Sąd w Mediolanie zasądził odszkodowanie dla rodziny świadka Jehowy za przetoczenie krwi wbrew jego woli - donosi Rzeczpospolita. W czasie przymusowej transfuzji (w wyniku stresu?) mężczyzna zmarł.
Przetoczenie krwi było jedyną szansą na uratowanie życia mężczyźnie, który zgłosił się do szpitala w ciężkim stanie z powodu złośliwego nowotworu przewodu pokarmowego.
Mimo początkowej zgody na brak przetoczenia konsylium ostatecznie uznało, że to jedyna szansa. Starszy zboru świadków Jehowy nie wyraził zgody, więc najpierw próbowano go ubezwłasnowolnić, a gdy psychiatra odmówił takiego oświadczenia, uzyskano decyzję sądową zezwalającą na transfuzję.
Przy pomocy policji usunięto rodzinę i współwyznawców, a chorego przywiązano do łóżka. Pacjent w czasie transfuzji zmarł w wyniku ataku serca, a sąd uznał, że działanie wbrew woli pacjenta pogwałciło jego godność i spowodowało stres, który był przyczyną śmierci.
Jednocześnie stwierdził, że lekarze przetaczając krew nie złamali prawa, gdyż było to konieczne dla ratowania życia.
Na marginesie tej sprawy "Rzeczpospolita" przypomina casus Eluany Englaro, której wolę (wyrażaną ustnie) nieutrzymywania w stanie wegetatywnym uznał sąd kasacyjny, skazując kobietę de facto na śmierć z głodu.
Wobec sprzeciwu szpitali i włoskiego ministerstwa zdrowia ojciec będzie mógł wyegzekwować wyrok tylko za granicą - twierdzi "Rzeczpospolita".
Kościół z tym walczył, ale jak widać ta walka nie była do końca wygrana.
W ostatnich latach także w tej dziedzinie pojawia się we mnie mnóstwo pytań i wątpliwości...
Czyli tak naprawdę co? Religia? Filozofia? Styl życia zwany coraz częściej lifestyle’m?