Zachwyt

Marcin Jakimowicz

GN 51-52/2022 |

publikacja 22.12.2022 00:00

„Jesteś o wiele bardziej spokrewniony z Bogiem, niż przypuszczasz” – wołał Abraham Joshua Heschel, najpopularniejszy chasyd czytany przez chrześcijan całego świata. Odszedł 23 grudnia 50 lat temu.

Abraham Joshua Heschel (1907–1972). www.cranbrooktownsman.com Abraham Joshua Heschel (1907–1972).

Przed laty przygotowywałem konferencję na temat modlitwy. Pisałem o tym, by „nie szukać życia duchowego, ale relacji z Tym, który nas bezgranicznie kocha”; cytowałem Jeffa Eggersa, nauczającego: „Wystarczy, że aureola zsunie ci się o 15 centymetrów, a stanie się stryczkiem”, o. Aleksandra Mienia, podpowiadającego: „Nie może być mowy o żadnym »bilansie osiągnięć«. Wielkim niebezpieczeństwem jest sprawdzanie, czy daleko już się wspięliśmy. Należy zawsze uważać, że znajdujemy się dopiero na pierwszym stopniu. Bóg w każdym momencie może nas przenieść na dziesiąty”, i s. Małgorzatę Borkowską: „Modlitwa, podczas której sprawdzamy ciągle, czy się modlimy, jest tylko psią zabawą w kręcenie się za własnym ogonem”. Szukałem konkluzji. I znalazłem ją u Heschela. Jego dewiza idealnie podsumowywała całą moją pisaninę: „W modlitwie nie chodzi o modlitwę. W modlitwie chodzi o Boga”. Innym razem przygotowywałem artykuł o świętowaniu szabatu. I znów cały mój tekst zmieścił się w jednym zdaniu chasydzkiego filozofa: „Największym grzechem człowieka jest zapominanie, że jest on księciem”.

Urodzony w Warszawie Abraham Joshua Heschel (1907–1972) miał rzadką zdolność opowiadania o zawiłych zagadnieniach filozofii i religii w prosty, celny i przenikliwy sposób. Dlaczego chrześcijanie tak chętnie sięgają po jego wydawnictwa? Pierwszy powód wyjaśnia podtytuł wydanej przez dominikanów książki „Prosiłem o cud”: „Antologia duchowej mądrości”. Drugim jest to, że Heschel był mostem, na którym spotykali się żydzi i chrześcijanie. Cieszył się ogromnym autorytetem wśród Amerykanów różnych wyznań nie tylko ze względu na swe prace, ale i z powodu zaangażowania w ruchy propagujące pokój i prawa obywatelskie. Pisał po niemiecku, hebrajsku, w jidysz i po angielsku. „Wiara to rumieniec wywołany obecnością Boga” – przypominał.

Wyciągnięty z ognia

Oboje jego rodzice (Mordechaj i Rajzel z domu Perlow) wywodzili się z cenionych rodzin chasydzkich. Abraham Joshua był ich szóstym, najmłodszym dzieckiem. Otrzymał tradycyjne żydowskie wykształcenie, po czym wyruszył na studia do Berlina. Na pięć lat przed wybuchem II wojny światowej udało mu się obronić doktorat dotyczący biblijnych proroków, a trzy lata później został następcą Martina Bubera we frankfurckim Jüdische Lehrhaus. Niedługo cieszył się z nominacji. Już w październiku 1938 roku wraz z innymi Żydami został wyrzucony z uczelni, a naziści kazali mu wracać do Polski. Przez kilka miesięcy nauczał w warszawskim Instytucie Studiów Judaistycznych, po czym tuż przed wojną ruszył przez Anglię do Stanów Zjednoczonych. Tu zapuścił korzenie, nauczając aż do śmierci w nowojorskim Jewish Theological Seminary. „Mówię jako ten, komu udało się opuścić Warszawę zaledwie na sześć tygodni, nim zaczęła się tragedia” – wspominał. „Kresem mej podróży był Nowy Jork, ale równie dobrze mógł to być Oświęcim lub Treblinka. Jestem jak głownia wyciągnięta z pożogi. Mówię jako ten, który często boi się, by Bóg nie odwrócił się ze wstrętem od człowieka”.

Jako profesor żydowskiej etyki i mistycyzmu publikował wiele prac dotyczących religijności wschodnioeuropejskich Żydów, symbolizmu religijnego, idei człowieczeństwa w myśli żydowskiej i u proroków. „Niezależnie od tego, dokąd podróżował, zawsze zmierzał ku Ziemi Świętej, zaś gdziekolwiek mieszkał, jego domem pozostawała Jerozolima” – wspominał prof. Samuel H. Dresner­. Książki Heschela ukazywały Boga poszukującego człowieka, nie „niewzruszonego poruszyciela”, lecz „najbardziej wzruszonego poruszyciela”. Tego, który wychodzi pierwszy na spotkanie, wyciąga rękę, nie zniechęca się, tęskni.

To nasza wina

„Zrobiliśmy wszystko, by wyjałowić Ewangelię; zanurzyliśmy ją w neutralizującym płynie. Stępione zostało wszystko, co uderzające, wykraczające poza zwyczaj, wstrząsające. Religia stała się nieszkodliwa, spłaszczona, grzeczna i rozsądna – i przez to niestrawna. Kościół nie jest już, jak w pierwszych wiekach, triumfalnym pochodem życia przez cmentarze świata” – pisał Paul Evdokimov. Niemal identyczną diagnozę, tyle że dotyczącą judaizmu, znalazłem w książce „Bóg poszukujący człowieka”. „Zwykło się obwiniać nauki przyrodnicze i antyreligijną filozofię, że we współczesnym społeczeństwie religię odsunięto w cień” – pisze Heschel. „Byłoby jednak bardziej uczciwe winić samą religię za jej porażki. Upadek religii nie wyniknął stąd, że została odrzucona, lecz stąd, że stała się nieistotna, zwietrzała, przygniatająca i mdła (…). Kiedy religię narzuca się jako jarzmo, strach, wówczas gwałci ona, a nie ożywia ducha człowieka”.

Sól traci smak. Jak temu zapobiec? Zanurzyć się w Biblii, największym przywileju ludzkości – podpowiada chasyd. „Tyle mamy do powiedzenia o Biblii, że nie jesteśmy gotowi na to, by usłyszeć, co Biblia ma do powiedzenia o nas”.

​Bóg​ ​nie chce być sam

Dlaczego Żydzi przetrwali niemal dwa tysiące lat diaspory? Co połączyło po 1947 roku na ziemi Izraela ludzi z innych „planet”: wiedeńskiego filharmonika, nowojorskiego bankiera, komsomolca z blokowisk Nowosybirska, biednego krawca z zapadłego sztetl z kresów Rzeczpospolitej i czarnoskórego Etiopczyka? Mieli wspólne wspomnienia. Każdego tygodnia, przy zapalonych przez matkę w domu świecach, opowiadali o wyjściu z egipskiej niewoli tak, jakby zdarzyło się wczoraj. Gdy syn w czasie wieczerzy sederowej pytał ojca o powód świętowania, słyszał: „Dzieje się tak ze względu na to, co uczynił Pan dla mnie w czasie wyjścia z Egiptu”. Dla mnie! „Wiele z tego, czego wymaga Biblia, można zawrzeć w jednym słowie: »Pamiętaj!«” – podsumowywał Abraham Joshua Heschel. Co ciekawe, to samo hebrajskie słowo oznacza „pamięć” i „męskie nasienie, plemnik”. Przekazujemy pamięć.

Boże Narodzenie to znakomity czas, by dokładnie pół wieku po śmierci filozofa przypomnieć jego spostrzeżenie: „Bóg może nie mieć znaczenia dla człowieka, ale człowiek ma wielkie znaczenie dla Boga. ​Bóg​ ​nie chce być sam,​ ​zaś człowiek​ ​nie może pozostawać na zawsze nieczuły​ ​na to, co On pragnie mu pokazać”.

Żar

Jego intuicje nieraz bywały dla mnie zimnym prysznicem. „​Kto jest syty i zadowolony, nigdy naprawdę nie pragnął. Kto zaś pragnie światła Boga, miast spokoju woli, by palił go żar, trwoni swe życie przez wzgląd na miłość, wie bowiem, że zadowolenie jest cieniem, nie światłem” – pisał. Nic dziwnego, że ze względu na podobne dewizy okrzyknięto go „najbardziej chrześcijańskim z żydowskich autorów”.

„Kilka lat przed śmiercią przeszedł poważny zawał serca, po którym nie odzyskał już pełni sił. Pojechałem do Nowego Jorku, by go odwiedzić” – wspomina przyjaciela filozof Samuel H. Dresner.­ „Tamtego dnia wstał po raz pierwszy z łóżka, by się ze mną przywitać. Siedział w saloniku blady i zmęczony. Wypowiadał słowa wolno i z wysiłkiem, prawie szeptem. Wytężałem ze wszystkich sił słuch, by usłyszeć, co mówi. »Kiedy odzyskałem przytomność – powiedział do mnie – nie czułem wcale rozpaczy ani złości. Czułem jedynie wdzięczność wobec Boga za całe moje życie, za każdą przeżytą chwilę. Byłem gotowy do odejścia. Weź mnie do siebie, Panie – pomyślałem – widziałem już w życiu tyle cudów«. Przerwał na chwilę, zmęczony, a następnie dodał: »To właśnie miałem na myśli, gdy pisałem we wstępie do zbioru mych wierszy: ‘Nie prosiłem o sukces. Prosiłem o cud. A Ty mi go dałeś’«. Opuściłem mieszkanie Heschela i szedłem w milczeniu, nie wiedząc, dokąd idę, i nie zwracając uwagi na innych ludzi, przygnieciony świadomością, że człowiek, który znaczy tak wiele dla tak wielu, jest śmiertelnie chory. Nagle w moim umyśle z całą ostrością stanęły słowa, którymi zakończył swą pierwszą ważną książkę »Człowiek nie jest sam«: »Naszym największym problemem nie jest to, jak przeżyć każdy następny dzień, ale jak odpłacić się Bogu. ‘Cóż oddam Panu za wszystko, co mi wyświadczył?’ (Ps 116,12). Gdy życie jest odpowiedzią, śmierć staje się powrotem do domu. Najgłębsza mądrość, jaką może posiąść człowiek, to zrozumieć, że jego przeznaczeniem jest pomoc i służba. Dla człowieka pobożnego umrzeć to przywilej«. Dzień przed śmiercią Heschel, wbrew zakazom otoczenia, pojechał do Connecticut i stał na mrozie i śniegu przed bramą więzienia stanowego, ponieważ w tym dniu miał zostać wypuszczony na wolność jego przyjaciel, ksiądz, uwięziony za udział w demonstracji”.

„Jesteś o wiele bardziej spokrewniony z Bogiem, niż przypuszczasz” – przypominał. „Jedyne, co może w pełni uwolnić i wypełnić serce człowieka, to właśnie zwrócenie się ku Niemu, oddanie Mu chwały i postawienie Go na pierwszym miejscu”. Zaraz, zaraz… Czyż nie jest to kwintesencja chrześcijaństwa? •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.