Kino akcji z chrześcijańskim przesłaniem? Czy to w ogóle możliwe? Film „Księga ocalenia” to mieszanka wybuchowa.
Nie dlatego, że tak wiele dzieje się na ekranie, chociaż znajdziemy tu efektowne sceny walki. Raczej dlatego, że twórcy „Księgi ocalenia” usiłują połączyć ogień z wodą, wykorzystując chrześcijańskie odniesienia w gatunku typowo komercyjnym. Faktem jest, że religią wielkich wytwórni filmowych jest raczej zysk niż chęć ewangelizacji. Od jakiegoś czasu jednak zmienia się podejście do wątków religijnych, które częściej zaczęły się pojawiać w filmach komercyjnych dysponujących dużym budżetem. To ryzykowne przedsięwzięcie. Tym bardziej że niewiele można wymienić udanych przykładów „poważnych” filmów religijnych. Czyli pośrednio lub bezpośrednio wykorzystujących wątki Starego i Nowego Testamentu.
Wędrowiec znikąd
„Księga ocalenia” wywołuje bardzo różne reakcje, aż do totalnego potępienia. Film z pewnością nie wzbudziłby tak skrajnych opinii, gdyby nie znalazły się w nim wyraźne nawiązania do Biblii. U jednych sama obecność tematu wiary, zwłaszcza w pozytywnym oświetleniu, wywołuje fobię. Innym nie podoba się wykorzystywanie wątków religijnych do celów komercyjnych. „Księga ocalenia” Allena i Alberta Hughesów, która odniosła sukces komercyjny, jest przykładem takiego właśnie kina. Eliasz zagrany przez Denzela Washingtona przypomina bohaterów spaghetti westernów Sergia Leone czy późniejszych filmów Clinta Eastwooda. Jest małomówny, owiany mrokiem tajemnicy, wyłania się znikąd. Tyle że działa nie na Dzikim Zachodzie, lecz w nieodległej przyszłości, w krajobrazie wypalonej nuklearnym kataklizmem Ameryki. Od trzydziestu lat przemierza spustoszony kraj, gdzie na poboczach zniszczonych autostrad dostrzec można wraki samochodów i zrujnowane domy. Nie wiemy, skąd idzie, ale wkrótce dowiadujemy się dokąd. Na zachód.
Posłaniec z maczetą
Wyludniony świat po kataklizmie nękają choroby i głód. W walce o przetrwanie zwyciężają najsilniejsi i najbardziej bezwzględni. Eli co jakiś czas spotyka na swej drodze bandy zdegenerowanych oprychów, gotowych na każdą zbrodnię. Gwałt i przemoc są tu na porządku dziennym. By przeżyć, Eli musi się bronić. A że sprawnie posługuje się każdym rodzajem broni, radzi sobie nieźle. Ale broni nie tylko siebie. Broni tytułowej księgi. Widz szybko domyśla się, że jest nią Biblia. To z jej powodu pobyt w rządzonym przez niejakiego Carnagie i jego ludzi miasteczku zakończy się starciem. Bo Carnegie pragnie za wszelką cenę zdobyć egzemplarz Biblii. Jedyny, jaki pozostał na świecie. Wszystkie zostały zniszczone po wojnie, bo wielu uważało, że to właśnie religia stała u jej podstaw. Carnegie uważa, że może księgę wykorzystać do zdobycia władzy nad ludźmi. Natomiast Eli, niczym biblijny prorok z Księgi Królewskiej, jest obrońcą słowa Bożego. Jego wędrówka na zachód rozpoczęła się, gdy usłyszał głos Boga. Ma za wszelką cenę chronić świętą księgę, by jej przesłanie odrodziło zdegenerowany świat.
Kim jest bohater filmu? Widzimy go, jak się modli, czyta i cytuje fragmenty Pisma Świętego. Jednak nie zawsze śpieszy z pomocą tym, którzy jej potrzebują. Uważa, że nie może zboczyć ze wskazanej mu ścieżki, bo to może zakłócić jego misję. Czy jego brutalne rozprawy z przeciwnikami można usprawiedliwić koniecznością samoobrony i celem, który mu przyświeca. Czy można to pogodzić z chrześcijańskim przykazaniem miłości? Wbrew pozorom, ten czerpiący pełnymi garściami z popkulturowej mitologii film skłania do zadawania ważnych pytań, do poważnych refleksji. Może o to właśnie chodziło…
Księga ocalenia, reż. Allen Hughes, Albert Hughes, wyk.: Denzel Washington, Mila Kunis, Gary Oldman, Ray Stevenson, USA 2009
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Kościół z tym walczył, ale jak widać ta walka nie była do końca wygrana.
W ostatnich latach także w tej dziedzinie pojawia się we mnie mnóstwo pytań i wątpliwości...
Czyli tak naprawdę co? Religia? Filozofia? Styl życia zwany coraz częściej lifestyle’m?