publikacja 15.04.2010 09:58
W batalii o religijny pluralizm obecni są i jezuici. Uważali, że trzeba odrzucić argument wyższości zachodniej cywilizacji, opartej na „prawdziwej religii", zastępując go próbą autentycznego poznania tych, z którymi chce się nawiązywać kontakty (...) Jezuici otwarli m.in. cenione bardzo wysoko przez muzułmańską elitę kolegia, które sprzyjały wzajemnemu poznaniu się.
Yannou Herve
Jezuici i towarzystwo
WAM, Kraków 2010 r.
Tł.: Bolesław Dyduła
Ilość stron: 372
Trudności nie brakowało przy końcu XX i nie brakuje ich na początku XXI wieku. Zmieniła się też geografia teologicznych sporów. Począwszy od lat pięćdziesiątych znaczące centrum katolickiej refleksji teologicznej zaczęło zmieniać swoje miejsce. Dziś Rzym częściej spoziera w stronę świata anglosaskiego i azjatyckiego niż frankofońskiego. Pojawiają się nowe realia, szczególnie sprawa międzyreligijnego dialogu i synkretyzmu[1].
W batalii o religijny pluralizm obecni są i jezuici. Kongregacja Doktryny Wiary wykazała się szczególnym sceptycyzmem w stosunku do prac dwóch członków Towarzystwa: Belga Jacquesa Dupuis i Amerykanina Rogera Haighta, usiłujących pogodzić tradycyjną doktrynę chrześcijańską ze współczesną kulturą i religiami niechrześcijańskimi.
zdjęcie za: http://dlibrary.acu.edu.au/
Jacques Dupuis
Jacques Dupuis zmarł w rzymskim szpitalu 28 grudnia 2004 roku, w wieku osiemdziesięciu jeden lat. Dawny dyrektor przeglądu teologicznego „Gregorianum" był doradcą papieskiej Rady do spraw Międzyreligijnego Dialogu. Profesor na fakultecie teologicznym w Delhi przebywał w Indiach w latach 1948-1984, gdzie miał kontakt z innymi tradycjami religijnymi. Dumny z tego doświadczenia wyłożył swoje tezy o miejscu i roli innych religii w zbawieniu człowieka w napisanym przez siebie dziele pt. Vers une theologie chretienne du pluralisme re-Hgieux (Ku chrześcijańskiej teologii religijnego pluralizmu), opublikowanym w 1997 roku. Ten odważny tytuł musiał przyciągnąć uwagę przyszłego Benedykta XVI, wówczas prefekta Kongregacji Doktryny Wiary. Dostrzegł on w nim nowy przykład niebezpieczeństw refleksji, która zdążała do zapomnienia o boskości Jezusa. Dla przypomnienia rzymskiej ortodoksji kardynał Ratzinger opublikował 5 września 2000 roku ogólną deklarację, która narobiła wiele hałasu i zawirowań w łonie samego Kościoła. Dominus lesus przypominał katolicką naukę dotyczącą zbawienia przyniesionego przez Chrystusa i religii niechrześcijańskich. Dokument demaskował umniejszanie roli Jezusa Chrystusa przez relatywistyczne teorie.
W lutym 2001 roku Kongregacja Doktryny Wiary opublikowała notę kontestującą relatywizm i synkretyzm w teologicznej koncepcji zbawienia prezentowanej przez ojca Dupuis. Dokument podjął na nowo podniesione w jego książce kwestie w przedmiocie „interpretacji jedynego i powszechnego zbawczego pośrednictwa Jezusa Chrystusa, jedyności i pełni Objawienia w Chrystusie, zbawczego działania Ducha Świętego, przyporządkowania wszystkich ludzi Kościołowi, wartości i znaczenia zbawczej funkcji różnych religii". Kongregacja wytknęła „poważne dwuznaczności" i „trudności" w teologii jezuity.
W swojej zwartej i mocnej argumentacji eksinkwizycja przypominała, że zbawienie „całej ludzkości" dokonało się „w i przez Jezusa Chrystusa, wcielonego Syna Ojca". Wyłożyła też, że jest „niezgodne z wiarą" uważać Objawienie za „ograniczone, niepełne czy niedoskonałe" i widzieć różne religie świata jako „dopełniające drogi w Kościele w tym, co dotyczy zbawienia". Nota kończy się przypomnieniem, że „sakralne teksty innych religii nie mogą być uważane za dopełnienie Starego Testamentu, który stanowi bezpośrednie przygotowanie wydarzenia, jakim jest Chrystus". Jeśli można by doszukiwać się „ziaren prawdy i dobra" w innych religiach, dorzuca dokument, to „wywodziłyby" się one z pośredniczenia Chrystusa. Innymi słowy, działanie Ducha Świętego przejawia się również w niechrześcijanach i „by ich zbawić posługuje się On elementami prawdy i dobra, które znajdują się wprawdzie w różnych religiach", ale które spływają ostatecznie od Chrystusa.
Jacques Dupuis po trzech odmowach podpisał w końcu powyższy tekst, zatwierdzony przez Jana Pawła II. Jezuita zobowiązał się „uznać rzeczone tezy i trzymać się na przyszłość ich doktrynalnych treści", wskazanych przez Kongregację Doktryny Wiary. Konkluzje tej Kongregacji, dotyczące dzieła jezuity, miały być dołączane do jego ewentualnych przedruków, ponownych wydań czy tłumaczeń. Jacques Dupuis postanowił zaniechać uczenia na papieskim Uniwersytecie Gregoriańskim, gdzie był profesorem od dwudziestu lat, aby się poświęcić przygotowaniu odpowiedzi na odparcie zarzutów stawianych jego tezom. Chciał bowiem kontynuować debatę. „Czuję się bardziej wolny, nawet jeśli są sprawy, które mi nie sprawiają przyjemności. Wszyscy się zgadzamy z pierwszą częścią wniosków, ale ta druga część została skierowana przeciw mojej książce, podczas gdy ja nie prezentuję żadnych fałszywych tez", oświadczył prasie nazajutrz po swoim potępieniu. W Kongregacji Doktryny Wiary uważano, że kiedy Jacąues Dupuis złożył podpis pod postawionymi mu warunkami, to tym samym wyraził na nie zgodę. Dlatego żądano od niego, by przestał się skarżyć. Brakło mu jednak czasu na podtrzymanie swoich tez.
zdjęcie za: http://divinity.uchicago.edu/
Roger Haight
Dla tych samych racji i teologicznych intuicji, co w przypadku Dupuis, kardynał Joseph Ratzinger potępił dzieło Rogera Haighta Jesus Symbole of God (Jezus symbol Boga) (orbis Books, Nowy Jork 1999). Amerykański jezuita był najpierw profesorem na Weston School of Theology w Cambridge, a potem został oddelegowany na Woodstock Theological Center of Georgetown, prestiżowy uniwersytet Towarzystwa w Waszyngtonie. W swoich wykładach i w swojej książce omawiał w szczególności kwestię międzyreligijnego dialogu. Według niego „objawienie Jezusa uczy, że łaska Boża jest skuteczna i w innych religiach". Potwierdzanie znaczenia innych religii „nie umniejsza", jak mówił, „normatywności Jezusa Chrystusa".
Publikacja wydanej przez niego książki była okazją wzięcia pod lupę jego myśli. Według Kongregacji Doktryny Wiary tezy Haighta zawierały bardzo „poważne błędy doktrynalne przeciw Boskiej i katolickiej wierze Kościoła". Generałowi Towarzystwa przekazano w związku z tym cały szereg uwag, prosząc go, by te błędy uprzytomnił autorowi książki, od którego zażądano przedłożenia wyjaśnień i sprostowań w rzymskim dykasterium. Odpowiedzi, jakie otrzymano od o. Rogera Haighta uznano jednak za niewystarczające, ponieważ się nie wycofał ze swoich poglądów, przez co otwarł drogę dla rewizji doktrynalnej.
Od 13 lutego 2000 roku stróże nauki Kościoła wykazywali publicznie, że książka Jesus Symbole of God zawiera błędne i szkodliwe dla wiernych twierdzenia. Dwa lata później lista tych błędów została przesłana Towarzystwu, którego przełożeni zostali zobowiązani, by ojciec Haight je skorygował. Ten ostatni wycofał się ze swojego twierdzenia, że teologia powinna prowadzić dialog z postmodernistycznym światem. „Ma pozostać wierna pierwotnemu objawieniu i niezmiennej tradycji". To jednak jeszcze nie wystarczało Świętemu Oficjum, jezuita bowiem nie dostrzegał w Nowym Testamencie „podstawy dla doktryny o preegzystencji Słowa".
Nie poprzestając na przedłożeniu wizji niezgodnej z Soborem Nicejskim posunął się aż do tego, że Boskość Jezusa interpretował w sposób sprzeczny z wiarą Kościoła, „uznającego w Jezusie Chrystusie odwiecznego Syna Bożego, który stał się człowiekiem". Autor przedstawiał więc błędną doktrynę o Trójcy Świętej. Kongregacja potępiła również „pogląd autora, który się w rzeczywistości sprzeciwia nauce Kościoła, uznającego zawsze w Jezusie powszechny zamiar zbawczy, gdy idzie o Jego śmierć"[2]. „Pogląd" ten bowiem unicestwiał „od podstaw uniwersalną misję zbawczą Jezusa Chrystusa i konsekwentnie misję Kościoła głoszenia i przekazywania daru Chrystusa Zbawiciela wszystkim ludziom". Z powodu tak poważnych błędów doktrynalnych dykasterium zabroniło amerykańskiemu jezuicie nauczania teologii aż do czasu definitywnego skorygowania swoich poglądów. Potwierdzona przez papieża nota została podpisana przez kardynała Josepha Ratzingera i opublikowana na łamach „Osservatore Romano"[3], dziennika Stolicy Świętej
W związku z tą rzymską decyzją periodyk „Catholic Theological Society of America", którego prezesem był Haight, wyraził swoje „rozgoryczenie" i swoje „zaniepokojenie" o przyszłość teologicznej debaty, natomiast jezuita wyciągnął z tego wszystkiego wniosek, że nie trzeba „się spodziewać, iż pluralizm religijny będzie oficjalnie uznany przez Kościół katolicki". Próbował też ostatni raz usprawiedliwić swoje prace przed prasą. „Nie staram się za bardzo, żeby ten pogląd uznano za ortodoksyjny, chociaż jest on odosobniony. Rzecz ma się podobnie jak z kryzysem modernistycznym na początku XX wieku, kiedy to wiele poglądów uznanych za nie do przyjęcia, zostało później zaaprobowanych przez Sobór Watykański II". Roger Haight jest teraz profesorem w protestanckiej instytucji w Nowym Jorku, gdzie dalej prowadzi swoje badania i nie przestaje pisać.
TEOLOGIA W INDIACH
Rzymskie potępienie Rogera Haighta, a szczególnie Jacquesa Dupuis, przyjęto w Azji ze zdumieniem. Zmroziło ono głównie teologów hinduskich, z którymi ojciec Dupuis przez dwadzieścia pięć lat prowadził wykłady, zanim wrócił na Gregorianę. Mgr Henry D'Souza, biskup Kalkuty, zaniepokoił się „przyszłymi konsekwencjami" tego, co się wydarzyło i pytał czy „każda myśl, która nie zostanie wyrażona w terminach przeszłości", będzie traktowana podejrzliwie?
Ze swej strony jezuiccy myśliciele wyrazili oficjalnie „swoje zaniepokojenie" tym, co w rzymskich środowiskach wydało się nosić znamiona „cenzury indyjskiej teologii", której byli inicjatorami. Ojciec Dupuis od dawna był szeroko konsultowany przez azjatyckich biskupów, którzy swoją posługę sprawowali w środowisku religijnego pluralizmu i dostrzegali wielką wartość w refleksji opartej raczej na doświadczeniu niż spekulacji, gdy idzie o wiarę i prawdę.
Hinduskiemu jezuicie, teologowi, o. D. K. Johnowi trudno było zrozumieć to, że Stolica Święta widziała w ojcu Dupuis „uparciucha", choć zrobił tak dużo dla inkulturacji międzyreligijnego dialogu. Stawiało to pod znakiem zapytania całą strategię azjatyckich biskupów w regionie tak bardzo wrażliwym na wiarę chrześcijańską, której zaszczepianie wymagało jednak dialogu z pozostającymi w większości miejscowymi religiami.
Jezuiccy przełożeni subkontynentu bronili swoich podwładnych, potwierdzając konieczność rzeczywistej autonomii lokalnych Kościołów i teologii zakorzenionej w hinduskiej kulturze. Solennie zapewniali, że „rosnąca świadomość Kościoła, iż winien wcielać się w różne kultury, jest jednym z największych błogosławieństw, jakie Bóg zesłał na nas w ostatnich latach tego tysiąclecia"[4]. Nawoływali też do położenia „fundamentów teologicznych i pastoralnych" dla utworzenia „światowego Kościoła", „wspólnoty Kościołów lokalnych, odpowiedzialnych za miejscowe inicjatywy i problemy w kontekście misji", której jezuici byli awangardą, eksplorując „nowe tereny teologiczne" w Azji „wielokulturowej i wieloreligijnej". Nie wahali się też mówić o „braku wewnętrznego entuzjazmu i różnego rodzaju blokadach w kraju, będących prawdziwą «przeszkodą» dla postępu i inkulturacji subkontynentu".
Rzym więc głęboko się mylił; gorzej, Stolica Święta była hamulcem ewangelizacji w Azji. Została ona oskarżona o „nieufność" i „podejrzliwość", a nawet o ignorancję miejscowej rzeczywistości oraz unikanie dialogu. Rzymskie normy odbierano i przeżywano jako dezawuowanie dzieła jezuickich teologów na pierwszych placówkach katolickiej myśli w Indiach, gdzie usiłowali oni zaaklimatyzować chrześcijańskie orędzie według nich zbyt „uzachodnione". Przypominali, że chociaż chrześcijanie nie przekraczają 2,5% populacji subkontynentu, to jednak reprezentują 25 milionów wierzących, a więc grupę i kulturę, której z demograficznego punktu widzenia nie można bagatelizować.
Poirytowany i zaniepokojony arcybiskup Bombaju, kardynał Ivan Diaz[5], podkreślał, że hinduscy teologowie byli „źródłem troski" ze względu na „ich wpływ na lud, seminarzystów i zakonników, i że stali się prawdziwym wyzwaniem dla biskupów Azji". W kontekście walki z ubóstwem w Indiach i globalizacją Stolica Święta miała obawy, że ten subkontynent ulegnie tendencjom relatywistycznym i marksistowskim oraz ideom południowoamerykańskiej teologii wyzwolenia, z którą jezuici szeroko współpracowali i której Watykan nie przestawał zwalczać. Troska o utrzymanie za wszelką cenę jedności wśród katolickich wspólnot świata doprowadziła do tego, że Kongregacja Doktryny Wiary zareagowała z rzadką gwałtownością.
W 1994 ojciec Tissa Balasuriya, misjonarz w Sri Lance ze zgromadzenia oblatów Maryi Niepokalanej, został wezwany do usprawiedliwienia się ze swoich wątpliwości dotyczących grzechu pierworodnego i Niepokalanego Poczęcia. Nawoływał on do uznania przez katolicyzm prawowitości innych religii. Oskarżony przez biskupów swojego kraju stawił opór. Według Rzymu teolog ten lansował „relatywistyczne" podejście do religii, które mieszało elementy teologii wyzwolenia z typowo hinduską, antydogmatyczną teologią pluralistyczną. Balasuriya odrzucił rzymskie oskarżenia jako błędną interpretację swoich idei i uważał, że Stolica Święta nie jest w stanie wydawać sądów o teologach pracujących w społecznościach wielokulturowych. To tłumaczenie zostało uznane za niewystarczające przez Watykan, który oburzony postawił wszystko na jedną kartę żądając, by misjonarz wycofał się ze swoich poglądów. Znużony walką rzucił na niego ekskomunikę w 1997 roku, zanim go zrehabilitował.
W okresie trwania synodu na temat Azji, który się zebrał w 1998 roku, napięcia między magisterium a Kościołami lokalnymi były więc intensywne. Według kardynała Ratzingera należało sprowadzić z powrotem do szeregu „epicentrum teologicznego zamieszania", jakim był subkontynent indyjski. W lecie, tego samego roku, kardynał opublikował notę potępiającą post mortem pisma o. Anthonyego de Mello. Zmarły w 1987 roku jezuita, psychoterapeuta, był prawdziwym przewodnikiem duchowym, który otworzył centrum modlitwy w Indiach. Jego prace w wielokulturowym kontekście miały na celu pomagać wyznawcom innych religii, agnostykom, a nawet ateistom w ich duchowych poszukiwaniach. De Melło przedstawiał Boga jako bezosobową rzeczywistość kosmiczną, a Jezusa jako mistrza myśli obok wielu innych.
AUTOR / CC 2.0
Anthony de Mello
Jedenaście lat po jego śmierci kardynał Ratzinger polecił biskupom wycofanie z obiegu jego dzieł, ponieważ stanowiły „poważne niebezpieczeństwo dla wiary". Jezuici zgadzając się z tym, że niektóre pisma ich współbrata były dyskusyjne, uważali, iż watykańskie potępienie wynikało z nieporozumienia, na skutek pewnych publikacji „ekstremistycznych uczniów" ojca de Mello. Dla Samuela Rayana potępienie ze strony Stolicy Świętej „nie rozwiązywało żadnego problemu, ponieważ książki de Mello były już bardzo popularne i cieszyły się ogromnym zainteresowaniem". (...)
MISSIO ISLAMICA
Na początku XX wieku bilans, jaki Kościół mógł sporządzić ze swojej działalności i ze swoich relacji z islamem na przestrzeni czternastu wieków, nie dorównywał wielkości zaangażowanych środków. Dobrych wspomnień nie pozostawiły też wyprawy krzyżowe. W części Europy wpływy otomańskie utrzymywały się długo. Dopiero zdecydowany zmierzch tureckiej potęgi, zapoczątkowany w XVII wieku, a potem kolonizacja muzułmańskiego świata, oddaliły grożące od wielu pokoleń niebezpieczeństwo, tak że islam przestał już być jedną z głównych trosk Rzymu.
Po I wojnie światowej Kościół musiał jednak skontrolować swoje poglądy. Wraz z rozwojem wahabickiej ideologii[6], rozszerzaniem się panarabizmu, panislamismu i podupadaniem kolonialnej dominacji, polityczne i religijne przebudzenie dynamicznego islamu zaczęło od nowa stanowić zagrożenie dla chrześcijańskiej obecności na muzułmańskiej ziemi. Toteż kiedy Rzym znowu zwrócił się w stronę muzułmańskiego Wschodu, Towarzystwo odgrywało rolę uprzywilejowanego partnera dialogu. Po przywróceniu zakonu w 1814 roku holenderscy jezuici przejęli, jako ziemie misyjną, Indonezję, pierwszą muzułmańską potęgę w Azji. Towarzystwo szło jednak przede wszystkim śladem ruchów kolonizatorskich w stronę Magrebu. W 1836 roku jezuici wylądowali razem z Francuzami w Algierze, ale wtedy polityka nie szła już w parze z religią i zakazano im nawracać tubylców, by pozwolić na „pokojowy" rozwój kolonii. W 1844 roku prowincja liońska[7] z pomocą rządu odzyskała swoją misję w Syrii.
Tam jezuici otwarli cenione bardzo wysoko przez muzułmańską elitę kolegia, które sprzyjały wzajemnemu poznaniu się. Przejazd przez Wschód, w szczególności przez Damaszek i Bejrut był klasycznym etapem podróżowania liońskich jezuitów, a stolica Gallów stała się kolebką wyspecjalizowanego ośrodka badań nad islamem. Prowincja wydawała odziedziczone po Ojcach Białych czasopismo „En terre d'Islam" (W ziemi islamu), początkowo przeznaczone dla misjonarzy, które jednak szybko się przeobraziło w organ studiów w przedmiocie krajów muzułmańskich. W 1931 roku utworzony został w Fourviere Instytut Islamologii. Jego celem było rozpatrywanie kwestii teologicznych, wynikających ze studium islamu, analiza kontaktów między chrześcijanami i muzułmanami oraz problemu religijnej, intelektualnej i społecznej ewolucji świata islamskiego. Zamysłem instytutu było zdemaskowanie „błędów" islamu, szczególnie w tym, co tyczyło kwestii małżeństwa, poligamii oraz - przez korelację - statusu kobiety i rodziny. To były zasadnicze problemy, z którymi misjonarze spotykali się codziennie.
Jezuici chcieli zaproponować zbliżenie się do islamu nie tyle teologiczne, co kulturowe, socjologiczne i praktyczne. Uważali, że trzeba odrzucić argument wyższości zachodniej cywilizacji, opartej na „prawdziwej religii", zastępując go próbą autentycznego poznania tych, z którymi chce się nawiązywać kontakty. W ten sposób uczestniczyli oni w odnowie percepcji muzułmańskiego świata, choć nie obeszło się bez tego, że byli niepokojeni z powodu swoich „arabizujących tendencji", uważanych za zbyt sprzyjające islamowi. Pozwalali sobie nawet na nazywanie muzułmanów „ludźmi wiary", a więc już nie określali ich mianem „niewiernych", kategorią, w której byli od zawsze umieszczani przez Kościół katolicki.
W 1937 roku zainteresowanie Towarzystwa islamem stało się oficjalne za sprawą generała Ledóchowskiego. W swoim liście O nawracaniu muzułmanów, dokumencie wewnętrznym, zobowiązywał on oficjalnie jezuitów do działań w tym kierunku. Islam w rzeczy samej stał się bowiem dla Towarzystwa nie tylko przedmiotem zainteresowania, ale przede wszystkim niepokoju. Jezuici słusznie zauważyli, że, w przeciwieństwie do Zachodu, świat muzułmański nie zna ani ateizmu, ani religijnego indyferentyzmu. W ślad za protestantami generał chciał uruchomić missio islamica, która miała objąć Wschód i Daleki Wschód, opierając się na sieci kolegiów zakładanych przez Towarzystwo. ,
Franco Pecchio / CC 2.0
Klasztor Deir Mar Musa al-Habashi.
Ta nowego rodzaju wyprawa krzyżowa powierzona została Christophe'owi de Bonneville, któremu przyszło ustalić plan działania, nad czym systematycznie pracował. Dla sporządzenia rejestru miejsc, gdzie znajdowali się muzułmanie, zażądał od każdej misji jezuickiej dokładnej odpowiedzi na szczegółowy kwestionariusz o praktykach wyznawców islamu, ich obyczajach i relacjach z chrześcijanami. Ośrodek studiów nad islamem utworzono w Rzymie i każdy prowincjał miał obowiązek znaleźć kilku młodych ochotników, którzy by chcieli poświęcić się pracy ewangelizacyjnej wśród muzułmanów,Wnioski z tej obszernej refleksji wstępnej pozwalały mieć nadzieję, że misja się uda. Dotychczas misjonarze nawrócili wprawdzie niewielu, a to dlatego, że nie znali dobrze terenu. Wszystko więc zmierzało do wykazania, że teren będzie sprzyjający.
Relacje między chrześcijanami i muzułmanami były, jak uważał Christophe de Bonneville, raczej dobre, a między tymi dwiema religiami istniało wiele punktów wspólnych. Radził on więc misjonarzom, by swoją pracę oparli właśnie na tych wspólnych bazach, ponieważ „apostoł Jezusa Chrystusa nie ma prawa niszczyć, żeby następnie odbudowywać według planów częściowo ludzkich"[8]. Ponieważ wszelkie próby bezpośredniego nawracania na chrześcijaństwo bywały odrzucane, dlatego według jezuitów należało przede wszystkim dążyć do takiej „ewolucji" islamskiej moralności, żeby muzułmanie zaakceptowali chrześcijańską zasadę wolności indywidualnego sumienia. Ów rewolucyjny plan Towarzystwa nawracania muzułmanów zalecał też otwieranie się na wszystkie laicyzujące tendencje w społeczeństwie, by w ten sposób ograniczyć społeczny i moralny wpływ islamu na populację. I wreszcie, ponieważ misjonarski sukces jezuitów mógł zostać osiągnięty jedynie poprzez należytą formację ich misjonarzy, nie tylko książkową, ale i praktyczną, trzy z ośmiu lat przygotowawczych studiów jezuiccy klerycy odbywali w terenie, gdzie uczyli się intensywnie języka arabskiego i poznawali miejscowe realia. Misjonarze Towarzystwa Jezusowego poszerzali swoje wpływy na ziemi islamu „wyzbywając się swojej zachodniej duszy".
Z tą starą receptą wyruszyli oficjalnie na podbój islamu 29 listopada 1938 roku. Centrum koordynacji ich poczynań było w Rzymie, gdzie utworzyli specjalny sekretariat przy Uniwersytecie Gregoriańskim. Sekretariat ten odnotował wiele sukcesów misji, zapisując je w „kartotece nawróconych", gdzie umieszczone zostały ich nazwiska, zawód, uposażenie i opcje polityczne... Ta „policyjna" metoda powodowała u wielu zgrzytanie zębów. Mimo jednak wytężonej energii i wielkich ambicji missio islamica spaliła na panewce. Szybko ją przerwano na skutek wojny i tak naprawdę nigdy nie podjęto z powrotem. Rezultaty zaś były umiarkowane. Otwarta w 1935 roku misja u Alaouitów i zawieszona definitywnie w 1946 dała jedynie kilka nawróceń i pozwoliła na utworzenie chrześcijańskich wiosek na wzór Kabylii. Jezuici doświadczyli też konkurencji innych zakonów misjonarskich, szczególnie Ojców Białych, a jeszcze bardziej swoich protestanckich rywali angloamerykańskich, którzy potem zostali wzięci na cel przez islamskich nacjonalistów.
Model jezuickiej misji zmienił się całkowicie po wojnie. Pod wpływem przykładu, jaki dawał eremita z Hoggar, Charles de Foucault, misja ta nie polegała jedynie na akcji kulturotwórczej i społecznej, ale oparta została na dawaniu świadectwa. Poza tym jezuici uczestniczyli również w wypracowywaniu pozytywnej konfrontacji katolicyzmu z kulturami pozazachodnimi, w szczególności z islamem, porzucając najpierw z konieczności, a potem z przekonania prozelityzm.Miejsca, w których relacje Towarzystwa ze światem muzułmańskim nabrały cech trwałości to Liban i Syria. Kraj cedrów liczy obecnie siedem jezuickich wspólnot, które zarządzają kolegium, instytutem technicznym, szkołami, domem wydawnictw, a przede wszystkim uniwersytetem Sw. Józefa w Bejrucie. Sześć tysięcy studentów uczy się na dwunastu wydziałach, w jednej szkole i w dwudziestu dwóch wyspecjalizowanych instytutach, rozmieszczonych w czterech studenckich miasteczkach w Bejrucie i w ośrodkach studiów uniwersyteckich w Saidzie, Trypolisie i Zahle.
Franco Pecchio / CC 2.0
Ojciec Paolo (z lewej) ze współbratem w klasztorze Mar Musa
Przy bejruckim uniwersytecie funkcjonuje Instytut Literatur Wschodnich, którego dziekanem jest profesor muzułmanin. Działa też instytut studiów islamsko--chrześcijańskich, założony w 1977 roku, w którym prowadzone są wykłady dla chrześcijan i muzułmanów na tematy wspólne obu religiom oraz ośrodek studiów o współczesnym świecie arabskim - założony przez amerykańskich jezuitów z Bagdadu, skazanych na wygnanie, po nacjonalizacji ich uniwersytetu w latach siedemdziesiątych. Ten ośrodek dokumentacji i badań organizuje w każdym miesiącu spotkanie zarezerwowane dla jezuitów, którzy poruszają aktualne tematy. Istnieje wreszcie ośrodek dokumentacji i badań utworzony przez libańskiego jezuitę egipskiego pochodzenia Samira Khalila, który chce zwrócić uwagę na myśl i podwaliny cywilizacji chrześcijańskich arabów Wschodu, by na tej bazie pogłębiać dialog z islamem.
W Syrii rezyduje dwunastu jezuitów, a wśród nich Paolo Dall'Oglio, założyciel wspólnoty klasztoru z Mar Moussa[9]. W 1977 roku ten ruchliwy, dwudziestotrzyletni włoski nowicjusz, syn chrześcijańskiego demokraty z pierwszego szeregu i dawnego działacza chrześcijańskiej lewicy, powiadomił swoich przełożonych, że chce „ofiarować swoje życie za zbawienie muzułmanów". Wyjechał więc na studia do rozdartego wojną Libanu, po których wrócił do Neapolu, a następnie udał się do Jerozolimy dla nauki języka hebrajskiego. W końcu wysłano go do Damaszku, gdzie przyjął święcenia kapłańskie w rycie syryjskim, według niego najbliższym rytmowi modlitw muzułmańskich szeików. W 1982 roku ojciec Paolo odkrył przez przypadek wzniesiony na górze, osiemdziesiąt kilometrów na północ od stolicy, w środku pustyni, opuszczony klasztor Św. Mojżesza, po arabsku Mar Moussa. Natychmiast zaangażował się w odnowę zabudowań pochodzących z VI wieku i przez ponad dwadzieścia lat walczył, by Watykan zatwierdził małą grupę, którą tam założył.
Była to wspólnota oryginałów, trudna do zaklasyfikowania w Rzymie, wspólnota mieszana, ekumeniczna, w której chrześcijanie stanowili mniejszość, przeznaczona nie tyle do „dialogu" islamsko-chrześcijańskiego, ile do tworzenia pozytywnych interrelacji islamsko-chrześcijańskich, z językiem arabskim w tle. Przez pewien czas w niełaskach To warzystwa, podejrzewany o promuzułmańskie sympatie, Paolo Dall'Oglio musiał przekonywać diecezjalne i rzymskie władze, wyjaśniać nieporozumienia, uzasadniać swoje postępowanie, podporządkować się wszystkim żądaniom i publicznie prze prosić, żeby wreszcie uznano oficjalnie jego inicjatywy. Pod koniec 2006 roku otrzymał fińską nagrodę fundacji Euro Mediterranee - Anna Lindh, za dialog między kulturami. Eksperyment Mar Moussa i praca ośrodków badań w Bejrucie ukazują dwa różne podejścia do dialogu z muzułmanami. Może on mieć różne formy i brzmienia, zależnie od osób i okoliczności. Pokazało to właśnie Towarzystwo po szoku, jaki spowodowały terrorystyczne zamachy w Nowym Jorku i Waszyngtonie 11 września 2001 roku (...)
Fragmenty pochodzą z rodziałów: ULEGŁOŚĆ NIE JEST POSŁUSZEŃSTWEM: JEZUICI W ŚWIĘTYM OFICJUM - Dialog międzyreligijny i synkretyzm (s. 167) oraz WYZWANIA ISLAMU - Missio Islamica (s.324). Tytuł artykułu oraz numeracja przypisów od redakcji wiara.pl.