„Nie mogę dopuścić do tego, żeby w synagodze w Chuście zabrakło 10 Żydów”. Reportaż z Zakarpacia

Grażyna Myślińska

GN 21/2023 |

publikacja 25.05.2023 00:00

Tylko jedna synagoga w środkowej Europie przetrwała Zagładę. Węgrzy profanować nie bardzo chcieli, Niemcy chcieli, ale nie zdążyli. Władza radziecka miała czas i ochotę, ale nie mogła walczyć z kobietami, które utworzyły żywy łańcuch wokół budynku i nie przestraszyły się wycelowanej w nie broni.

Klein z mamą i bratem. Klein z mamą i bratem.
GRAŻYNA MYŚLIŃSKA

To było w 1970 roku. Wtedy w mieście był jeszcze rabin. W szabat i święta mieszcząca pół tysiąca wiernych synagoga była wypełniona po brzegi. W połowie lat 70. zaczęła się emigracja do Izraela. Najpierw po kilka rodzin rocznie, ale im bliżej końca ZSRR, tym rzeka emigrantów była szersza. Dzisiaj mieszka tu zaledwie kilkanaście żydowskich rodzin.

Minjan to zgromadzenie złożone z co najmniej 10 Żydów płci męskiej po 13. roku życia, wymagane do odprawiania modlitw w synagodze. W ten szabat zebrało się jedenastu: Giennadij, Eduard, Wołodia, Oleh, Lonia, Arkadij, Witalij, Michaił, Istvan, Rusłan, Jurij. Najstarszy, Istvan Klein, z trudem doczłapał z pomocą chodzika. – Nigdy nie byłem religijny – ani ja, ani moja rodzina. Teraz chodzę regularnie do synagogi, żeby było przepisowe 10 osób na minjan. Nie mogę dopuścić do tego, żeby w synagodze w Chuście zabrakło 10 Żydów – mówi Klein.

Niepotrzebnie się spieszyłem

Mieszka niedaleko synagogi, ale droga do domu zajmuje mu więcej niż kwadrans. – Słabo chodzę, bo jak mi wstawiali biodrowy implant w szpitalu w Kijowie, to pomylili protezy. Teraz jedną nogę mam o 10 cm krótszą – wyjaśnia. Zanim wejdziemy w bramę, opowiada: – W tym domu urodziłem się 88 lat temu i tu mam nadzieję umrzeć. Nie ruszając się z miejsca, mieszkałem na czterech ulicach i byłem obywatelem czterech państw. Moja ulica za Czechosłowacji nazywała się Krasna, czyli Piękna. Węgrzy uczcili nią pamięć grafa Josepha Telekiego, uczonego, który się tu urodził, bolszewicy za ZSRR woleli, by patronem był Maksym Gorki, a niepodległa Ukraina postanowiła, że będzie to ulica Karpackiej Ukrainy. Miejsce się nie zmieniło. Zmieniały się tylko adresy, państwa, moje obywatelstwo. Ten dom kupili moi rodzice w 1921 roku. Był zbudowany specjalnie dla Żydów, ponieważ miał kuczkę (dach nad kuchnią jest rozsuwany). Tam świętowaliśmy Sukkot, rozsuwaliśmy dach i spaliśmy jak w szałasie.

Wchodzimy do środka. Klein z ulgą zapada się w fotel. Zaczyna opowiadać: – Urodziłem się jako wcześniak. Całkiem niepotrzebnie aż tak bardzo na ten świat się spieszyłem. Nie okazał się dla mnie dobry. Rodzice byli zasymilowanymi Żydami węgierskimi, madziarskimi patriotami. Pradziad mamy, Dawydowycz, w czasie Wiosny Ludów walczył u Kossutha. Ojciec był węgierskim oficerem. Został zmobilizowany jesienią 1914 roku i był w wojsku przez całą wojnę. Walczył na froncie włoskim. Mama pobierała nauki w Baden-Baden. Świetnie mówiła po niemiecku. Pochodziła z Koszyc. W naszym domu mówiło się po węgiersku. W innych żydowskich domach dominował jidysz. Po wojnie ojciec kontynuował studia medyczne i otrzymał dyplom lekarza medycyny ogólnej. Chciał otworzyć prywatny gabinet. W 1921 roku rodzice wzięli ślub. Ojciec miał 25 lat, mama 17. Zamieszkali w czechosłowackim od niedawna Chuście, gdzie w owym czasie było tylko trzech lekarzy. Od roku 1925 aż do 1941 mój ojciec był tam naczelnym lekarzem, a do tego prowadził prywatną praktykę. Żyliśmy dostatnio. Rodzice i ja z dwójką rodzeństwa, starszym bratem i młodszą siostrą. Oboje zmarli w Izraelu.

Opowieść przerywa bicie zegara. To stuletni elektryczny zegar, kiedyś cud techniki. – Do dziś chodzi dokładnie – mówi Klein. – Odmierzał nam dobre i tragiczne godziny.

Najczarniejsze dni

– W 1938 roku Węgry przyjęły ustawodawstwo antyżydowskie, ale wtedy jeszcze nas nie mordowali. Ja aż do 1944 roku chodziłem do węgierskiego gimnazjum. W szkole nikt nie pytał uczniów o narodowość – wspomina ­Klein. – Kiedy w marcu 1939 roku Niemcy zajęli Czechosłowację, Zakarpacie ogłosiło się niepodległym państwem Karpato-Ukrainą. Nastały dni chaosu i bezprawia. Nowe władze ukraińskie nakazały nam opuścić dom i wynosić się na Węgry. Do Chustu wkroczyła armia węgierska. W wielkiej bitwie między ochotnikami Karpackiej Ukrainy a regularnym wojskiem węgierskim na Krasnym Polu pod Chustem zginęło bardzo wielu moich kolegów. Po bitwie trwały rozstrzeliwania i masowe aresztowania. Wkroczenie Węgrów do Chustu rodzice powitali z ulgą, jak wybawienie. Tylko że to nie były te habsburskie Węgry, które pamiętali. Ledwie sytuacja w mieście się trochę uspokoiła, Niemcy i Sowieci napadli na Polskę. Pamiętam furmanki z uchodźcami z Polski. Było wielu Żydów. Uciekali z Galicji przed Niemcami i przed bolszewikami. Chust zapełnił się bieżeńcami.

W końcu czerwca 1941 roku Węgry wypowiedziały wojnę ZSRR. Wtedy węgierskie władze w Chuście oznajmiły, że ci Żydzi, którzy nie mają węgierskiego obywatelstwa, zostaną wydaleni. Niemcy podstawili ciężarówki i ci ludzie zniknęli [27 i 28 sierpnia 1941 roku zostali rozstrzelani w Kamieńcu Podolskim. Zamordowano wówczas około 23 600 osób pochodzenia żydowskiego deportowanych z węgierskiego Zakarpacia – przyp. G.M.].

Żydów z węgierskim obywatelstwem władze siłą wcielały do korpusu pracy. Tam było ciężko, dużo pracy, mało jedzenia. Było coraz gorzej, ale – jak na warunki wojenne – życie toczyło się w miarę spokojnie. 19 marca 1944 roku Wehrmacht zajął Węgry. Chociaż było już jasne, że Niemcy przegrali wojnę, z szatańską konsekwencją realizowali plan Zagłady Żydów. Nowe węgierskie władze temu sprzyjały. Nastały najczarniejsze miesiące w naszym życiu.

Ucieczka przed Zagładą

W marcu 1944 roku nikt jeszcze nie wierzył, że planowana jest Zagłada Żydów. – Uratowali nas dwaj pacjenci ojca. Jeden był wysokiej rangi oficerem węgierskim, nazywał się Geza Borsonyj. Miał bliskie kontakty z oficerami niemieckich służb bezpieczeństwa. Na początku 1944 roku gestapowcy zaprosili go do Auschwitz i zaprezentowali pomysł na ostateczne rozwiązanie kwestii żydowskiej, w tym istnienia Żydów węgierskich. Po powrocie z tego wyjazdu odwiedził ojca, ostrzegł przed Zagładą i poradził, byśmy uciekli z Chustu. Najlepiej do Budapesztu, bo tam łatwiej się ukryć.

Rodzice rozpoczęli przygotowania do ucieczki, ale nie zdążyliśmy wyjechać. Dostaliśmy się do getta jako jedni z pierwszych. Ojciec, matka, mój starszy brat Gyorgy i ja. Panował tam nieopisany ścisk. Niemcy pocieszali, że wkrótce podstawią wagony i wywiozą nas do lepszych warunków. Ojciec wiedział, że do Auschwitz.

Inny z pacjentów ojca, Węgier, był taksówkarzem. Na początku maja 1944 roku przygotowaliśmy miejsce w ogrodzeniu getta. Następnego dnia przed świtem on podjechał, myśmy wsiedli. Taksówkarz wywiózł nas na dworzec kolejowy w Sighteu Marmatei, skąd pojechaliśmy do Budapesztu.

W Budapeszcie ojciec miał rodzinę, ale zamieszkaliśmy w pensjonacie na Svabhegy [Szwabska Góra – atrakcyjna dzielnica biznesmenów, artystów, polityków, o charakterze kurortu – przyp. G.M.]. Wybór tego miejsca był sprytnym posunięciem, bo mieszkało tam wielu niemieckich funkcjonariuszy i nikt nie poszukiwał żydowskich zbiegów. Później kilka razy zmienialiśmy miejsca pobytu. 15 października władzę objęli strzałokrzyżowcy i zaczęły się pogromy.

Tego dnia na nocleg 15/16 października przyjęli nas znajomi z Chustu, Węgrzy, którzy służyli w wojsku, więc ich dom był stosunkowo bezpieczny. Pogromowcy szli od domu do domu, wyganiali mieszkańców, oddzielali Żydów, bili ich i pędzili nad Dunaj. Szykowaliśmy się na śmierć, ale oni zatrzymali się na sąsiedniej kamienicy, zostawiając sobie naszą na następny dzień. Tej nocy mój ojciec osiwiał.

Nie wychodziliśmy z domu, w którym ukryliśmy się, nie podchodziliśmy do okien. Od końca grudnia aż do 13 lutego 1945 roku miasto stało w ogniu. Mieliśmy znajomego, był listonoszem, chodził z dużą torbą. W tej torbie przynosił nam jedzenie. Kiedy Budapeszt skapitulował, wyszliśmy z ukrycia i ja z bratem ruszyliśmy pieszo do Chustu, około 400 kilometrów. Szliśmy 10 dni. Rodzice mieli dołączyć później.

Życie bez radości

Miasto było bezludne. Nasz dom ogołocono ze wszystkiego. Kilka dni później do domu dotarli rodzice. Pojawili się kolejni ocaleni, aptekarz Elek, producent tałesów Fishel Landau… Było nam trochę raźniej. Latem wrócił Ignac Wertheimer wywieziony do Auschwitz. Wracało coraz więcej Żydów, przynosili wieści o losie tych, którzy nigdy nie wrócą. Ojciec znowu pracował jako lekarz. Pacjentów było wielu. Nie mieli pieniędzy, płacili żywnością. Głód nam nie groził. Gdy sytuacja się ustabilizowała i radziecka władza uruchomiła szpital, ojciec ponownie objął stanowisko naczelnego lekarza. Nasze życie wchodziło w nowe tory, ale było pozbawione radości.

Ja skończyłem studia prawnicze na uniwersytecie we Lwowie, w 1955 roku otrzymałem dyplom. Pracowałem jako prawnik, ale nie należałem do partii, więc kariery zrobić nie mogłem. Ożeniłem się. Żona była Rosjanką, pochodziła z Moskwy. Przeżyliśmy razem 64 lata, nie mieliśmy dzieci.

Nie lubię wracać do przeszłości. To bolesne i bezcelowe. Młodzież jej nie zna i nie rozumie. A z drugiej strony nie chcę, żeby ścieżki wiodące do przeszłości zarosły zielskiem zapomnienia. Lubiłem fotografować. Teraz nie lubię oglądać zdjęć, które kiedyś zrobiłem. Czasem jednak wyciągam stare fotografie i patrzę na ludzi, których już nie ma. Chciałbym ich znowu zobaczyć.•

Chust

Miasto rejonowe u ujścia Riki do Cisy, w Kotlinie Marmaroskiej na Ukrainie, w obwodzie zakarpackim. Obecnie liczy 28 tys. mieszkańców. Do 1919 r. należał do Węgier, następnie został przyłączony do Czechosłowacji. W 1939 r. po upadku Czechosłowacji Chust został stolicą niepodległej Karpato-Ukrainy. 14 marca 1939 r. miasto zostało zdobyte przez wojska węgierskie, a następnie wraz z resztą Rusi Zakarpackiej włączone do Węgier. Do 1944 roku Chust był miastem wielonarodowym, przy czym niemal połowę mieszkańców stanowili Żydzi. W mieście znajdowały się największa w Europie Środkowej jesziwa (ponad 800 uczniów) i osiem synagog, z których jedna przetrwała wojnę. Drugą pod względem liczebności grupą byli Rusini. Kolejne miejsca zajmowali Węgrzy, Czesi i Słowacy oraz Niemcy. Po II wojnie światowej Chust znalazł się w granicach ZSRR, a od roku 1991 wszedł w skład niepodległej Ukrainy.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.