W wierzeniach rdzennych mieszkańców leżącej na Pacyfiku wyspy Mangaia, takie imię nosić miał pierwszy, zmarły mężczyzna z ich ludu.
Roman Koszowski /GN
Winna latorośl
Rdzenni mieszkańcy Polinezji wierzą, że to z niej powstali ludzie
Jan Knappert, autor „Mitologii Pacyfiku” (wyd. Rebis, 2001 r.) porównuje Veeteni do greckiego Adonisa, który zmarł młodo, a następnie, dzięki boskiej interwencji, stał się symbolem kończących się i powracających po czasie pór roku. Z Veeteni jest podobnie – mityczna opowieść o nim traktuje tak naprawdę o powracającym po każdej nocy dniu, ale by ją zrozumieć, musimy jeszcze wiedzieć, kim był Tangaroa.
Tangaroa to polinezyjski bóg morza i stwórca wszechrzeczy, który początkowo panował nad nocą, lub (jak podają inne źródła) przebywał w ciemnej, morskiej muszli, a więc i na ziemi więcej było ciemności, niż słonecznego światła.
Gdy pewnego razu „stwórca Tangaroa bujał w przestrzeniach nad nieskończonym morzem, wysłany przez niego ptak Tuli szukał miejsca, gdzie mógłby odpocząć. Zrzucał skały tworząc wyspy. Kiedy Tuli skarżył się na brak cienia Tangaroa kazał mu zasadzić winną latorośl, z której powstali ludzie” – czytamy w „Leksykonie mitologii” (wyd. Muza, 2003 r.).
Powstali, zostali stworzeni, ale że są śmiertelni, dowiedzieli się dopiero w momencie zgonu Veeteni. Jego matka Manga, ojciec Tueva i siostra Tiki na znak żałoby przyodziali czarne stroje i przez całą, niezwykle długą, pradawną noc, śpiewali pełne smutku pieśni.
Gdy wreszcie nastąpił wschód słońca, stało się coś niespodziewanego. Ujrzeli, jak Veeteni powraca do nich z krainy umarłych, krocząc po oceanicznych falach. Ich radość nie trwała jednak długo. Wszak dni były wówczas króciutkie, a noce wyjątkowo długie. Co z tego, że Veeteni miał do nich wracać każdego ranka, skoro po chwili znów musiał odchodzić do świata duchów?
Veeteni zaczął więc gorliwie modlić się do boga Tangaroi i ten wysłuchał jego prośby. Sprawił, że dzień stał się tak samo długi jak noc.
Jak pisze wspominany tu już Jan Knappert „do dzisiejszego dnia dla upamiętnienia Veeteni intonuje się żałobne pieśni i treny”, a pogrzebowe ceremonie na wyspie Mangaia „po śmierci syna lub brata są wyjątkowo skomplikowane, pełne symbolicznych znaczeń, a jednocześnie niezwykle piękne”.
Kościół z tym walczył, ale jak widać ta walka nie była do końca wygrana.
W ostatnich latach także w tej dziedzinie pojawia się we mnie mnóstwo pytań i wątpliwości...
Czyli tak naprawdę co? Religia? Filozofia? Styl życia zwany coraz częściej lifestyle’m?