Koniec „biznes-kościołów”

Jacek Dziedzina

GN 34/2011 |

publikacja 25.08.2011 00:15

Węgrzy wzięli się za scjentologów i inne organizacje (para)religijne. Ponad 300 wspólnot wyznaniowych straci wkrótce uznawany przez państwo status Kościoła.

Krzyż scjentologów. Kościół Scjentologiczny na Węgrzech straci od stycznia status Kościoła uznawany przez państwo PAP/DPA/Gero Breloer Krzyż scjentologów. Kościół Scjentologiczny na Węgrzech straci od stycznia status Kościoła uznawany przez państwo

Od lat 90. ub. wieku Kościoły na Węgrzech rosły jak grzyby po deszczu. I wcale nie chodzi o budowane nowe świątynie, tylko o kolejne rejestrowane związki wyznaniowe. Skrajnie liberalne prawo do zakładania „Kościołów” doprowadziło do powstania 358 organizacji religijnych. A przynajmniej powołujących się na religię. Dzięki prawnemu statusowi Kościoła wszystkie z automatu otrzymywały subwencje z budżetu państwa, a obywatele mogli oddawać 1 proc. podatku na ich działalność. Tymczasem niektóre z tych organizacji, jak Kościół Scjentologiczny, stale figurują w Węgierskim Biurze Bezpieczeństwa Narodowego jako potencjalne zagrożenie dla państwa. Kuriozalna zatem była sytuacja, w której państwo finansuje grupę zagrażającą jego bezpieczeństwu. To między innymi stało się punktem wyjścia dla zmian, które redukują liczbę uznanych Kościołów do 14. Sprawa budzi skrajne emocje, także w Europie.

Decyduje parlament

Z pomysłem wystąpił koalicjant rządzącej partii Fidesz premiera Victora Orbána, czyli Chrześcijańsko-Demokratyczna Partia Ludowa (KDNP). Początkowo projekt (którego szczegóły GN otrzymał z Budapesztu) zakładał redukcję wyznań do 13 „uznanych” i 8 „społecznie ważnych” Kościołów plus 23 Kościoły „o zasięgu ogólnokrajowym lub powiązane z religiami światowymi”. Tym 44 Kościołom pozostawiono by prawo do subsydiów z kasy państwa oraz do 1 proc. z podatku obywateli, którzy wskazali dany Kościół. Pozostałe „zdelegalizowane” Kościoły mogłyby wystąpić o rejestrację, a decyzję podejmowałby Trybunał Sprawiedliwości w Budapeszcie. Ostatecznie jednak parlament przegłosował bardziej radykalną wersję, na skutek poprawek wniesionych przez Fidesz.

I tak od 1 stycznia przyszłego roku na Węgrzech będzie działać oficjalnie tylko 14 uznanych przez państwo Kościołów: katolicki, kalwiński, luterański, unitariański, baptystyczny, 5 prawosławnych oraz 3 żydowskie (określenie „Kościół” ma tutaj charakter prawny, nie teologiczny) i, jako jedyny z tzw. nowych Kościołów, bardzo wpływowa społecznie Kongregacja Wiary (węg. Hit Gyülekezete). Pozostałe wspólnoty, zarówno te, które utraciły status Kościoła, jak i zupełnie nowe, będą mogły aplikować o uznanie przez państwo do właściwego ministra (obecnie będzie zajmował się tym wicepremier Zsolt Semjén, lider chrześcijańskich demokratów). To pierwsza różnica z pierwotnym projektem. Druga – ostateczną decyzję o przyznaniu statusu Kościoła podejmie parlament większością 2/3 głosów, a nie, jak zakładano wcześniej, Trybunał Sprawiedliwości. Minister ds. religii, László Szászfalvi, powiedział niedawno, że kolejnych 10 wspólnot religijnych już czeka na debatę parlamentarną w swej sprawie, która ma się odbyć jeszcze jesienią tego roku. Politycy Fideszu i KDNP zdradzili, że wśród nich są m.in. muzułmanie, hinduiści, metodyści, adwentyści, mormoni i Kościół anglikański. One mają największą szansę na państwowy status Kościoła. Pozostałe – od stycznia stracą państwowe dotacje.

Zapora przeciw scjentologom

Autorzy zmian w prawie wyznaniowym nie kryją, że głównym motywem była potrzeba zablokowania nieograniczonego uznawania wszelkich grup, które powołują się na religię, a w rzeczywistości ich działalność nie jest zbyt przejrzysta lub wprost zagraża bezpieczeństwu państwa. A czasem religijna otoczka służy po prostu robieniu interesów, korzystając przy okazji z publicznych pieniędzy (stąd popularne określenie „biznes-kościoły”). – Teraz sytuacja jest naprawdę absurdalna – mówi GN Gábor Takács z budapeszteńskiego think tanku Nézőpont Intézet. – Mamy na przykład aż 17 zarejestrowanych różnych wspólnot buddyjskich, a liczba małych, rzekomo chrześcijańskich, ale w wielu przypadkach naprawdę dziwnych sekt jest nieskończona – wylicza węgierski analityk. Jego zdaniem, poprawki wniesione przez Fidesz, które jeszcze bardziej niż pierwotny projekt KDNP ograniczają rejestrację Kościołów, są wymierzone przede wszystkim we „wspólnoty” podejrzane o prowadzenie, pod przykrywką religii, działalności przestępczej lub typowo biznesowej. – Fidesz chciał ustawy bardziej „wodoszczelnej” głównie po to, by mieć pewność, że scjentologia nigdy więcej nie będzie uznana przez państwo. To tłumaczy m.in. przesunięcie decyzji o rejestracji z Trybunału do parlamentu. Rząd daje w ten sposób sygnał: żadna wspólnota, potencjalnie zagrażająca bezpieczeństwu państwa, nie może być przez to państwo uznana – mówi Takács.

Stare, dobre, sprawdzone

Kontrowersje budzi jednak nie tylko przeniesienie „kompetencji rejestracyjnych” wyznań do parlamentu. Również brak precyzyjnych kryteriów, według których jedne wspólnoty będą uznawane za Kościoły, a inne nie, nasuwa pewne wątpliwości co do przejrzystości procedury. Wiadomo tylko tyle: w aplikacji, składanej przez wspólnotę do ministerstwa (które później przekazuje ją do parlamentu), musi być udowodniona głównie działalność religijna, co najmniej
20 lat istnienia na terenie Węgier jako organizacja oraz brak podejrzeń o działalność wymierzoną w bezpieczeństwo kraju. Parlament podejmie decyzję na podstawie opinii ekspertów, oceny społecznego zaangażowania wspólnoty religijnej (chodzi m.in. o działalność charytatywną), weźmie też pod uwagę okoliczności dyplomatyczne. Nie wiadomo na przykład, czy i które z 17 grup buddystów zostaną uznane przez państwo. Jak dowiedział się GN, jest duża presja dyplomatyczna na węgierski rząd ze strony niektórych państw, by uznał poszczególne Kościoły. Również wybór 14 wspólnot, które już na starcie mają zagwarantowane zachowanie statusu Kościoła w sensie prawnym, nie miał „twardych” kryteriów, takich jak np. liczba wyznawców. Na liście znalazły się głównie wspólnoty, które mają długą tradycję historyczną, ale też wspomniana Kongregacja Wiary, która istnieje zaledwie od 1980 roku. Tylko w jej przypadku zadecydowała duża liczba członków i zaangażowanie w pomoc społeczną. – To jasne, że nie podając do końca ścisłych kryteriów i przekazując decyzję parlamentowi, rząd chciał zarezerwować dla siebie prawo do politycznej decyzji w tych sprawach – przyznaje Gábor Takács.

To nie katakumby

Przeciwko zmianom w prawie wyznaniowym próbowały protestować, co oczywiste, zainteresowane strony. Do Trybunału Konstytucyjnego, prezydenta, premiera i parlamentu wspólny list w tej sprawie wysłało 12 małych zborów chrześcijańskich i 4 pastorów. Ostatnio z pomocą przyszli im „węgierscy intelektualiści” (jak lewicowa prasa zwykła przedstawiać przeciwników prawicy), którzy wysłali już protesty do Rady Europy i unijnej komisarz Viviane Reding. – Te protesty mają najczęściej podłoże polityczne – ocenia analityk z Nézőpont Intézet. – Wśród sygnatariuszy listów są głównie politycy opozycji, w tym również skompromitowani politycy Partii Liberalnej, jest także były burmistrz Budapesztu. A wśród pastorów np. Gábor Iványi, były polityk węgierskiej Partii Liberalnej – wylicza Takács. Jego zdaniem, mimo protestów tradycyjnych oponentów obecnego rządu, większość Węgrów poprze zmiany, nawet jeśli zagraniczni komentatorzy znajdą kolejny powód do lamentowania nad „dyktaturą” Orbána.

Jest jeszcze jedna rzecz, którą trzeba w tym miejscu zaznaczyć. – Z faktu, że jakaś grupa religijna nie jest uznana przez państwo za Kościół, nie wynika, że jest „zakazana” i wobec tego musi zejść do katakumb jak chrześcijanie w Rzymie przed Konstantynem – wyjaśnia Gábor Takács. – Stawką jest państwowe wsparcie, które obecnie otrzymuje automatycznie 358 Kościołów, i możliwość otrzymania od podatników 1 proc. ich podatku na wskazany Kościół. Jednakże nawet nieuznane przez państwo Kościoły będą mogły otrzymywać 1 proc. z podatków, który przysługuje organizacjom pozarządowym, jeśli zarejestrują się jako organizacje cywilne. Dlatego cała debata powinna dotyczyć tego, czy państwo może mieć pewność, że bezpośrednie subwencje są przeznaczone tylko dla Kościołów naprawdę poważnych, szeroko znanych i pożytecznych dla społeczeństwa.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.