„Gotowość do spotkania się między przedstawicielami islamu i chrześcijaństwa wymaga bowiem otwartości, której niejednokrotnie brakuje wśród wyznawców tych religii” – mówi imam Omar Abdel Fattah, przy okazji obchodzonego wczoraj Dniu Islamu w Kościele katolickim w Polsce. W rozmowie z KAI opowiada o dialogu międzyreligijnym, swoich doświadczeniach, także o relacjach żydowsko-muzułmańskich.
Dawid Gospodarek (KAI): Jesteś bardzo młodym imamem. Opowiedz najpierw o sobie i o tym, jak wygląda przygotowanie do pełnienia tej funkcji.
Omar Abdel Fattah: Urodziłem się w 1997 r. w Lublinie, w polsko-palestyńskiej rodzinie. Od dziecka wychowywany byłem jako muzułmanin, natomiast dopiero jako nastolatek zacząłem świadomie praktykować moją religię. Po ukończeniu liceum wyjechałem na studia do Poznania, gdzie najpierw studiowałem dziennikarstwo, lecz szybko uznałem, że nie jest to kierunek odpowiedni dla mnie i w kolejnym roku akademickim zacząłem studiować arabistykę. W ramach samej arabistyki w moich pracach dyplomowych podejmowałem tematy z zakresu islamu i jego źródeł. Jednocześnie przez 4 lata mojego życia w Poznaniu udzielałem się i szkoliłem pod okiem tamtejszego imama, obecnie muftiego – Youssefa Chadid. To on poprzez regularne szkolenia i angażowanie mnie w posługę religijną przygotował mnie do roli imama. Dużo nauczyłem się również od mojego ś.p taty – Nedala Abu Tabaq, który również pełnił funkcję imama w Lublinie i muftiego przy Lidze Muzułmańskiej w RP. Rada Imamów przy LM zdecydowała o przyznaniu mi statusu imama w 2021 roku.
Czym dla Ciebie jest Dzień Islamu w Kościele katolickim? Jak rozumiesz ten dzień, jakie masz z jego obchodami doświadczenia?
– Jest do dla mnie manifestacja otwartości, braterstwa ale i odwagi. Z obu stron. Gotowość do spotkania się między przedstawicielami islamu i chrześcijaństwa wymaga bowiem otwartości, której niejednokrotnie brakuje wśród wyznawców tych religii. Stojąc razem i promując dobre przesłania łączące nas jako ludzi wiary, niewątpliwie wzmacniamy nasze braterstwo na poziomie ludzkim jak i duchowym, a to jest konieczne wobec wyzwań dzisiejszego świata.
Odwaga natomiast przejawia się w świadomym kontynuowaniu tych pięknych inicjatyw pomimo głosów krytyki z obu stron, które chciałyby widzieć świat w czarno-białych barwach, tak aby uprościć złożoną rzeczywistość, w której żyjemy i aby móc budować kapitał na skrajnych emocjach, które można podsycać w społeczeństwie.
Możesz podzielić się swoim doświadczeniem dialogu międzyreligijnego? Czy widzisz w nim wartość, może ktoś Cię inspirował? Może miały miejsce jakieś budujące, inspirujące wydarzenia?
– Dla mnie dialog międzyreligijny był swego rodzaju rzeczą naturalną i integralną częścią mojej rzeczywistości. Było tak przede wszystkim dzięki mojemu tacie, który był pionierem tego dialogu w Polsce. Zawsze z dumą obserwowałem go na spotkaniach międzyreligijnych w świątyniach czy na uczelniach. To on był i jest dla mnie główną inspiracją, bo szczerze wierzył w sens tego dialogu i to, że jego owoce będą słodkie.
W spotkaniach międzyreligijnych brałem udział już jako nastolatek, najpierw w Katowicach, następnie na studiach w Poznaniu i przy różnych okazjach w Warszawie. Pozwoliło mi to poznać wielu niesamowitych ludzi dobrej woli i wiary, takich jak ksiądz Tadeusz Czakański, doktor Mariola Kozubek z ruchu Focolari czy ksiądz Marcin Wrzos – oni wszyscy umocnili mnie w przekonaniu, że dialog jest drogą, o którą warto walczyć.
Czy sam w chrześcijaństwie znajdujesz coś inspirującego dla Ciebie?
– Niewątpliwie inspiracją dla mnie jest bogobojność i wielka wrażliwość, którą wielu szczerze praktykujących chrześcijan czerpie z nauk swojej religii. Jest to rzecz, na którą zwraca uwagę Bóg w Koranie, mówiąc:
I z pewnością się przekonasz, że najbliżsi, przez swoją przyjaźń, tym, którzy uwierzyli, są ci, którzy mówią: „My jesteśmy chrześcijanami!” Tak jest, albowiem są wśród nich księża i mnisi i oni nie wbijają się w pychę (Koran 5:82).
Teraz wiele osób mogłoby wyliczać afery, których bohaterami byli księża, ale niesprawiedliwością jest, by obraz całej wspólnoty wyznaniowej był determinowany zachowaniem osób, które sprzeniewierzyły się naukom własnej religii. Jeśli ktoś ma być wyczulony na taką niesprawiedliwość, to właśnie my muzułmanie wiemy, jak to jest, kiedy przez pryzmat zła wyrządzonego przez wąską grupę ludzi próbuje się zdeprymować wszystkich wyznawców religii. Z tego powodu wolę skupiać się na przykładach takich osób jak ś.p. ksiądz Jan Kaczkowski czy mój przyjaciel z Zakonu Braci Dominikanów we Wrocławiu, Piotr Oleś. Pokora, wiara, otwartość na drugiego człowieka i dobroć, którą tacy ludzie sobą reprezentują, powinna być wynoszona na powierzchnię dużo śmielej, niż afery różnorakich wykolejeńców.
Co możesz powiedzieć o wspólnocie muzułmanów w Polsce? Jak dziś można ją scharakteryzować? Czy na przestrzeni ostatnich lat coś się zmieniało?
– Wspólnota muzułmanów w Polsce jest przede wszystkim mocno zróżnicowana etnicznie. Mamy ludzi z całego świata, głównie z Azji Centralnej, Indii, Pakistanu, Bangladeszu czy krajów arabskich. Są też Polscy konwertyci, czy muzułmanie z urodzenia będący już drugim pokoleniem, jak w moim przypadku, czy nawet trzecim pokoleniem, bo niektórzy z moich rówieśników mają już swoje dzieci.
Społeczność muzułmańska w Polsce ma też to do siebie, że jest raczej niestała – ludzie przyjeżdżają i za kilka miesięcy czy lat, wyjeżdżają. Są to głównie studenci, ludzie pracujący na kontraktach itd. Osoby żyjące tu na stałe to najczęściej lekarze, inżynierowie czy osoby prowadzące własne biznesy. W ostatnich latach jest zdecydowanie więcej osób przyjezdnych jako siła robocza, ale tak jak wspomniałem, są to raczej osoby, które nie widzą siebie na dłuższą metę w Polsce.
Ze względu na od zawsze napięte relacje świata arabskiego z Izraelem pewnie duże wyzwanie stanowi dialog islamu z judaizmem. Zwłaszcza aktualnie, w obliczu trwającej wojny z Palestyną. Sam masz palestyńskie korzenie. Da się budować dobre relacje mimo dramatycznych podziałów politycznych, mimo terroru, cierpień cywilów, niesprawiedliwości? Co w Polsce może robić razem społeczność muzułmańska i żydowska? Czy chrześcijanie mogą jakoś pomóc?
– Konflikt palestyńsko-izraelski w moim przekonaniu nie jest konfliktem religijnym. Pomimo ochoczego odwoływania się do religii, aby usprawiedliwić czystkę etniczną, obecny rząd państwa okupującego Palestynę, ma bardzo mało wspólnego z religią. Ortodoksyjni Żydzi ochoczo wyrażają swój sprzeciw przeciwko okupacji i nieludzkiemu traktowaniu Palestyńczyków. Władza, sprzedaż broni na masową skalę, utrzymanie neokolonialnych wpływów zachodnich na terenie Bliskiego Wschodu – to są główne motywy stojące za tym konfliktem. Jestem zatem święcie przekonany o tym, że możliwym, a nawet koniecznym jest budowanie dobrych relacji między wyznawcami islamu i judaizmu.
Każdy człowiek kochający Boga, i którego miłość do Boga pielęgnuje jego człowieczeństwo, bez cienia wątpliwości będzie w stanie postawić się po stronie ludzi, którzy są od dekad uciskani przez tyranów dzisiejszego świata. My wszyscy jako muzułmanie, chrześcijanie i żydzi musimy odnieść się do tych wartości, które nas łączą – sprawiedliwość, świętość ludzkiego życia i godność człowieka. Naszym punktem odniesienia powinien być Bóg i to czego On oczekuje, aby na świecie zapanowało dobro.
Jeśli na pierwszym miejscu będziemy stawiać nasze afiliacje z państwami, organizacjami i politykami, kosztem Boga i wartości naszych religii, będzie to moment, kiedy stracimy naszą wiarę, człowieczeństwo i moralny kompas, który powinien nas prowadzić w takich okolicznościach.
Co myślisz o międzyreligijnych spotkaniach modlitewnych o pokój? Czy dziś w Polsce jest szansa, by imamowie i rabini mogli razem wołać do Miłosiernego o pokój?
– Myślę, że jest na to szansa tak długo jak do takich modlitw powoływani są ludzie umiejący otwarcie powiedzieć, że to co obecnie wyrządza się niewinnym ludziom w Palestynie to niesprawiedliwość i czystka etniczna, bez usprawiedliwiania tego co czyni Izrael. Są takie momenty w historii, gdzie milczenie lub symetryzm jest czynnym udziałem w niesprawiedliwości. Ludzie wiary, a szczególnie osoby duchowne, muszą mieć odwagę i być moralnie spójne w takich momentach i oprócz modlitwy, muszą dawać przykład swoją postawą.
Czy poza Internetem dostrzegasz problem islamofobii w polskim społeczeństwie? Co dla akceptacji religijnej różnorodności w społeczeństwie mogą robić instytucje państwowe, szkoły, wspólnoty religijne?
– Dzięki Bogu na chwilę obecną islamofobia nie jest tak dotkliwa i widoczna jak miało to miejsce w latach 2014-2018, kiedy media i politycy różnych państw i opcji przy okazji kryzysu migracyjnego portretowali muzułmanów i islam jako największe z możliwych zagrożeń. Wówczas bardzo łatwo było doświadczyć islamofobii na ulicy osobom, które miały ciemniejszą karnację, lub kobietom zasłaniającym włosy chustą.
Ja jestem zdania, że problem jakichkolwiek fobii najczęściej wynika z braku wiedzy – ludzie boją się tego, co im nieznane. W naszych Centrach Muzułmańskich prowadzimy politykę otwartych drzwi, gdzie szkoły, uczelnie, różne koła i organizacje przychodzą na spotkanie z muzułmanami, aby posłuchać o islamie, zadać nurtujące ich pytania i na własne oczy zobaczyć meczet i muzułmanów. Organizujemy szkolenia na temat islamu i muzułmanów dla urzędników oraz policjantów. Człowiek zupełnie inaczej myśli i odnosi się do czegoś, czego doświadczył i co zna z pierwszej ręki.
Wspólnoty religijne, placówki oświaty i instytucje państwowe powinny zatem zacieśnić więzy współpracy, aby było jak najmniej niedopowiedzeń i przestrzeni na strach wywołany domysłami.
Dużym problemem dla religii jest radykalizm, fanatyzm. Często wiąże się z nim przemoc pod różnymi postaciami. Czy wśród muzułmanów w Polsce dostrzegasz jakieś tendencje do radykalnych poglądów? Jak w religijnych wspólnotach walczyć z fanatyzmem, nietolerancją?
– Dzięki Bogu nie widzę takich tendencji w naszych meczetach. Oczywiście są pojedyncze przypadki osób bardziej radykalnych w swoich poglądach, natomiast nie ma do tej pory żadnych przejawów przemocy. Tutaj znowu środkiem prewencyjnym jest edukowanie ludzi – to co mówi się z kazalnic i ambon musi być światłe i bliskie człowiekowi. Człowiek musi znajdować we wspólnocie i w świątyniach inspirację do tego, by być człowiekiem roztropnym, odpowiedzialnym, szukającym zmian przede wszystkim w samym sobie a nie na zewnątrz. Jeśli duchowni będą wskazywali palcem na wszystko wokół jako źródło problemu, wówczas będzie to rodziło przemoc.
Ponadto duchowni i instytucje religijne muszą być odważne – żyjemy w czasach grania na emocjach, populizmu i polaryzacji – w takich okolicznościach odwagą jest aby pozostać rozsądnym, wyważonym i cierpliwym. Być może ludzie chcieliby słuchać pełnych emocji nauk i kazań, z bardzo nośnymi hasłami, pod którymi kryje się niewiele treści. Nie jest to natomiast dobre – konieczne jest zatem edukowanie, uświadamianie, rozmawianie i kontestowanie różnych myśli i przekonań w obrębie wspólnot wyznaniowych, aby temperować ewentualne radykalne poglądy.
Wśród katolickich krytyków Dnia Islamu w Kościele katolickim często pada pytanie, dlaczego nie ma analogicznego „Dnia Chrześcijaństwa” w islamie. Zazwyczaj odpowiadam, że po pierwsze jako chrześcijanie inspirowani Ewangelią w robieniu dobra (tu – trosce o dobre relacje) nie powinniśmy oczekiwać wzajemności, a po drugie, to muzułmanie są w mniejszości i mają praktycznie codziennie „dzień chrześcijaństwa”. Znając świat muzułmanów w Polsce – jak to widzisz? Wiem, że inicjatywy analogiczne do Dnia Islamu odbywają się w Katowicach…
– Tak jak wspomniałeś, taki Dzień Chrześcijaństwa wśród muzułmanów organizowany jest już niemal od 6 lat w Katowicach w tamtejszym Centrum Kultury i Dialogu, pod okiem imama Abdul Jabbara Koubaisy, który jest twarzą dialogu międzyreligijnego od lat. Wybierany jest wspólny temat dla wszystkich religii i tak jak ma to miejsce przy Dniach Islamu w Kościele katolickim, prelegenci wygłaszają swoje przemówienia, jest też wspólna modlitwa i czas na dyskusję. Moją osobistą uwagą co do takich wydarzeń ogólnie jest ich ekskluzywność – dzieją się one w swego rodzaju bańce, której świadomi są ludzie związani z konkretnymi środowiskami.
Myślę, że warto by było poczynić wysiłek w kierunku popularyzacji informacji na temat takich wydarzeń, tak aby w powszechnej świadomości była zakodowana informacja, że takie spotkania mają miejsce, mają one swoją historię i jest w tym wszystkim wzajemność, ale przede wszystkim szczera chęć budowania mostów i nici porozumienia między nami.
Kościół z tym walczył, ale jak widać ta walka nie była do końca wygrana.
W ostatnich latach także w tej dziedzinie pojawia się we mnie mnóstwo pytań i wątpliwości...