Na Wschodzie to właśnie ona uchodzi za cel ludzkiej egzystencji.
Upragniony stan młodopolskich poetów i jedno z pojęć-kluczy pozwalających zrozumieć wierzenia buddyjskie.
Ale przecież nie tylko buddyjskie, bo podobny termin spotykamy także w dżinizmie, czy hinduizmie. W tym ostatnim co prawda mówi się o mokszy, ale w obu przypadkach dosłownie chodzi o wygaśnięcie, wyzwolenie, uwolnienie się.
Od czego? Cierpień, żądz, trudów egzystencji („pierwotnie nirwana oznaczała wygaśnięcie trójognia – namiętności, nienawiści iluzji” pisała Marta Kudelska w książce "Hinduizm").
Wejście w stan nirwany ma być możliwe po osiągnięciu oświecenia, czyli buddyjskiej świętości rozumianej jako poznanie doskonałe. Wiedzie do niego dziesięć stopni dzięki którym, sukcesywnie, wierny doskonali się wewnętrznie. Dzięki kontemplacji pokonuje m.in. gniew, czy egoizm, coraz bardziej uświadamiając sobie iluzję własnego „ja”.
W procesie tym pomocne są nauki Buddy, któremu udało się osiągnąć stan nirwany. Także Mahawira – indyjski filozof i twórca dżinizmu – pogrążyć miał się w nirwanie.
To właśnie nirwana uważana jest na Wschodzie za cel ludzkiej egzystencji. Nie jest jednak ona odejściem w nicość. Po prostu, „dharmy przestają się przejawiać w tym samym potoku osobowości, podobnie jak płomień po zdmuchnięciu nie ginie, gdyż ogień jako żywioł istnieje — zgodnie z indyjskimi wierzeniami — wiecznie”, czytamy w PWN-owskiej encyklopedii „Religia”.
Wspomniane w cytacie dharmy należy rozumieć jako prawa, nakazy, normy społeczne, czy powinności, a więc wszystko to, co w psychologii zawiera w sobie pojęcie freudowskiego superego.
*
Tekst z cyklu Alfabet religii
Kościół z tym walczył, ale jak widać ta walka nie była do końca wygrana.
W ostatnich latach także w tej dziedzinie pojawia się we mnie mnóstwo pytań i wątpliwości...
Czyli tak naprawdę co? Religia? Filozofia? Styl życia zwany coraz częściej lifestyle’m?