Granice (nie)pokoju

Jacek Dziedzina

GN 7/2023 |

publikacja 16.02.2023 00:00

Idea dwóch państw – Izraela i Palestyny – jest praktycznie martwa. Nie chce jej żadna ze stron konfliktu arabsko-‑żydowskiego.

Porozumienie z Oslo z 1993 r. (podpisane jednak w Waszyngtonie – na zdjęciu) dawało cień nadziei na pokój między Żydami a Palestyńczykami. Arnie Sachs /CNP/dpa/pap Porozumienie z Oslo z 1993 r. (podpisane jednak w Waszyngtonie – na zdjęciu) dawało cień nadziei na pokój między Żydami a Palestyńczykami.

Przez ostatnie trzy dekady rozwiązanie dwupaństwowe (two-states solution) było osią całego tzw. procesu pokojowego na Bliskim Wschodzie. Idea ta opierała się na przekonaniu, że tylko zgoda Izraela na powstanie państwa palestyńskiego i równocześnie uznanie przez Palestyńczyków Państwa Izrael może przynieść pokój w regionie. Tej opcji trzymały się praktycznie wszystkie rządy amerykańskie, zachodnioeuropejskie, ten postulat popierała także Stolica Apostolska. Dziś coraz głośniej mówi się to, o czym każdy „po cichu” wiedział od zawsze: to projekt praktycznie niewykonalny. Nie tylko dlatego, że w Izraelu rządzi dziś opcja polityczna, która całkowicie wyklucza powstanie suwerennego państwa palestyńskiego. Po drugiej stronie dominują siły, które odmawiają Państwu Izrael prawa do istnienia, ale i same nie byłyby zdolne udźwignąć ciężaru odpowiedzialności, jaką miałoby być państwo palestyńskie. Co więcej, po stronie palestyńskiej zawsze brakowało – poza wybitnymi jednostkami – siły politycznej, która byłaby skłonna tworzyć trwały kompromis z Izraelem; nawet wtedy, gdy w państwie żydowskim rządziła bardziej koncyliacyjna w tych sprawach izraelska lewica. To dlatego dziś nawet poważni analitycy i politycy na Zachodzie mówią głośno to, czego dotąd nie wypadało: dwóch państw – palestyńskiego i izraelskiego, współistniejących zgodnie obok siebie – nigdy nie będzie. Czy rozwiązanie jednopaństwowe (one-state solution), czyli państwo żydowskie obejmujące kolejne terytoria palestyńskie i zapewniające prawa arabskiej mniejszości, to jeszcze większa tykająca bomba, czy jedyna rozsądna alternatywa?

Niewykonalne

Gdy parę miesięcy temu magazyn „Foreign Policy” ogłosił ankietę wśród swoich analityków i współpracowników właśnie na ten temat, w pierwszym odruchu część autorów napisała z oburzeniem, że samo postawienie pytania, czy rozwiązanie dwupaństwowe jest jeszcze wykonalne, należy uznać za nieodpowiedzialne. Bo zanegowanie może uruchomić kolejną falę przemocy. Jednak niemała część uczestników ankiety (choć mniej niż połowa autorów), zachęcona pytaniem, odważyła się wyrazić sceptycyzm. Assaf Orion, emerytowany izraelski generał brygady, pracownik naukowy Instytutu Studiów nad Bezpieczeństwem Narodowym (INSS) w Tel Awiwie i współpracownik Instytutu na rzecz Polityki Bliskowschodniej w Waszyngtonie, napisał, że dla niego określenie rozwiązania dwupaństwowego jako już „niewykonalne” sugeruje, że kiedykolwiek było wykonalne, a dopiero później stało się niewykonalne. „Rozwiązanie dwupaństwowe zależy od tego, czy obie strony go chcą i są w stanie je utrzymać, i przetrwać. Przez ponad dwie dekady wymagana wola polityczna w Izraelu i wśród Palestyńczyków była niewystarczająca, bo obie strony wątpią, czy rozwiązanie w postaci dwóch państw jest w ogóle osiągalne. W dającej się przewidzieć przyszłości Hamas jako znacząca siła przeciwstawna będzie utrudniał taką opcję, podczas gdy zarówno on, jak i cała Autonomia Palestyńska nie mają woli, zdolności i poparcia, by przewodzić zjednoczonemu, stabilnemu państwu palestyńskiemu jako wiarygodnemu partnerowi dla pokoju. Podsumowując, rozwiązanie dwupaństwowe jest obecnie nieosiągalne, o ile kiedykolwiek było” – pisze emerytowany generał.

Kleptokracja Arabów?

Z kolei Alia Brahami, członek programów bliskowschodnich w Atlantic Council, przekonuje, że za brak możliwości zrealizowania idei two-states solution odpowiada strona izraelska, dla której rozwiązanie dwupaństwowe stało się tylko pretekstem do utrzymywania, jak twierdzi, okupacji Zachodniego Brzegu. Autorka – choć ma raczej propalestyńskie poglądy – sugeruje, że alternatywą mogłoby stać się rozwiązanie jednopaństwowe. „Miałoby to na celu stworzenie federacji Arabów i Żydów cieszących się równymi prawami w jednym demokratycznym kraju. To lepiej odzwierciedlałoby wieloetniczną rzeczywistość społeczności żyjących pod kontrolą Izraela i lepiej pasowałoby do zmieniającej się kultury globalnej”.

Danielle Pletka z wydziału spraw zagranicznych i obrony Amerykańskiego Instytutu Przedsiębiorczości uważa z kolei, że rozwiązanie dwupaństwowe zawsze było sformułowaniem pozbawionym treści. „Chodzi o to, czy Autonomia Palestyńska może ewoluować od terrorystycznej kleptokracji do rządu, który troszczy się o swoją ludność. Kiedy tak się stanie, rozwiązanie dwupaństwowe będzie naturalne. Wcześniej będzie to prawie niemożliwe” – uważa. Jej kolega po fachu, Husajn Ibish z Instytutu Państw Zatoki Perskiej w Waszyngtonie, przyznaje, że model dwóch państw jest nierealny, więc alternatywą może być „jakaś forma federacji” dla obu narodów.

Kto bardziej winny?

W głosach sceptycznych co do możliwości zrealizowania idei two-states solution przeważa opinia, że winna jest strona izraelska. Ibrahim Frajhat pisze: „Masowa ekspansja izraelskich osiedli strukturalnie przekształciła Zachodni Brzeg w oderwane od siebie skupiska ziemi, co uniemożliwia ustanowienie niezależnego, żywotnego i suwerennego państwa palestyńskiego, które mogłoby zapewnić godne życie swoim obywatelom”. Zdaniem krytyków Izraela idea dwóch państw została ostatecznie pogrzebana przez słynny plan Trumpa, znany również jako „umowa stulecia”, który uznawał niepodzielną Jerozolimę za odwieczną stolicę Izraela, a tereny z Doliny Jordanu – za izraelskie. Ale przez długi czas wielu polityków i analityków zachodnich nie chciało przyznać, że problemem jest również (a może nawet przede wszystkim) radykalizm palestyńskiego Hamasu, który nie jest zdolny do zawarcia jakiegokolwiek wiążącego dłużej porozumienia. Od początku zresztą Palestyńczycy działali według zasady: wszystko albo… wszystko. To znaczy, że u źródeł konfliktu leży ich niezgoda na podział Mandatu Brytyjskiego w Palestynie, jakiego w 1947 roku dokonała ONZ, na dwa państwa – żydowskie i arabskie. Przy czym o ile Żydzi mieli już przygotowane struktury i rzeczywiście mogli stworzyć realnie działające państwo, o tyle Palestyńczycy dotąd nie mieli aspiracji państwowotwórczych, nie mieli nawet poczucia odrębności narodowej, za to mieli przekonanie – w wielu przypadkach słuszne – że zamieszkiwaną przez nich ziemię musieli oddać bardziej zorganizowanym Żydom. Zarówno Palestyńczycy, jak i reszta Arabów nie widzieli w tamtym czasie w ogóle miejsca dla Żydów i stąd Państwo Izrael rodziło się w stanie nieustannego zagrożenia wojną.

Oslo-żnie

Nadzieja na trwały pokój pojawiła się po podpisaniu porozumienia z Oslo w 1993 roku. Izraelscy negocjatorzy i przedstawiciele Organizacji Wyzwolenia Palestyny ustalili wówczas zasady samostanowienia Palestyńczyków na Zachodnim Brzegu i w Gazie. Liderem OWP był wówczas Jasser Arafat, a premierem Izraela – Icchak Rabin. Arafat zobowiązał się odrzucić terroryzm, a także – co należy uznać za przełomowe – obiecał przestać negować prawo Izraela do istnienia. Izrael natomiast uznał OWP za przedstawiciela narodu palestyńskiego. Strony ustaliły również zasady funkcjonowania palestyńskiego samorządu podczas pięcioletniego okresu przejściowego oraz ramowy plan kolejnych etapów izraelsko-palestyńskich negocjacji. Porozumienia z Oslo doprowadziły do podpisania w 1995 roku tymczasowej umowy w sprawie Zachodniego Brzegu i Strefy Gazy. Poszerzała ona palestyńską autonomię przez ustanowienie wybieralnej władzy – Rady Palestyńskiej – oraz dalsze wycofywanie wojsk izraelskich z Zachodniego Brzegu. Problem w tym, że krótko po zawarciu tych porozumień Icchak Rabin został zamordowany. Trudno powiedzieć, na ile zabójca działał sam, a na ile reprezentował szersze kręgi izraelskich elit, które uznały porozumienia z Oslo za kapitulację Izraela przed terrorystami. Ale i druga strona nie pozostawała bez winy – samobójcze zamachy bombowe terrorystów z Hamasu (który dopiero 11 lat później przejął władzę) w Jerozolimie i Tel Awiwie zburzyły i tak kruche porozumienie.

Obcy bliźni

Wydawało się, że nadzieja na nowe otwarcie odżyła w 2000 roku, gdy na zaproszenie prezydenta USA Billa Clintona izraelski premier Ehud Barak i przewodniczący Autonomii Palestyńskiej Jasser Arafat spotkali się na szczycie w Camp David. To tam Palestyńczycy otrzymali najlepszą jak dotąd ofertę, którą jednak Arafat odrzucił. Niepowodzenie szczytu skończyło się wybuchem II intifady, gdy palestyńska ulica, oczywiście z inspiracji Hamasu, postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce. Nie ma wątpliwości, że terror stosowany przez Hamas jest główną przeszkodą w zawarciu jakiegokolwiek trwałego porozumienia. Ale przed Hamasem również okazało się to niemożliwe. Po stronie izraelskiej zaś panuje przekonanie, że nie ma odwrotu od dotychczasowych zdobyczy, nie ma więc mowy o jakimkolwiek kroku wstecz. Czy kolejnym krokiem powinno być rozwiązanie jednopaństwowe? Warunkiem byłoby uznanie przez władze Izraela, że arabska mniejszość musi mieć zapewnione wszelkie prawa obywatelskie. To nie tylko wymóg współczesnych standardów demokratycznych. Obietnice, jakie Bóg daje swojemu ludowi w Biblii, wiążą się często z poszanowaniem i włączeniem innych narodów w życie Izraela. „Zaiste, Pan zlituje się nad Jakubem, i znowu sobie obierze Izraela: da im odpocząć we własnej ojczyźnie. Cudzoziemiec przyłączy się do nich i zostanie wcielony do domu Jakuba” (Iz 14,1); „Takie samo prawo będzie dla tubylców i dla cudzoziemców przebywających pośród was” (Wj 12,49); „Przybysza, który się osiedlił wśród was, będziecie uważać za obywatela” (Kpł 19,33b). •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.