościelne. Postulowano przywrócenie znaczenia znanej w starożytności instytucji patriarchatów. Ważnym krokiem na drodze ekumenizmu byłoby ujednolicenie daty obchodów świąt Bożego Narodzenia i Zmartwychwstania Pańskiego, co sprawiłoby, że chrześcijanie różnych wyznań wspólnie obchodziliby te najważniejsze święta. Nie bez znaczenia wydaje się też propozycja ustanowienia wspólnego dorocznego święta męczenników Kościołów wschodnich. Bo dla chrześcijan na Bliskim Wschodzie męczeństwo to cena wiary i wierności Chrystusowi. Biskupi z Kościołów zachodnich mogli się przekonać, że wierność nie jest bynajmniej czymś oczywistym, lecz postawą, którą należy wytrwale kształtować, niekiedy w nieprzyjaznych warunkach. Tego my na Zachodzie powinniśmy się nauczyć. Synod się zakończył. Teraz zaczyna się praca nad wprowadzeniem w życie jego postanowień. Praca, która chrześcijanom Bliskiego Wschodu ma przynieść nadzieję. Bo –jak mówił na zakończenie synodu papież Benedykt XVI – „zbyt długo Bliski Wschód doświadcza konfliktów, wojen, przemocy i terroryzmu. (...) Nie wolno poddawać się w obliczu braku pokoju. Pokój jest możliwy. Pokój jest konieczny. Pokój jest niezbywalnym warunkiem godnego życia człowieka i społeczeństw. Pokój jest także najlepszym remedium na zjawisko emigracji z Bliskiego Wschodu”.