- To książka o nas, Polakach, i naszej tożsamości oraz o tym, co nam w duszy gra, choć może nie zawsze zdajemy sobie do końca sprawę, skąd to się w nas wzięło - mówi Agnieszka Dobkiewicz, autorka książki "Pożydowskie. Niewygodna pamięć".
Kamil Gąszowski: Jakiego tematu dotyka Pani najnowsza książka "Pożydowskie. Niewygodna pamięć”?
Agnieszka Dobkiewicz: To moja trzecia książka, która będzie miała swoją premierę 15 maja. Wydało ją, jak dwie poprzednie, Wydawnictwo Znak z Krakowa. W „Małej Norymberdze” i „Dziewczynach z Gross-Rosen” opisałam rzeczywistość obozu koncentracyjnego KL Gross-Rosen i jego ponad 100 filii. W pierwszej nagłośniłam zapomniany temat procesów zbrodniarzy wojennych działających w tym strasznym miejscu. W drugiej, bardzo osobistej, przypomniałam więźniarki. Trzecia jest pokłosiem pracy nad dwoma pierwszymi. To właśnie wtedy, gdy analizowałam dokumenty, dotarło do mnie, że pierwszymi mieszkańcami w naszych dolnośląskich miasta po wojnie byli właśnie więźniowie obozów, którzy ocaleli. To oni jako pierwsi wchodzili do poniemieckich domów, które właściciele opuścili, uciekając przed zbliżającą się Armią Czerwoną. Zastanowiło mnie, co się takiego stało, że dziś o tym nie pamiętamy. Po wojnie Dolny Śląsk stał się miejscem, do którego przyjeżdżali kolejni obywatele polscy pochodzenie żydowskiego. W dokumentach zapisane jest to dokładnie tak: obywatelstwo - polskie, wyznanie - mojżeszowe. W pewnym momencie było ich nawet 100 tysięcy. Pokolenie moich rodziców ich pamiętało. Moja mama siedziała w klasie w ławkach z koleżankami pochodzenia żydowskiego, tak jak dziś dzieci polskie siedzą z ukraińskimi kolegami i koleżankami. Gdy ja się urodziłam, Dolny Śląsk był już inny. Zaczęłam się zastanawiać, dlaczego tak się stało i co po tej społeczności w nas, Polkach i Polakach zostało. Ostatecznie tę perspektywę dolnośląską poszerzyłam na całą Polskę. W książce, podróżując przez cały kraj przez 12 miesięcy roku polskiego i żydowskiego, stawiam pytanie: co się dzieje, kiedy (po)żydowskie zmienia się w polskie.
Skąd inspiracja do przedstawionych w niej historii?
Zawsze inspirowały mnie losy ludzkie. Wydaje mi się, że spojrzenie w reportażu na historię z perspektywy konkretnej osoby jest najcenniejsze, a „Pożydowskie. Niewygodna pamięć” to zbiór 12 reportaży. Moją podróż w poszukiwaniu odpowiedzi na dręczące mnie pytania zaczęłam w Kaliszu. Gdy w 2021 roku spalono tu królewski Statut Kaliski, co miało podłoże antysemickie, przeżyłam wstrząs. Byłam wtedy świeżo po wydaniu „Dziewczyn z Gross-Rosen”, które dokumentowały tragiczny los gross-roseńskich więźniarek. W tym Feli Szeps, dziewczyny z okładki książki, która straciła życie dzień po uwolnieniu przez aliantów, kiedy znaleziono ją porzuconą i ledwo żywą w jakiejś stodole, po dramatycznym marszu śmierci. U podłoża tragedii jej i innych gross-roseńskich dziewczyn leżał antysemityzm. I na moich oczach, w mojej ojczyźnie ten antysemityzm znowu doszedł tak drastycznie do głosu. Pojechałam do Kalisza sama zobaczyć, co się tam wydarzyło. Spotkałam tam przepięknych ludzi oraz poznałam historię przyjaźni Sabiny i Flejdy, która rozrywa serce. Z kolei do Kielc, gdzie w latach 40. XX wieku doszło do pogromu Żydów, pojechałam dzięki chasydce z Wałbrzycha Lei Chai Rozwadowskiej. Pokazała mi zupełnie inną perspektywę spojrzenia na tak trudny dla nas, Polaków, temat. W jednej z przepięknych miejscowości koło Zielonej Góry znalazłam opowieść o Sprawiedliwej Wśród Narodów świata i czeskiej Żydówce, która cudem wydostała się z masowej mogiły i którą ta pierwsza później uratowała, bo jej odwaga pokonała strach.
To już trzecia pozycja związana z KL Gross-Rosen. Będą następne?
To niezwykle trudne pytanie. W ubiegłym roku w ramach stypendium Ministra Kultury zbadałam kompleksowo świdnickie procesy zbrodniarzy KL Gross-Rosen. Więc dysponuję bardzo ciekawym i unikalnym materiałem badawczym. Obóz w Gross-Rosen już zawsze będzie gdzieś u podstaw mojego postrzegania rzeczywistości, bo jest to niezwykle silne i sugestywne przeżycie dla autora. Coraz częściej myślę jednak, że to, co powinnam zrobić dla rozpropagowania wiedzy o nim, zrobiłam. Wydaje mi się, że pora iść trochę dalej. Zwłaszcza że otrzymałam bardzo ciekawą propozycję z kolejnego dużego wydawnictwa, którą od kilku tygodni rozważam. Bardzo dużo z siebie dałam, pisząc o Goss-Rosen. Jeszcze więcej dostałam. Cieszy mnie, że opowieść o więźniarkach trafiła na scenę naszego Teatru Dramatycznego w Wałbrzychu do sztuki Seba Majewskiego „Nocny portier”, której miałam przyjemność być konsultantką. Cieszy mnie, że Zamek Książ i prezeska Anna Żabska zorganizowali Tydzień Pamięci Narodowej poświęcony właśnie KL Gross-Rosen. Że to właśnie w fili KL Gross-Rosen - AL. Fürstenstein świętowano po raz pierwszy od 79 lat zakończenie II wojny światowej. Cieszy mnie, że w Nowej Soli powstał pomnik poświęcony filii AL Neusalz, w czym miałam swój niewielki, ale jednak udział. Że naukowcy z Wrocławia podjęli się zbadania jednej z gross-roseńskich filii kobiecych. Cieszy też majowa premiera książki o więźniach kompleksu Riese „Krzyk cierpienia w Głuszy. AL Riese we wspomnieniach więźniów”, którą napisał na moją prośbę mój mąż Andrzej Dobkiewicz. Zresztą rewelacyjnie to zrobił. To prawdziwe historie sześciu mężczyzn, którzy drążyli podziemne tunele w Górach Sowich. Wydawcą książki jest wydawnictwo Technol, a stoją za nią burmistrz Głuszycy Roman Głód oraz Podziemne Miasto Osówka i prezes Zdzisław Łazanowski
Czy ze zdobytych informacji coś Panią zaskoczyło?
Tak. Opisuję to w rozdziale „Pożydowskie jedzenie”. Najbardziej zaskoczyły mnie pierniki toruńskie, które są… koszerne. I założę się, że niewiele osób o tym wie. Są też popularne w Izraelu. „Pożydowskie” mówi bowiem o bardzo różnych aspektach życia Polaków i Polek.
Dlaczego warto przeczytać tę książkę? Gdzie ją można nabyć?
Można będzie ją za chwilę nabyć w większości dużych księgarni w Polsce. Ci, którzy nie przepadają za zakupami w sieci, będą ją mogli znaleźć na pewno w Empikach. To książka o nas, Polakach, i naszej tożsamości, oraz o tym, co nam w duszy gra, choć może nie zawsze zadajemy sobie do końca sprawę, skąd to się w nas wzięło. Bo czy nam się podoba, czy nie w Polsce pożydowskie wychodzi z każdego kąta. Udając, że tak nie jest, sami siebie zubożamy.
Kościół z tym walczył, ale jak widać ta walka nie była do końca wygrana.
W ostatnich latach także w tej dziedzinie pojawia się we mnie mnóstwo pytań i wątpliwości...
Czyli tak naprawdę co? Religia? Filozofia? Styl życia zwany coraz częściej lifestyle’m?