Fiński bóg? Szaman? Orfeusz Północy?
Postać ta często pojawiała się w dawnych fińskich i karelskich runach, czyli w pieśniach ludowych. Także on sam miał układać pieśni, które miały mieć moc tworzenia rzeczywistości.
„Jest wspaniałym śpiewakiem, a zarazem starcem posiadającym wiedzę o początkach rzeczy, dzięki czemu potrafi zaklinać rzeczywistość: stwarza i przemienia przedmioty, leczy ludzkie rany, nadaje prawa” – charakteryzowała Väinämöinena Karina Jarzyńska w „Eposach świata” (wyd. PWN, 2011 r.). Jest on bowiem przede wszystkim jednym z bohaterów „Kalevalii” – fińskiego eposu narodowego, spisanego w XIX wieku przez Eliasa Lönnrota.
Według dawnych fińskich wierzeń matką Väinämöinena była Ilmatar – bogini-stworzycielka, która zapłodniona została wichrem i morzem, a jej ciąża (źródła różnie podają) trwać miała od 30 do nawet 700 lat.
To na jej kolanie przed tysiącami lat kaczka wysiadywała jajo, z którego po czasie wykluł się świat. Dół skorupki stał się ziemią (którą Ilmatar odpowiednio ukształtowała), góra nieboskłonem, żółtko słońcem, zaś białko księżycem.
Väinämöinen natomiast jako pierwszy zasiał zboże, wytworzył żelazo, zbudował łódź i kantele – tradycyjny fiński instrument muzyczny, który przed wiekami pełnił też funkcje rytualne. Grając na nim, w czasie jednej z mitycznych wypraw, uśpił swych wrogów i odebrał im magiczny młynek Sampo. Innym razem, gdy jego zaloty odrzuciła młoda dziewczyna (był dla niej za stary), stworzył prawo nakazujące zakładać rodziny w młodym wieku.
Jak na szamana, czy też kapłana przystało, modli się w „Kalevalii” do fińskiego boga nieba Ukko, odprawia rytuał przebłagania niedźwiedzia, gdy ten ma zostać zabity, a także – za sprawą magii – zdejmuje z Kalevy klątwę, po której na ludność tej krainy spadła zaraza. A to jeszcze nie wszystko.
Jak czytamy w „Leksykonie mitologii” (wyd. Muza, 2003 r.) „pod postacią błyskawicy zrzucił do morza rozniecony w niebie (…) ogień, który rozsypał się, a jedna iskra trafiła do brzucha łososia i tliła się tam, dopóki łosoś nie wpadł w sieci rybaka. W ten sposób ogień został przekazany na ziemię”.
Pewnego razu Väinämöinen przyjął też postać węża, dzięki czemu udało mu się wpełznąć do Pohjoli (krainy umarłych) i spotkać się z przebywającym tam czarownikiem.
Pod koniec życia ów Orfeusz Północy miał odpłynąć do nieba w wykonanej z miedzi łódce. Zgodnie z mitycznymi opowieściami Plejady są jego łapciami, zaś Orion kosą.
Kościół z tym walczył, ale jak widać ta walka nie była do końca wygrana.
W ostatnich latach także w tej dziedzinie pojawia się we mnie mnóstwo pytań i wątpliwości...
Czyli tak naprawdę co? Religia? Filozofia? Styl życia zwany coraz częściej lifestyle’m?